środa, 29 czerwca 2011

Viva la cucina Toscana!




Czyli niech żyje kuchnia włoska!

Mamy włoski tydzień w Siedlisku. Otóż zagnało nas z Wojtkiem do Sopotu. Do restauracji prowadzonej przez trójkę zakochanych w Polsce Włochów. I powiem Wam, że z niejednego pieca chleb ( przepraszam – pizzę ) jedliśmy, ale takich smakowitości jak w knajpce Donna Marzia Cucina Toscana – jeszcze nie! Wieczorkiem niczego nie podejrzewając wybrałam numer. Ktoś odbiera, przedstawiam się i zaczynam mówić. I nagle słyszę: “ Scusi, signora, io non parlo polacco”. Possiamo parlare italiano? “ Zmartwiałam. Jezu! Przecież ja nie mówię włosku! W tym momencie szczęśliwie połączenie coś przrwało. Postanowiłam nie tracić zimnej krwi. Zawołałam na pomoc Ewę, która uczy się włoskiego, odpaliłam tłumacza googla, przygotowałam mniej więcej dialog i powiedziałam: “ raz kozie śmierć! Dzwonię! I wiecie co? Dogadałam się! Nie ma rzeczy niemożliwych! Wywiad też udało się przeprowadzić. Trochę po włosku, trochę po angielsku. Trochę z pomocą Boską i ludzką. Okazuje się, że rozumiem po włosku całkiem dobrze – lata czytania czasopism i tłumaczenia przepisów kulinarnych swoje zrobiły. Tylko rozmowę trzeba ćwiczyć!
Zdjęć na razie będzie niewiele, bo czekają na wysyłkę do redakcji Kuchni, gdzie ukaże się reportaż, ale już teraz możemy stwierdzić, że włoska kuchnia to jest to, co “tygrysy lubią najbardziej!”. Czy próbowaliście kiedyś czystej, świeżej oliwy z oliwek – tylko na kromce pieczywa? Nie sprawdzajcie tej metody kosztowania z oliwą ze sklepu. Nie da się. Ale taka prawdziwa – niebo w gębie. My próbowaliśmy oliwy z gospodarstwa ekologicznego Stinga. I wiecie co? Ja już nie kupię oliwy w supermarkecie... Bo to zupełnie nie to samo! W Donna Marzia Cucina Toscana mozna również napić się wina z winnicy Andrei i Alberta Bocellich ( boskie! ) A te sery – no, po prostu brak mi słów, a to się często nie zdarza. Giuseppe – Sycylijczyk z krwi i kości przygotował nam białą pizzę, czyli focaccię – placek bez sosu pomidorowego, z oliwą i ziołami, a Giorgio zrobił pizzę. I wsiąkliśmy totalnie. Po przyjeździe do domu zaczęliśmy opowiadać. Co na to rodzina? Rodzina rzekła jednogłośnie: Włodarska! Do garów! Cóż było robić. Zakasałam rękawy, zrobiłam ciasto i zabrałam się za pieczenie licznych focacci ( z braku pomidorów na składzie i niechęci do jazdy do miasta ). Miałam oliwę, miałam zioła z ogrodu, młodą cebulę i resztki serów. Focaccie zeszły w przyśpieszonym tempie. Na drugi dzień uzupełniłyśmy z Ewką zapasy i znowu przystąpiłyśmy do eksperymentów kulinarnych. Tym razem focaccia była z plasterkami pomidora, fetą, oliwkami i ziołami rzecz jasna. W wersji nieortodoksyjnie włoskiej polecam jeszcze kleksy z topionego serka. I jakoś biała pizza nadal się nie przejadła, bo dzisiaj znowu ciasto rośnie. Pożytek z tego jest dwojaki: danie jest stosunkowo niskokaloryczne, więc małe jest ryzyko, że odzyskam zgubione z trudem kilogramy. No i postanowiliśmy wybudować w Siedlisku zewnętrzny piec chlebowy – przystosowany rzecz jasna do pieczenia pizzy. Bo jednak nie ma porównania między plackiem upieczonym w piecu opalanym drewnem, a takim ze zwykłego piekarnika!

Oliwa z gospodarstwa Stinga - pyszna! Obiektywnie.




Giorgio dzierżący ogromną prosciutto.



Giuseppe, z którym przeprowadziłam pierwszą w życiu rozmowę po włosku. Na dodatek przez telefon...



Donna Marzia i Sylwia, która była naszą tłumaczką degustują miód z pasieki Stinga



Pizza Giorgia



Widok na restaurację



Nasza domowa focaccia



A na zakończenie – barokowe kotki, w sprawie których ( o zgrozo! ) nikt nie dzwoni...



29 komentarzy:

Ania pisze...

Ojej, dlaczego ten Sopot tak daleko, już dziś bym tam pognała, żeby spałaszować kawał smakowitej pizzy. Pozdrawiam cieplutko. Ania

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Ależ mi smaku narobiliście. Jestem niezaprzeczalną miłośniczką włoskiej kuchni i jeszcze nigdy nie jadłam dania włoskiego, które by mi nie smakowało. Ostatnio też piekłam pizzę, ale tamta - prawdziwa, na pewno lepsza... A oliwę z oliwek kocham i nigdy nie zapomnę smaku pomidorów, z oliwkami i oliwą, które je się w basenie morza śródziemnego... U nas tego smaku nie da się powtórzyć.

bajerowicz@o2.pl pisze...

Asia - to jest bezprzykładny sadyzm :DDDDDDDDDDDD Jestem zrozpaczona i zaśliniona - dobrze, że na obiad dziś dziecko robi gołąbki :DDDDDDDDD Ale teraz będę już wiedzieć gdzie jeść jak pojadę nad morze - dzięki :DDDDDD

Aleksandra Stolarczyk pisze...

ależ bym zeżarła to wszystko- oczywiście w celach jak najbardziej naukowych- nie byłam we Włoszech i NIE WIEM ,CZY mi taka kuchnia smakuje:) (a zresztą po co szukać wymówek-każdy powód ,żeby dobrze i ładnie zjeść-dobry jest! "Kuchni" nie kupuję ale teraz będę czekać, zaglądać i kupię:)

Magda pisze...

Bravissimi!! :) Cieszy mnie bardzo, ze focaccia jest coraz bardziej popularna w Polsce! Saluti!! :)

Z Innej Bajki pisze...

Z Innej Bajki pisze...
zacznę jeszcze raz ,bo wyszły mi jakieś nieoczywiste nieoczywistości :-/

oj, i mi leeeeci ślinka .....
A artykuł do Kuchni będzie baaaaardzo smakowity - Sopot na zdjęciach wygląda b(wł)osko ;-))
A Kartezjusz jeszcze lepiej .Ach.....
ale czwarty kocur w domu? chyba nie byłby szczęśliwy obserwując bratobójcze walki między Tolkiem a Lolkiem :-(((((

Annasza pisze...

O tak, tak, tak, nie ma to co prawdziwa włoska pizza, takiej jak jadłam na południu Włoch nie spotkałam jeszcze nigdzie w Polsce. O prawdziwej oliwie z oliwek nawet nie wspomnę... Przypomniałaś mi te wspaniałe czasy, gdy nie miałam jeszcze dzieci i mogłam sobie całe wakacje przebimbać w cudownej Kalabrii... :)))

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Szczęściarze z Was :-) Jakoś nie widzę perspektyw, przynajmniej w najbliższym czasie, na posmakowanie oliwy z oliwek nie z supermarketu. Ale pizzę sobie i tak zrobię :-D

grazyna pisze...

Uj!!! wlasni wrocilam z Sopotu i szkoda, ze nie wiedzialam o tych smakowitosciach i takich sympatycznych ludziach! nastepnym razem zawitam tam! pozdrawiam

Bozena pisze...

Dobrze wiedzieć, że i w Polsce można zjeść prawdziwą pizzę. Ta z Neapolu jest przeze mnie niezapomniana. Fajnie, że robicie sobie w domu taki włoski tydzień.Niezły pomysł. Pozdrawiam serdecznie:)

Renata pisze...

Uwielbiam pizzę, jaka szkoda, że mogę tylko popatrzeć. Może jakiś przepisik podrzucisz :)
Już od samego patrzenia dostaję ślinotoku.....

Barokowe boskie!!!!!! Przygarnęłabym jednego (Makbet z tymi swoimi oczami jest cudny) ale mój starawy, chory na cukrzycę Rosenkrantz tego nie zniesie...

Uściski dla Was i miziaki dla futerek :))

Unknown pisze...

Przepisik jest prosty:
Ciasto na pizzę lub focaccię:
250 ml ciepłej wody, 50 ml mleka, łyżeczka cukru, 1/6 kostki drożdży ( podaje proporcje na oko, bo nigdy nie mierzę dokładnie , 600 gram mąki, pół łyżeczki soli, łyżka oliwy.
Drożdże rozpuszczamy w mleku i wodzie z cukrem. Zostawiamy chwilę do podrośnięcia. Łączymy z mąką, sola i oliwą. Wyrabiamy az ciasto będzie odchodzić od reki i zostawiamy pod przykryciem do wyrośnięcia.

A dodatki? To już jak serce dyktuje. Ja do focacci oliwę przyprawiam drobno posiekanymi ziołami z ogrodu - troszku bazylii, oregano, estragonu, tymianku, sól, pieprz, posiekany drobno czosnek. No i oliwa oczywiście. Tym smaruję rozwałkowany placek. Na to pomidorek, serek kozi ( troszkę )albo feta. Można też dać podduszoną cebulkę zamiast pomidora i fety, albo może być tylko oliwa i np odrobina rozmarynu.
Alizee- zastanów się nad Makbecikiem:-))) To fajny facecik jest i dobrze zsocjalizowany z dorosłymi kotami. Już wujek Ryś go tego nauczył1

Kasia _ JACOB pisze...

Uwielbiam włoską kuchnie i czasami coś włoskiego przygotuję. Miałam to szczęście, że moi przyjaciele przywieźli mi taki 5 litrowy baniaczek oliwy z oliwek od gospodarza. Jest wyśmienita. Będę w sierpniu w Sopocie już się cieszę. Dziękuję za ten namiar :)

Pozdrawiam KASIA

Małgorzata pisze...

Jeżeli do mnie czasami zaglądasz to wiesz na pewno, ze jestem absolutnie bezgranicznie i na całe życie zakochana we Włoszech, włoskiej kuchni ich języku, oliwie a przede wszystkim w cudnej Toskanii.. tak naprawdę zamęczam już swoich domowników włoskim żarciem.. uwielbiam je i bardzo często robię..tym bardziej, że nie jadam mięsa..a oliwę mam w wielkim blaszanym baniaku prosto z Toskanii ( a propos ..z okolic posiadłości Stinga) Zakupiłam zimą i niestety już się kończy:)Witaj zatem w klubie fanatyków włoskiego żarcia..a za adres knajpki bardzo jestem wdzięczna bo nie znoszę podróbek.. a tam na pewno zajrzę:) pozdrawiam:)

,,Kozi las'' pisze...

U południowców jedzenie jest sztuka, Niesamowite efekt uzyskują bardzo prostymi środkami ,Pizza to przecież proste jedzenie biedaków.Jedno jest jeszcze bardzo cenne u nich jedzenie nie jest tylko napychaniem brzucha.

Anonimowy pisze...

Matko, jak mi się jeść zachciało! Piękny wyjazd mieliście i bardzo smakowity! O kotunie mogę koleżankę zapytać, ale ona z okolic Łodzi jest i raczej się nie wybierze... Jest jakiś sposób...? Pytać...?

Sarenzir pisze...

Ach, jakie zapachy :))) Czuć je nawet przez internet ;) Fantastyczna sprawa, uwielbiam takie klimaty :)

Renata pisze...

Super przepis, dzięki :))) Właśnie spałaszowałam pół pizzy i czuję, że jedynie lampka toskańskiego wina (a dostałam ostatnio takie) jest w stanie ukoić to uczucie....

Żałuję, ale pomimo pisków jakie wydaję z siebie na widok Makbecika, nie zdecyduję się, Rosik ma cukrzycę jak pisałam i ona wzmaga się w sytuacji silnego stresu, drugi, zwłaszcza młody kotek byłby zdecydowanie rywalem Rosika, pamiętam jak 10 lat temu przyniosłam maleńkiego Rosiczka do domu, a mój dorosły, wówczas 6 letni kocur prawie mnie zadrapał ze złości i przez jakiś czas trzymaliśmy koty śpiąc w osobnych pokojach, każde ze swoim kotem, bo Kabaret katował małego (pewnie ze złości i zazdrości).
Wiesz.... nie wiem jak zareagowałby Rosik, ale boję się... on na razie jest na tabletkach obniżających poziom cukru, wcale nie chcę by musiał dostać insulinę (a i tak kiedyś do tego dojdzie, na razie jednak jest to dla mnie wygodne, każde podanie insuliny musi być poprzedzone badaniem poziomu cukru, nakłuwaniem kota, a wiesz jak się kota "obsługuje" medycznie. Do tego dość często wyjeżdżamy i zabieramy Rosika (dla niego to już jest wystarczająco duży stres).
W ogóle wyobrażasz sobie, że silny stres u kota może powodować cukrzycę???? Nasze koty przez 7 miesięcy były pod opieką innych osób, potem okazało się, że obydwa mają cukrzycę (nie były spokrewnione ze sobą) nawet lekarze byli zdumieni jak to możliwe.
Kabaret już od 1,5 roku jest za Tęczowym Mostkiem, może Makbecik jest jego kolejnym wcieleniem, dlatego tak przypadł mi do serca....
Żałuję, bardzo żałuję....uwielbiam koty i mam je całe życie, i mieć będę.... ale jeszcze nie teraz...

Uściski :)))

Go i Rado Barłowscy pisze...

Latem włoskie smakołyki smakują dwa razy bardziej.
Pizza pizzą, ale takiej lazanii, jak we Włoszech nigdzie poza Włochami i San Marino nie jedliśmy :(((

W swojej kuchni boję się spróbować, bo trudno walczyć ze wspomnieniami :DDD


Pzdr.
Go

domowa kurka pisze...

trzymam kciuki za barokowe kotki

folkmyself pisze...

Jestem pod wrażeniem że przy pomocy "wujka google" się dogadałaś!
Smaka mi narobiłaś na ten chleb z oliwą!

Mona pisze...

ale jestes spryciula ..piękny reportaż :) a ja zachwilę jestem w Gdansku, ciekawe co tam odkryję :) Pozdrawiam

Unknown pisze...

Mona - pozdrów od nas nasz ukochany Gdańsk! A jak lubisz słodkości - zajrzyjcie na długiej do Ciuciu - manufaktura słodkości - rewelacja! ( Tam tez robiliśmy ostatnio reportaż do "Kuchni" - sprawozdanie niebawem:-)))

Magda Spokostanka pisze...

Największe wrażenie zrobiło na mnie pełne porozumienie po włosku!
Bardzo lubię pizzę, ale nie mając wzorców, odróżniam tylko niesmaczną od smacznej ... Te prawdziwe włoskie, to już pewnie niebo w gębie, bez porównań.
Życzę wysypu chętnych (odpowiednich) do kochania kotków!
Pozdrawiam cieplutko!

kasiexa pisze...

wspaniale Asiu!,,,dobrze jest mieć dobry przepis na pizze ja do mojego dochodziłam latami...zaczynając od typowej polskiej drożdżowej buły...odpowiedni sposób pieczenia tez jest ważny..wiele narodów potrafi jeść pyszne proste jedzenie,,,a my finezyjnie wzbogacamy wszystkie smaki, czasami z przesadą..:))

Egretta pisze...

Fajne to Wasze Siedlisko i zainteresowania i pasje :) Jakos tak dziwnie bliskie mojej duszy :)

Renia pisze...

Aż ślinka cieknie na widok tej pizzy! Pozdrawiam.

megimoher pisze...

mmm... foccacia... a co z kotami, poszły sobie? Bo jak nie pójdą, to będzie ich więcej, i więcej, i więcej... jak drożdżowe ciasto... a dlaczego wasza dżungla jest jurajska?

Unknown pisze...

Kotki są nadal - dzisiaj dałam nowe ogłoszenia. Ale jestem dobrej myśli - w wakacje zawsze jest problem z adopcjami...
A dżungla jurajska, bo paprocie mamy ogromne, i łopiany i ogólnie dzicz taka, ze tylko patrzeć, a jakiś dinozaur z haszczy się wyłoni:-)))