sobota, 10 listopada 2012

Świąteczne opowiadania i samochwała






Magdalena Kordel, autorka mojego ukochanego cyklu książek o Malowniczym wpadła na przefajny pomysł. I tu już cytuję z bloga Magdy:
"Pomysł(...) związany rzecz jasna ze świętami. Wiem, że sporo wśród was jest nie tylko czytających, ale też piszących. Zresztą do tego co wam chcę zaproponować nie trzeba pisać notorycznie tylko mieć pomysł. Otóż co Wy na to żebyśmy - tak żebyśmy - napisali opowiadanka wigilijne i potem je wydrukowali? To znaczy zrobili z nich książkę? Zdaje sobie sprawę, że czasu jest niewiele, ale pomyślcie jakie to by było fajne! Wymyśliłam (z pomocą męża zresztą), że miałoby to wyglądać tak: Do końca listopada piszecie opowiadanie (niezbyt długie) o tematyce świątecznej, przysyłacie a ja w specjalnej zakładce umieszczam wszystkie teksty. Potem do 3 grudnia głosujemy, nie wiem chyba za pomocą ankiety, albo komentarzy pod opowiadaniami na to które wam się najlepiej podobało. 5 z najwyższą liczbą głosów zwycięży a autorzy otrzymają 2 egzemplarze książki w nagrodę. Pozostałych uczestników opowiadania też zostaną umieszczone w książce."

Szczegóły znajdziecie tutaj:


Świąteczna propozycja czyli kto napisze ze mną książkę?

A pierwsze opowiadania tutaj:

Świąteczny zakątek


Nie muszę chyba mówić, że pomysł podoba mi się szalenie i wchodzę w ten projekt natychmiast:-)))

Zapraszam do pisania i komentowania. Jak zabawa to na całego:-)))




A teraz będę się chwalić. Otóż Jasna z bloga Klub Kota Jasna 8 wywołała mnie do tablicy nominując do jesiennej zabawy. Otóż należy napisać o sobie 5 dobrych rzeczy. Przez chwilę pomyślałam sobie, że samochwała to w kącie stała, ale co mi tam. Najwyżej sobie chwilę postoję:-)))
1. Kocham koty. Miłością wielką i ufam, że odwzajemnioną, bo przychodzą do mnie nawet te, które zdecydowania do ludzi zaufania nie mają.
2. Kocham wszelką inną żywiznę za wyjątkiem pająków i komarów. Przy czym pająków w miarę możliwości nie uśmiercam, ale komary - no cóż. Albo one, albo ja:-)))
3. Mam w głowie istny śmietnik wiadomości z różnych dziedzin wiedzy. ( Chociaż nie wiem, czy to akurat dobrze? )
4. Posiadam wkurzającą umiejętność szybkiego czytania. Bardzo nieekonomiczną bo książkę o przeciętnej objętości łykam w godzinę.
5.I nie wiem co jeszcze. Bo charakter mam trudny, cierpliwości niewiele. Tak mi się wydaje, że chyba w sumie to mam dobre serce.

Ściskam Was mocno, a do zabawy zapraszam wszystkich, którzy zechcą się podzielić z nami swoimi mocnymi stronami:-)))

29 komentarzy:

,,Kozi las'' pisze...

Nie wiemy czy miało być tylko 5 pozytywnych cech. Wiemy że łatwiej ocenia się ,,z boku" My z autopsji i własnego doświadczenia dodamy zgrupowaną cechę wspólną.
Niezwykłą łatwość kontaktu z ludźmi i wyjątkowe ciepło wyczuwalne od pierwszej chwili gdy się Ciebie pozna (w realu:)
Pozdrawiamy Ciebie i Was :)

Dom Pod Sosnami pisze...

Pomysł z książką fajoski - już czekam na rezultat! :)

Jak już dasz sie poznać w realu, to napiszę, jakie masz dobre cechy! :P :)

Kretowata pisze...

OK, może coś wymyślę, ale podaj więcej szczegółów: objętość przede wszystkim, bo 5 tomów napiszę, i co? Na taczce będziemy to wozić?;)) Poza tym - to ma być wiejsko-świąteczne, czyli "nasze klimaty", tak? Czy nie?

I zapomniałaś chyba o pracowitości;)) i odwadze;))
Pozdrawiam;)

krystynabozenna pisze...

Fajnie ,że napisałaś o sobie :-)
Trzeba od czasu do czasu napisać i to dobrze :-)
Opowiadań nie umiem pisać,
ja tylko krótko i na temat umiem :-)))

Izydor z Sewilli pisze...

Tylko pięć, tak skromnie? Pomysł z tym konkursem na opowieści fajny, ale ja tylko o owcach mogę więc chyba nie skuszę się. Pozdrawiam

Unknown pisze...

Już odpowiadam. Januszu, Zoisu - dziękuję Wam serdecznie. Nie wiem, czy wiecie, ale jedną z moich cech jest...nieśmiałość. I zanim wejdę do obcego domu, nieznajomych ludzi muszę się okrutnie przełamywać...Kretowata - opowiadanie ma być max na 10 800 znaków czyli 6 stron znormalizowanego maszynopisu. Tematyka - około świąteczna. Wiejsko sielska nie obowiązkowo. Może być i w Afryce:-))) Owieczko - świąteczne owce też chyba mogą być?:-))) Czy Mikołaj nie może mieć małej, cudnej wrzosówki?:-))) Jasna - ja też zazwyczaj krótko i na temat, ewentualnie długo i na temat bo w końcu jestem reporterką:-)))
Aaaa - a pracowitość i odwaga. hmmm. W sumie to jestem leniwa. Pracuję szybko i solidnie. Szybko, żeby prędzej skończyć i solidnie, żeby nie musieć powtarzać:-))) A z odwagą to zaiste różnie bywa!
Cium, że zacytuję naszych blogowych Przyjaciół.

-mamon- pisze...

Ja jestem totalną analfabetką, ale będę kibicować w pisaniu tych opowieści wigilijnych,będę je potem czytać. Zazdroszczę Ci tej umiejętności szybkiego czytania, ja niestety książki trawię, wracam po kilka razy do poszczególnych wątków i rozkładam je na czynniki pierwsze:)
Co do pisania o sobie, myśl o sobie ciepło i mów o tym wypowiedziane słowa krążą gdzieś w przestrzeni utwierdzając innych a przede wszystkim siebie o swojej wartości.
Pozdrawiam ciepło.

Olga Jawor pisze...

Dobry wieczór Asiu! Okazuje się, że mamy parę cech wspólnych. Też kocham zwierzeta (mój mąż mówi, że bardziej, niż siebie samą, bo czasami "padam na pysk" po spełnieniu wszystkich ich pragnień i potrzeb).A po drugie też umiem dosć szybko czytać. Poza tym chyba nieźle piszę (jak mogłam to napisać - nigdy sie nie chwalę, zawsze stoję skromnie w kątku, a tu prosze, jaka bezczelna odwaga!). Dobra ze mnie słuchaczka - ludzie zawsze lubili mi sie zwierzać. Jednak o wiele mniej słuchali mnie...:)))
No i na koniec wyliczanki tych pozytywów, to myślę, ze niezła ze mnie piechurka!
Asiu! Myślę o przyłaczeniu się do zabawy w pisanie opowiadania świątecznego! Bardzo mnie i mojego Cezarego ten pomysł nęci, tylko nie wiem czy starczy czasu...

Pozdrowienia ceipłe i buźka serdeczna!

Unknown pisze...

Olga - właśnie czytałam Twój ostatni wpis i tak sobie pomyślałam, że koniecznie powinnaś przyłączyć się do tej zabawy:-))) Bo talent do pisania bezwzględnie masz! A zgodzisz się ze mną, że umiejętność szybkiego czytania to nie do końca błogosławieństwo?
Asia

Olga Jawor pisze...

Zgodzę się! Przypomina mi się w związku z tym śmieszna historia. Często jadąc autobusem czytałam ludziom przez ramię to, co oni akurat czytali. (Wiadomo - nałogowi czytacze tak mają, że czytają wszystko i wszędzie - nawet z braku laku napisy na opakowaniach, gdy już czegoś lepszego zbraknie.)No i pewnego razu czytałam w ten sposób coś tak ciekawego, że po prostu szlag mnie trafiał, że ta osoba czyta o tyle wolniej i przewraca kartki w tempie ślimaczym, a przecież zbliżał sie mój przystanek i czas wysiadania. Poprosiłam ją więc o podanie mi książki na chwilę (dziwię się, że się odważyłam, bo zazwyczaj też jestem niesmiała)i w try miga sobie przekartkowałam. Zdążyłam tuż przed moim przystankiem, co nie przeszkadzało mi potem pójśc do księgarni i kupić "Kodu Leonarda da Vinci - bo to o tę ksiażkę wówczas chodziło!
O cholewka! Znowu się rozpisałam! No,ale koty śpią, kury śpią,pies chrapie, Cezary podrzemuje, to mam troszkę czasu dla siebie! A jutro znowu bieganina od rana! A że pisanie bardzo lubię, to spróbuję pomyśleć o świątecznej opowieści na konkurs...(ale nie obiecuję!)
Hej!

Unknown pisze...

A masz ten dar wrodzony, czy się uczyłaś? Bo ja po prostu tak mam. Moja córka też. Znać odziedziczyła po mnie...

Olga Jawor pisze...

Ja też tak po prostu mam, i moja córka chyba też... (:))!
To, swoją drogą, bardzo dziwne co dziedziczymy a co gdzieś tam znika, czy zostaje pominięte w tym procesie przekazywania genów.Kto lub co dokonuje tej selekcji? Hmmmm....

Unknown pisze...

Moja Mama też bardzo szybko czytała, ale nie aż tak. A my z moją Ewą to w ogóle jesteśmy do siebie bardzo podobne. Czasem się nawet zdarza, że nas ludzie mylą:-))) A gdzie geny ojca? Też przecież muszę być:-))) Tymczasem u mnie w rodzinie wszystko idzie jakby po kądzieli. Ja po Mamie, a Ewa po mnie:-)))

Olga Jawor pisze...

Może geny ojca objawiaja się u niej bardziej w charakterze, niż w wyglądzie i uzdolnieniach? Ja mam po mamie wrażliwość a po tacie upór i wytrzymałość. Mieszanka miecza i kadzieli w wielu, wielu sprawach. I z moją Anią jest podobnie.
Zaraz się kładę spatki, bo już mnie strasznie ziewanie bierze, a rano trzeba wcześnie wstać.

Pozdrawiam raz jeszcze i dobrej nocy życzę!:)

artemisia pisze...

Moja 5-letnia córka od zawsze uwielbia koty. Co więcej twierdzi, że jest kotem. Czasem bawimy się, że ja jestem czarownicą a ona czarnym kotem czarownicy. Czarownica potrafi robić prawdziwe, poważne czary a kot jedynie złośliwe małe czary-psikusy osobom, których nie lubi np. "żeby komary gryzły tylko ciebie" albo "żeby wszystkie ptaki na drzewach robiły na ciebie kupę" albo "żebyś się mył i mył a wszyscy i tak uważali, że brzydko pachniesz". Takie to psikusy wymyśla mój kot czarownicy. Ale najgorszą klątwą kota jest "żeby wszyscy cię ignorowali (czyli w wykonaniu 5-latki: nie słuchali)". I teraz zastanawiam się, czy ten koci czar nie dosięgnął również mnie. Ile razy zapytam kogoś, kto na swoim blogu opowiada o robieniu sera, skąd posiadł tę wiedzę i proszę o wskazówki, nigdy nie otrzymuję odpowiedzi. Czy istnieje jakieś zamknięte bractwo serowarów, które nie dzieli się swoimi doświadczeniami, namiarami, recepturami?

Olga Jawor pisze...

Przepraszam, że zabieram głos nie pytana, ale myślę że mnóstwo osób parajacych sie serowarstwem czerpało swoją wiedzę z internetu (chyba są jakieś specjalistyczne strony na ten temat)oraz uczęszczało na specjalne kursy. A to ignorowanie Twojego pytania to albo czysty przypadek, albo brak czasu na szczególową odpowiedź - wiesz sery to temat rzeka, a serowarzy zabiegani są strasznie.
Nie upadaj więc na duchu tylko szperaj, szukaj, pytaj i nie zrażaj się niczym.
I jeszcze a propos kotów - też mnie fascynują, a od pewnego czasu coraz intensywniej...
Pozdrowienia dla Ciebie i dla autorów tego bloga, którzy użyczają nam ciepłej gościny o poranku!:))

Unknown pisze...

Olga - dzięki:-))) Grunt to szybka reakcja:-))) A ja już odpowiadam Artemisii- jak umiem najlepiej. Chociaż w serowarstwie stawiam dopiero pierwsze kroki i uczę się cały czas. U mnie pierwsza była wizyta u Sylwii i Rusłana, na Ranchu Grontiera, którzy robią absolutnie genialne sery. A zawiózł mnie tam ze trzy lata temu znajomy - podczas robienia u niego reportażu. Złapałam bakcyka i zaczęłam szukać serów zagrodowych ( znaczy się robionych w domu ). Jeszcze nie myślałam, żeby je robić. Potem pojechaliśmy na reportaż do szwajcarskiego serowara na Suwalszczyznę. Jego sery wyrabiane w bardzo prosty sposób, w domowej kuchni miały po prostu niebywały smak. Tylko ta cena... I już zaczęło mi coś kiełkować. Dojrzewałam dość długo. Latem pojechaliśmy do Sylwii i Rusłana ponownie - tym razem, żeby zrobić reportaż o nich. I po tej wizycie powiedziałam sobie - Włodarska, nieświęci sery robią, tobie też się uda. Najpierw poszperałam w necie, zamówiłam podpuszczkę i chlorek wapnia. Dostałam od wysyłającego kilka przepisów. Zrobiłam ser parzony i domową mozarellę ( z mleka od sąsiadki ). A potem odkryłam, że niedaleko nas organizowane są warsztaty serowarskie ( niedaleko - jakieś 140 km:-))) ) I pomknęłam tam celem zrobienia reportażu, ale jakby nie mój zawód na warsztaty zapisałabym się natychmiast. Bo warto. Ja byłam tam tylko jeden dzień i zajmowałam się głównie wywiadowaniem i stylizacją. Na czerpanie wiedzy czasu nie było. Ale poznałam tam Mistrza Krzysztofa i takie warsztaty będą też u nas. Bo powiem Ci - teoria to jedno, a praktyka - całkiem co innego. Z warsztatami musimy poczekać, bo krowy teraz są zacielone i marniutkie mleko dają. A te, które są na kiszonce dają mleko gorzkie. Dobre sery więc raczej nie wyjdą. A tu masz kilka tytułów ciekawych publikacji:

Ricki Caroll " Domowy wyrób serów"
Z.K. M. Przybylak " Wytwarzamy ekologiczny ser"
J. Licznarski "Praktyczne serowarstwo"

Rozpisałam się. Jakby coś - pytaj:-)))
Asia

Kretowata pisze...

A ja jeszcze nie o serze, tylko o czytaniu w środkach transportu: kiedy jeszcze mieszkaliśmy w mieście i poruszaliśmy się tramwajami, mieliśmy z Księciem Małżonkiem taką zabawę - stawaliśmy sobie nad czytelnikiem i zaglądaliśmy w lekturę i kto pierwszy zgadnie, co to jest za książka? No i wyobraźcie sobie miny tych ludzi, gdy nagle nad głowami rozlegało się na 3-4 z dwojga ust na cały głos np. "Pani Bovary" albo "Ożenek"! Właściwie to tylko tego sportu ekstremalnego mi teraz na wsi brakuje;)))) Pozdrowienia dla czytaczy!!!

Magdalena Kordel pisze...

Asiu zapraszam, wybrałam cię bezlitośnie: http://magdalenakordel.blogspot.com/2012/11/nominowana-nominuje-czyli-moje.html

Mona pisze...

jestem ciekawa co z tego wyjdzie :)

niewinny czarodziej pisze...

Z chęcią się przyłączę . Na jaki adres email wysłać opowiadanie ?

Unknown pisze...

Czarodzieju miły - ślij do Madlen na adres: magdakor@vp.pl
Bardzo jestem ciekawa Twojego opowiadania:-)))
Asia

niewinny czarodziej pisze...

Witaj Tess , opowiadanie zamieszczone , a skoro jesteś jego ciekawa ... zapraszam :-))))

Agni pisze...

Ktory obraz Jacka ?

Unknown pisze...

Agni - którykolwiek:-))) Kocham wszystkie:-)))

artemisia pisze...

Dzięki. Cieszę się, że Cię nie obraziłam moim "sfrustrowanym" komentarzem, bo bardzo lubię tu zaglądać :-). Ja teorię mam przeczytaną i zawsze rozbijam się o moment dojrzewania sera, tj. znalezienia mu miejsca o właściwej temperaturze i wilgotności. W domu jest zdecydowanie za ciepło, a w naszej piwnicy-ziemiance zagościły jakieś gryzonie, które właśnie nadżarły znaczną część zapasów marchwi i buraków z naszego ogródka. Poza tym panuje tam stęchły zapach, który łatwo mógłby przeniknąć do produktów mlecznych. Dom, do którego już na wiosnę się sprowadzę znajduje się na Mazurach, więc dość blisko mam do Rancho Frontiera i do znanego wszystkim sympatykom tematu Szwajcara, ale zawsze obawiałam się próby pozyskania od nich wiedzy. Zastanawiam się, czy ludzie którzy na swój sukces serowarski pracują od lat, chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami z nieznajomą osobą. Dlatego postanowiłam wziąć udział w jakimś odpłatnym kursie. Szukałam i szukałam, ale nie znalazłam. Dlatego od pewnego czasu wysyłam pytania do autorów blogów z prośbą o wskazówki i namiary. I zawsze pozostaję bez odzewu. Dziękuję za porady. A jak zorganizujecie jakieś warsztaty, to się na nich pojawię. Pozdrawiam serdecznie,
kasia

Go i Rado Barłowscy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Go i Rado Barłowscy pisze...

Uff! Rzutem na taśmę zdążyliśmy się włączyć do świąteczno-literackiej zabawy! Dzięki za "cynk". Oczywiście, jak przystało na uczciwe małżeństwo, opowiadania wysłaliśmy dwa! I oczywiście, zabranialiśmy sobie zaglądać przez ramię na ekran kompa :DDDD


Jeszcze raz dzięki za info o takim fajnym pomyśle. Bez ciebie przeleciałaby nam zabawa bokiem.
Uściski

Qra Domowa pisze...

prawda,że chwalenie samego siebie nie jest łatwe???? oj przydałaby mi sie taka umiejetnośc szybkiego czytania:))))))