czwartek, 27 stycznia 2011
Kurczak z dochówki i kuchnia malowana, czyli lekarstwa na depresję
Miałam ostatnio lekkiego doła. Nie jakaś tam masakryczna depresja, ale takie zimowe smuteczki mnie dopadły. Trzeba było coś na to poradzić. A jakie są lekarstwa na depresję?
Ja znam kilka. Najlepszym znanym mi antidotum na wszelkie chandry są małe kotki. Ale jakoś żaden mały, mruczący antydepresant na tymczas się nie trafił... Trzeba więc było radzić sobie inaczej. Pozostały mi dwa sposoby. Pierwszy – sprawdzony wielokrotnie czyli gotowanie i ( lub ) pieczenie różnych pyszności. Drugi to prace fizyczne prowadzące do opadnięcia rączek i nóżek ze zmęczenia ale zostawiające wyraźny, wizualny efekt. Biorąc pod uwagę, że moje smuteczki przybrały wielkość wprost proporcjonalną do ilości chmur na niebie – zdecydowałam się zastosować oba. Jako, że kuchnia w stanie remontowym nie za bardzo nadawała się do eksperymentów kulinarnych postanowiłam zastosować sposób Ani z niewielkiej miejscowości Wokiele tuż pod naszą rosyjską granicą i upiec kurczaka w dochówce pieca ( opcjonalnie w duchówce w zależności od regionu Polski ). Na zewnątrz mróz trzaskał siarczysty, od zielonych kafli biło spokojne ciepło a ja przygotowałam kurczaka z warzywami. Do brytfanki wrzucamy to, co akurat mamy pod ręką: cebulę, czosnek, marchewkę, pora ( upieczony mi akurat nie podchodzi, ale daje piękny aromat ), paprykę i co tam kto lubi. No i oczywiście kurczaka. Ja dodaję jeszcze gałązkę tymianku cytrynowego i cząber. Do tego trochę masełka i wstawiamy całość do nagrzanej pięknie dochówki. Zamykamy szczelnie pozostawiając pieczyste na dwie, trzy godziny. I oddajemy się innym zajęciom, bo kurczak w dochówce się nie przypala...
My zabraliśmy się w tym czasie za kuchnię. W części, która w naszym domu była kiedyś tak zwaną czarną kuchnią – czyli jakby wnętrzem komina – odsłoniliśmy wcześniej kolebkowe sklepienie z czerwonej cegły. Teraz Wojtek cegłę pięknie wyczyścił i zakonserwował. Ale ściany straszyły nadal gołym tynkiem. Nabywałam zatem pigment i białą farbę i rozpoczęłam eksprymenty kolorystyczne. Malowaliśmy trzy razy, aż do uzyskania gołębio-szarego efektu. Belka, która kiedyś oddzielała pomieszczenie czarnej kuchni otrzymała kolor stalowy. Szafki po lewej stronie to moja ulubiona IKEA z szarym blatem i stalowymi dodatkami. Po prawej stanął odratowany przeze mnie kilka lat temu stolik, tymczasowa lodówka ( docelowo będzie duża, stalowa ) oraz pojemnik zasobowy na psią karmę wykonany własnoręcznie przez Maćka z Innej Bajki. Brak jeszcze kuchenki ( za moment przybędzie) i kafli na podłodze, ale to musi poczekać – najważniejsze jest jednakowoż ocieplenie i izolacja całego budynku...
Powiem Wam, że i tak od razu mi lepiej. Deprecha ustąpiła jak ręką odjął.
A propos czarnej kuchni – jak się okazało nasz dom powstawał na granicy dwóch sposobów budowania – było to około roku 1880 ( w piwnicy na stalowej belce jest data 1878 r. ) W budownictwie wiejskim odchodzono wówczas od budowania kominów – wędzarni - tzw.bab żuławskich, oraz od czarnej kuchni, czyli pomieszczenia z paleniskiem umieszczonego wewnątrz tegoż komina. U nas jest jeszcze komin – wędzarnia, ale czarna kuchnia od razu została otwarta na drugą część pomieszczenia ( w tym czasie modne były przebudowy, w których czarne kuchnie otwierano ). A w konstrukcji budynku zastosowano już belki i wsporniki stalowe – również w miejscu, gdzie kończył się komin. No i u nas nie było nigdy kuchni kaflowej – tylko coś jakby obudowana westfalka. Ot taka „ nowinka techniczna” na koniec XIX wieku...
Kurak podany z chlebem własnego wypieku to po prostu niebo w gębie
Prawa strona kuchni
Widok ogólny ( zdjęcie trochę ciemne, ale u nas słońca niet. Jak przyświeci to cyknę jeszcze raz i podmienię...
Na stoliku, którego Wojtek nie chciał zabrać z babcinego strychu, mówiąc, że z tego rozwalającego się rupiecia nic się nie da zrobić - stoi mleko PROSTO OD KROWY. Przyznaję, że smak ma niebywały. Zobaczymy jaka będzie śmietana...?
Antydepresyjne zdjęcia w kuchni - lawendowe pole i wieczorny Bałtyk
Ale generalnie zimą też może być pięknie, prawda?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
37 komentarzy:
Piękna cegła na sklepieniu!!!! Jak fugowaliście i czym?
Można prosić o fotkę w zbliżeniu?
Może być na priva. Dzięki z góry.
Pozdrawiamy z nad Kwisy.
Z fugowania chwilowo zrezygnowaliśmy. Myślałam o uzupełnieniu ubytków lekko zabarwionym szarym pigmentem gipsem z dodatkiem pokruszonej cegły, ale znajomi budują dom z wykorzystaniem zaprawy glinianej - dostaniemy od nich trochę i tym będziemy uzupełniać. Spoina, która jest trzyma się zupełnie nieźle. Cegłę najpierw Wojtek czyścił szlifierką, potem metalową szczotką, potem była szorowana szczotą ryżową i szarym mydłem, a potem została nasączona unigruntem. Fotkę ze zbliżeniem cyknę jutro za dnia i prześlę, ok?
Małe sprostowanie - nie szlifierką tylko druciakiem na wiertarce. Wojtek był oburzony moim brakiem rozeznania, co do narzędzi używanych przez niego do pracy :-)))
Pozdrawiam Was serdecznie :) fajnie tam u Was, zdjęcia zimowe - cudne , kurak wygląda smakowicie ( mniam ), a mleko ... ach napiłabym się takiego, cóż więcej do szczęścia trzeba ... :)
Kuchnia pięknieje wspaniale(strop wart wszystkie pieniądze).
Co do potrawy powiemy po cichu to nasza ulubiona i tak raz w tygodniu musi być.Jej pochodzenie jest cygańskie(taborowe)jak sporo potraw jedno garkowych.W języku Romani(cygańskim) nazywa się ,,Kahni pre romani" (kura po romsku)Zosia dodaje do niej garść suszonych grzybów.
Pozdrawiamy Was serdecznie.
OOO! To następnym razem dodam i grzyby! Dzięki! A nazwa romska piękna.
pięknie to wszystko wygląda a na kurczaka i mleko sama chciałabym się "załapać"
To mleczko prosto od krowy....mmmmmm. Kafelki kuchenne cudowne, wygladaja na gorace wiec jak widac zimy sie nie boicie!!! A gdzie sa zwierzeta???
Zwierzęta śpią... Podobno koty śpią 18 godzin na dobę. Moje na pewno. Zwłaszcza zimą... A berny im wtórują w pochrapywaniu! Olqa - wiesz, jak będziesz na Żuławach to zapraszam...
O, jak dobrze, że się odezwaliście!!! Zaglądałam i zaglądałam, aż się doczekałam.Jaka piękna ta wasza kuchnia! A sklepienie jak w zabytkowym pałacu. Prześliczne. Kurczak aż pachnie z komputera.Też mi brakło zwierzątek na zdjęciach... I mam pytanie: czemu Rysio już nie pisze pamiętnika?? Może się znudził, ale ja bym chętnie poczytała... Ciepłe pozdrowienia z zimnych Tatr
Mika
Rysio się czai na Wydawcę, więc pisze, ale na razie się nie ujawnia:-))) Obiecuję, że kotopsy będą w następnym poście. Słowo!
Bardzo podoba mi się ten stół w kuchni. Co do smuteczków i smutków poważnych gotowanie mi też pomaga. Nawet jak łzy niczym groch lecą do świątecznego bigosu. Coś w tym jest że człowiek po prostu pichcąc odcina się od smutków.
P.S. mam nadzieję że już lepiej sie masz!
ostatnio moim sposobem na poprawę humoru i niweczenie smutasów jest pisanie posta ;)
to niesamowite jak obcy (z pozoru) ludzie potrafią podnieść na duchu i poprawić humor ;-D
ehh, mleko od krowy, ehh.. a potem śmietanę do słoika, trzęsiemy, trzęsiemy i.. voila, mamy masełko ;) (chociaż pewnie z takiej ilości mleka za dużo by nie wyszło..)
pozdrawiam serdecznie
zmiany nastąpiły :) mam nadzieję, że nastrojowe również. Zima pięęękna jest, oby śnieżna a nie błotna.
Dołączamy się do zachwytów nad kuchennym stropem i cieszymy z remontowej instrukcji dotyczącej renowacji cegieł. Zima oczywiście cudna, ale my chyba w poważnego doła wpadamy - nikomu nie przeszkadza w pracach remontowych. TYLKO NAM :-(((
Serdeczności
Go i Rado
Zimą jest pięknie !!! tylko ... wiosny już mi się chce :)
Uwielbiam remontowe posty, wszystko mi się podoba, naprawdę, czuję się jak u siebie :) i w tym momencie chciałam napisać że lubię remonty ale to nie prawda ;) lubię efekty remontów - jestem pod wrażeniem, i ta cegła i stolik i ... i ... nooo pięknie jest - ależ się ożywiłam, aż mi się chce u siebie, bo ostatnio mi się nie chciało wcale :)
Kurczaka wypróbuję w niedzielę - w sam raz dla mnie, wrzucasz kurczaka, dodatki i zapominasz , bardzo fajny przepis :)
Zrobię w swoim kuchennym, bo dochówki/duchówki brak.
Więcej remontowych postów poproszę
pozdrawiam
No jesteście nareszcie!
Czasami wystarczy o smutkach napisać (opowiedzieć), a one nazwane po imieniu od razu inaczej wyglądają. Już są niegroźne i krzywdy nie zrobią.
Ależ cuda macie w domu! "Czerwonoceglany" z pojezierza siada przy tym :)
Serdecznie pozdrawiam! Magda
Ponoć: na smutki - łyk wódki
Z chandrą jest tak jakby ciut lepiej, ale nadal gdzieś się tam snuje...Trzeba się zabrać za remont przedpokoju, to może pójdzie precz! Magda, jakbym na smutki łyk wódki zapodawała to niechybnie wpadłabym w alkoholizm... Ale winko porzeczkowe własnego wyrobu, albo naleweczka - why not? Koza, a napiszesz jak Ci kurczak wyszedł i co do niego dałaś? Bom ciekawa.Go i rado - no to może planowanie ogrodu? To też pomaga na doły. Ja już mam rozrysowany ziołownik...
Bezczelnie zazdroszczę duchówki... niedawno sąsiadka opowiadała nam o swoim piecu kaflowym (rozebranym!!) który miał taki mini-piecyk akurat na pieczone jabłka... aż mnie nosi od tego czasu, najchętniej jeszcze dziś bym piec przestawiła;) a niestety nasz był przestawiany 3 lata temu, więc na razie mogę sobie pomarzyć... A więc smacznego życzę!:)
Piękny do piękne otoczenie, to najlepsze antidota.
Niezwykłe sklepienie :) Kojarzy mi się z kuchnią na zamku malborskim :) Cudna kuchnie mieć będziecie.
A kurczaka jednogarnkowego robiłam kiedyś, niestety w piekarniku :>, ale za to z mnóstwem pomidorków koktajlowych, cebulką, gałązkami rozmarynu i cukinią - pycha :)))
Zycze duzo sil i zapalu w urzadzaniu kuchni, juz wyglada ciekawie a bedzie jeszcze ladniej. Zima minie a za nia pojda smutki. Wiosna tuz tuz, ani sie czlowiek nie spostrzeze.
Dziekuje za odwiedziny i pozdrawiam serdecznie. :-)
Och duchówka, ma taką szwagierka, ja niestety nie. Wspólczesną odmianą jest AGA, ale mnie na nią nie stać. Podziwiam zapał w remontowaniu. Pozdrawiam z Donegalu
No widzę, że macie coraz piękniej i cywilizowaniej!:) U nas też piękna zima, tylko po co taka zimna?? Pozdrowienia z Zawad!
Zima sprzyja spadkom nastroju. U nas się mówi, że "libido mi spadło" :-)
Kurczak wyglada obłędnie, a teraz gdy szykuję niedzielny obiad, patrząc na zdjęcia ślina cieknie jednym ciurkiem :-)
Sklepienie fantastyczne. Pięknie oddaje charakter domu i wasze wnętrzarskie upodobania.
Smak mleka znam z własnego dzieciństwa. Każde wakacje spędzałam u Dziadków. Te chwile to moje najwspanialsze wspomnienia z dawnych lat.
Pozdrawiam niedzielnie.
Czytam, zaglądam, oglądam. Czuję tutaj bratnie dusze. Przesyłam Wam blogowe wyróżnienie, kolejne już pewnie, ale nie mogłam się oprzeć. Wszystkiego dobrego!
Asiu odezwij sie prosze do mnie na maila bo nie mogę znaleźć Twojego :/ (nie widzę, czy nie ma?)
Aneta - bardzo dziękujemy za wyróżnienie - teraz pozostaje nam tylko zaprojektować nowy obrazek:-))) Mamy już pewien pomysł...
Asiu i Wojtku, to macie wszystko, co w wiejskim domu najlepsze: wędzarnię i dochówkę, i stół z półką pod spodem (jaki pakowny) i cegły na suficie, i wydeptane progi!
Piękne zdjęcia krajobrazowe, ale najbardziej spodobało mi się to z brytfanką, wysłużoną widać, emaliowaną. To ona oddaje urok starego domu, gdzie wszystkie sprzęty uczciwie zapracowały na to, aby je konserwować i używać jak najdłużej. Zamiast stalą chromowaną, na przykład, zastępować:(
Pozdrawiam Was
Ta brytfanka ma swoja historię - odziedziczyłam ja po pewnej starszej Pani, która mój Wojtek opiekował się w czasach studenckich. Po Niej mam również deski do krojenia - takie fest! I jeszcze jedną, żeliwną brytfankę, która mi się tak jakby do pieca nie mieści. A już absolutne perełki po Pani Dębskiej to garnki gliniane, w których robię zakwas chlebowy, tudzież kiszę ogórki i buraczki oraz formy do pieczenia babek. To moje najcenniejsze, kuchenne skarby:-)))
tak..te zimowe smuteczki..ale domek fantastycznie się rozrasta,piękna historia ,,tylko pozazdrościć,na widok sklepienia to dech zapiera,..ja tez robię takiego kurczaka tylko bez dochówki...niestety Pozdrawiam was ciepło, niedługo wiosna, pole lawendowe tez cudne a tak ogóle to inspirujecie mnie do działania , wywołam moje zdjęcia i oprawie o!
Kapitalny dom macie ! To sklepienie unikatowe ! Nie miałam pojęcia, że jest taki stary. Ta czarna kuchnia, wędzarnia - tego mi brakuje. Bo duchówkę mam i tylko w niej piekę i duszę mięsa ( no i ciasta), a do mięs - tylko kwaśne mleko prosto od krowy. Delicje !
Siedzę głodna a tu proszę taki kurczak! Ścisnęło mnie aż !A u mnie w kuchni czeka ugotowane juz mięso na skręcenie,ale pasztet to za kilka godzin będzie!
Zimowe krajobrazy jak ilustracje...
A na sklepienie się patrze ze zwyczajna zazdrością! ((((;
Pozdrawiam z depresją w porywach.
Pat
Uważaj dziecinko na mleko od krowy:)))ja pijąc tyłam na nim bardzo.........uwielbiam mleczne żarełko ale tuczy mnie mam grupę A1rh plus
Sunshine - dzięki za ostrzeżenie! Muszę uważać, bo po zimie jak jeszcze trochę mi przybędzie to mnie będzie łatwiej przeskoczyć, niż obejść :-)))
podpisuje sie pod tym...po kazdej zimie łatwiej mnie przeskoczyć , niż obejść...a tych trochę już za mną...mleko od krowy najlepsze latem w postaci zsiadłego z ziemniaczkami... a domek ma duszę wspaniałą, jak jego właścieciele
Bardzo Wam współczuję - Jo była przecież członkiem rodziny. Strasznie zwierzęta chorują - my zmagamy się z niedawno wykrytą cukrzycą u naszej norweskiej.
Prześlij komentarz