czwartek, 20 października 2011
Przedmioty z duszą i sprawność hydraulika
Chciałabym Wam dzisiaj pokazać nasze skarby. A przynajmniej ich część. I tym razem nie będą to skarby mruczące ani szczekające:-))) Będą to przedmioty, które mają duszę i swoją historię.
Krzyż z gipsowym Jezuskiem znaleźliśmy kiedyś w zrujnowanej kapliczce w starym siedlisku na Warmii, strawionym przez ogień. Na wzgórzu za ruinami domu były pozostałości kapliczki. Porozwalane cegły i...wykuty otwór. Ewidentnie ktoś tam czegoś szukał. A wokół porozrzucane fragmenty krzyża i Jezuska. Widać nie dane Mu było ustrzec ani domu, ani tego, co za Jego wizerunkiem było ukryte. Ale nie godzi się przecież zostawić Pana Jezuska w takim stanie na zatracenie! Pozbieraliśmy co się dało. W domu wszystkie zachowane fragmenty oczyściłam, posklejałam, a ksiądz, chodzący po kolędzie ponownie krzyż poświęcił. I jest. I strzeże nas od złego.
A ten kredens stał u mojej Babci.
A tak wyglądał przed ukończeniem prac, po czyszczeniu:-)))
Nie wiem skąd pochodzi, ale z rodzinnych opowieści wynika, że w rodzinie drugiego męża mojej Babci był od zawsze. Pokryty był niezliczoną ilością warstw różnych farb i mazideł. Ostatnia była mieszanką wapna i niebieskiego barwnika. Dlatego dostał taki, a nie inny kolor. Kiedy przywiozłam go do warsztatu zaprzyjaźnionego stolarza, u którego spokojnie mogłam zająć się czyszczeniem i renowacją ( a było to jeszcze w Gdańsku ) - Pan Stanisław, przyzwyczajony poniekąd do moich nieco ekscentrycznych poczynań, zakrzyknął ze zgrozą: - Matko Boska, redaktorka, a coś ty nam tu przywiozła! Toż to rupieć jest!. - Panie Stanisławie – odparłam mu na to – oczyścimy, dorobimy mu nóżki, pomalujemy i jeszcze pan zobaczy! Pan Stanisław nadal powątpiewał, ale do prac się przyłączył. Zużyliśmy trzy opalarki, niezliczone puszki scansolu i mnóstwo papieru ściernego. Ale efekt wart był chyba włożonej pracy! Kredens ma wyrytą na plecach datę – 1828 rok. Stary jest, prawda? Do kompletu dorobiłam mu szafeczkę – też z domu mojej Ś.P. Babci. Teraz trzymam w niej ususzone przez siebie zioła, mieszanki przyprawowe, aromatyzowane oliwy i octy. Jest więc prawdziwą domową apteczką. Tak jak to drzewiej bywało:-)))
Szafeczka
I jeszcze kufer:
Znaleziony na jednym z wrzeszczańskich śmietników. Pierwotnie był obity skórą, która z biegiem lat zmurszała i odpadała płatami. Dna nie było wcale.W środku, pod równie zmurszałą podbitką miał karteczkę z datą produkcji: 1936 rok i adresem zakładu na Chmielnej w Warszawie...Po oczyszczeniu ( okucia są oryginalne ) został zawoskowany, otrzymał nowe denko i kółeczka, w środku obiłam go płótnem i teraz trzymam w nim zapasową pościel
Poza tym u nas po staremu. No – prawie. Mila ma cieczkę, Niuś cierpi okrutnie. Jedno wyje po jednej stronie zamkniętych drzwi, a drugie po...drugiej. Jeszcze kilka dni, ale i tak boję się, że do reszty oszaleję!
I zdobyłam sprawność hydraulika! Pękła nam wylewka w kuchennym kranie ( po trzech latach użytkowania, a IKEA twierdzi, że powinna i 10 wytrzymać... ). Wojtka jak wiadomo nie ma – Mama wyszukała w swoich szpargałach zapasową wylewkę. Odkręciłam starą, włożyłam oryginalne uszczelki i przykręciła. Cieknie, kurdeczka! Odkręciłam jeszcze raz, odgrzebałam w czeluściach szuflad dodatkową, płaską uszczelkę i przykręciłam na maxa. I nic nie cieknie ani kropelka! Ha! A wczoraj ni z tego, ni z owego wysiadł hydrofor. Panika w oczach i w sercu, bo naprawa, a nie daj Bóg kupno nowego byłyby raczej problematyczne w tej chwili... Najpierw sprawdziłam korki. Były w porządku, potem kable od hydroforu i napięcie w gniazdku. Nic. Myszy się do kabli nie dobrały, a napięcie w gniazdku było. Moja panika wzrosła. Z pomocą przyszedł dopiero nasz nieoceniony Szwagier – fachowiec od wszystkiego, który przez telefon wydał diagnozę: - Pewnie coś na łączach zaśniedziało. Znajdź taki srebrny wihajster i pomachaj nim”. - Jacek, ale tu nie ma żadnych wihajstrów na hydroforze – ja na to. - Jest. Taki mały dzyndzel. Srebrny.- Upierał się Jacek. Był. Pomachałam i ponaciskałam. I stał się cud. Hydrofor ożył! I po co ja 60 litrów wody ze źródełka nawiozłam?
A na koniec – konie. Taki widok zaskoczył nas w sobotni poranek. Cały zastęp żeński ( plus dwóch instruktorów ) na pięknych, uczesanych koniach wybrał się na przejażdżkę wzdłuż biegu rzeki Wąskiej.
Ten ma cudne, koronkowe nauszniki:-)))
A ten wymyślną " fryzurkę"
Uwielbiam takie klimaty!
I jeszcze jedna BARDZO WAŻNA SPRAWA!
Pomóżmy Ori z Domu Tymianka http://pelnialatawdomutymianka.blogspot.com/ ( nie mogę normalnie wstawić linka. bloger się buntuje...). Pomóżmy psom, które jeszcze mają szansę na dobre, szczęśliwe życie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
45 komentarzy:
Piękny post - oczywiście za sprawą "tych" klimatów. Uwielbiam przedmioty z duszą, emanuje z nich taka energia, no i ta aura minionych wieków, ludzi ... Pozdrawiam.
Kredens, skrzynia i kociaki rewelacyjne !
uwielbiam takie przedmioty z duszą, jak jeszcze kiedyś będziecie na Warmii to zapraszam na Wonne Wzgórze i na zwiedzanie naszych okolicznych kapliczek.
Piękna opowieść o przedmiotach z duszą, nie szkodzi, że figurka Ukrzyżowanego taka zniszczona, to, że uratowana, a potem posklejana tylko przydaje jej duchowej wartości, myślę, że jest dla Was najważniejsza i chyba nie wymienilibyście jej na nowiuśkiego Jesuska. A kredens? to już nawet nie wiem, co napisać, takie dechy z żywego drewna, ozdóbki, niby-ramki w okienkach, gdzie dziś można coś takowego spotkać? no i bardzo imponująca data na plecach, do kompletu babcina szafeczka, bardzo udany zestaw. W takim kufrze, to chyba Ty, Asiu, mogłabyś się cała schować. Takie ekstremalne sytuacje wymuszają na człowieku potrzebę działania, a urządzenia zazwyczaj psują się, kiedy nie ma drugiej połowy. Urodziwe amazonki, czy instruktorzy również? pozdrawiam serdecznie z deszczowej krainy.
Instruktorzy też byli niczego sobie:-)))
Wonne Wzgórze - wiosną chętnie się wybierzemy:-))) Przecież mieszkamy na pograniczu Warmii...
Takie przedmioty tworzą klimat miejsca.Kufer jest t/z podróżny kiedyś używany zamiast dzisiejszych walizek.Dawniej ludzie podróżowali rzadko więc i na dłużej, kufer był odpowiedniej wielkości :)
Kredensik dostał drugie życie :)
Pozdrawiamy Was :)))
Przedmioty piękne, z duszą i historią, warto było włożyć tyle pracy aby przywrócić je do życia!!!
Też ostatnio bawiłam sie w hydraulika:) - zapchał mi się zlew w kuchni:(
Po odkręceniu syfonu okazało się, że sporo skarbów się tam nagromadziło (fuj!) ale szalę przeważyły... 3 fasolki szparagowe w bardzo dobrym stanie!
Rany, kiedy ja płukałam ostatnio fasolkę???
Koniki piękne, zadbane - aż miło patrzeć.
Pozdrawiam serdecznie:)))
Iza, a dzisiaj zdobywam sprawność tynkarza:-))) Tynkuję ściany w naszym pokoju. Już mi się podoba. Jutro sprawność malarza pokojowego, a relacja wkrótce!
Kredens cudo! Reszta skarbów również, ale do kredensów mam szczególną słabość. I ta data, nie spodziewałam się, że aż tak wiekowy.
No no, podziwiam Twoją nagłą hydrauliczność! Słowo wihajster znam jeszcze z domu rodzinnego, ale nigdy dokładnie nie było wiadomo co to jest. Dużo różnych rzeczy można było pod nie podłożyć.
Te ufryzowane konie i jeźdźcy w strojach galowych, to prawdopodobnie tradycyjny o tej porze roku "Hubertus".
Pozdrawiam ciepło!
ach, kredens jest marzenie! :)))
a na dom Tymianka przeznaczam zawsze swój 1% :))
Przepiekna figurka i kredens. Nawet bez Twojego opisu widac bylo ich "dusze". Jak to dobrze, ze sa osoby takie jak Ty i ratuja rzeczy nazywane przez innych rupieciami. Kredens ma szczegola wartosc, bo przeciez "od zawsze" byl w waszej rodzinie. Ja ze szczegolna pieczolowitoscia przechowuje takie pamiatki. Sa nie do zastapienia. Pozdrawiam
Zapomniałam napisać o figurce Jezusa. Taki pozbawiony rąk i posklejany, robi na mnie niesamowite wrażenie. Co chwilę wracam do tego zdjęcia.
Asiu, napisz proszę o swoich doświadczeniach w zakresie tynkowania - czeka mnie to zadanie i ciągle je odkładam - pozdrawiam serdecznie:)
Piekne rzeczy ocalilas. Masz duzo talentow, podziwiam. Babcia bylaby napewno dumna. ;-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Sprzęty cudne! I cudnie odrestaurowane. My wciąż nie możemy się dogadać z naszą opalarką.... Heh!
A hydrofor to najbardziej znienawidzony sprzęt przez nas. One (bo mieliśmy ich już sporo) też nas nie lubią... Dlatego mamy ich sporo :DDD Kiedy Go raz chciała lekko poruszać pewnym wihajsterkiem (lekko, ale nogą, bo cholera wie, gdzie tu prąd płynie) urwała wyłącznik... Nie nadaje się na hydraulika, tym bardziej Cię podziwia!
Pzdr.
P.S. Za Tymianek/(kę?) trzymamy kciuki, a Rado jest zakochany w Pantoflecie!
Iza - tynkowanie to...pikuś. A nawet pan Pikuś:-))). Ważne jest uprzednie zagruntowanie podłoża i odczekanie przynajmniej 12 godzin. Potem mieszasz z wodą tynk ( ja używam knaufa maszynowego ) do konsystencji takiej jak...ciasto na chleb. Potem nakładasz szpachlą na ścianę w miarę równo i wygładzasz ZMOCZONĄ szpachlą - taką prostokątną z rączką, specjalną do gładzenia tynku. Ja nie wygładzam w pokoju, bo chcę nierówny pod przecierkę. Robię więc artystyczne rowki:-))) Ale w kuchni gładziłam.A potem jak wyschnie przecierasz do równego kolejną szpachlą - taką z przykręcaną, metalową siateczką ( 24 zł w NOMI ). I gut. Powodzenia!
śliczne te Twoje skarby:D.Pozdrawiam miuu
Jezusek urzekł mnie swoimi rączkami a pozostałe cuda natychmiast bym podprowadziła-dobrze,ze daleko.pracę podziwiam!!!!:)
Wzruszyła mnie historia z Panem Jezusem, sama miałam niedawno trochę podobne zdarzenie tyle , że z figurką Matki Boskiej.Krzyż na pewno będzie Was strzegł:)
Uwielbiam starocie, więc z wielką przyjemnością pochłonęłam tego posta:D Rozumiem sentyment do kredensu, bo sama mam też kredensik i trochę innych mebelków i przedmiotów po przodkach, przechowuję je z dumą i wielkim sentymentem:) Pięknie zaopiekowaliście swoimi skarbami:)
Pozdrawiam cieplutko
Jesteś CZARODZIEJKĄ i to nie tylko meblową i hydrauliczną ale tak w ogóle :-)
Rzuciłam się pazernie na kufer, bo do kufrów mam słabość. Na kredens spojrzałam z podziwem. Tak jest zawsze, chłop wyjedzie, wszystko się wali. Ja bym zacisnęła zęby i jęczała, bo boję się nawet popatrzeć na bezpieczniki, a co dopiero dotknąć hydrofor :-) Na szczęście mam za domem strumyczek. Dzielna z Ciebie Baba i zaradna :-)
Przedmioty z duszą -cudowne, też cenię takie, nadają życiu klimatu :)
Sprawność to nie tylko hydraulika ale i elektryka zdobyłaś :D Pozdrowienia !
Asiu i Wojtku: właściwie to nie wiem, dlaczego do Wojtaka się zwracam skoro nigdy go nie ma?
Więc Asiu: Kredens naprawdę wart pracy, którą w niego włożyłaś. Świetny, taki neogotycki:) i kufer także świetny. Pomyśleć, że z takim do wód się kiedyś, przecież nie tak dawno jeszcze, podróżowało.
Ależ kredens przecudnej urody! Niesamowita pamiątka!
A zastęp fajny, sądząc po galowym ubiorze to pewnie przejażdżka w ramach Hubertusa!
Asiu, ale klimaty to dałaś nam takie... mmm... :))) Zazdroszczę niemal w kolejności, w jakiej napisałaś: Ukrzyżowanego, skrzyni, kredensu i szafki :)
A klasa koni (koronki sic!!!) i jeźdźców to faktycznie pasowała do Waszej niedojezdnej wsi (wspominam jazdę terenówką oraz wpis o zakopanym pługu) :)
A w listopadzie będę w Elblągu...
Piękne rzeczy:)) Też posiadam takie skarby w domu, i ciągam ze sobą przy każdej przeprowadzce. Mam jeszcze dwa kredensy do obrobienia, i może kiedyś...
Współczuje w sprawie cieczki, u nas na szczęście problemów nie ma bo chłopakowi wystarczy powiedziec nie wolno. Słabo nastawiony na sucze wdzięki jakoś:)
Aniu, to zapraszamy do nas bezwarunkowo i koniecznie na ciasto marchewkowe i herbatkę z własnorobnym sokiem malinowym:-))))Myślę, że dzieciom Twym spodobałyby się Barokowe kotki:-)))
kysz z kotkami!!! Właśnie niedawno wyniosła się od nas Mietka, pozostał Alberto oraz Burger, który ostatnio zaczął ganiać koty (nauczył się od swojej psiej przyjaciółki, niestety) Sumując tę całość z dziećmi, na razie mówię: nowym kotkom - stop :)) (chyba, że mają się podobać platonicznie, to pozwalam :)))
Ale będę raczej bezdzietnie, na targach listopadowych z koleżankami - uwaga - ze stoiskiem... już się boję...
Więc chyba Was do Elbląga zaproszę raczej :)
Aniu na targi wybieram się tak, czy inaczej:-)))Bo to nie lada gratka! Którego one są?, Bo nie mogę znaleźć tego maila ze Światowida...
PS Myślałam o miłości do kotków raczej platonicznej...
Ten kredens - rewelacja ! Ilez miałaś samozaparcia, że o utrudzonych rączkach nie wspomnę ! Taki sam kredens, lawendowy, "występuje" w mojej ulubionej "Rodzinie zastępczej" (gdzies w środkowych odcinkach). To teraz mam dwa ulubione kredensy ! Też mam taką starą skrzynię, stoi na strychu i sa w niej ciuszki. Asiu, jestem pełna podziwu, że tyle rzeczy robisz sama. Tynkowanie zdecydowanie zostawiłabym mężczyźnie - to ciężka praca !
Uściski dla wszystkich Lipowych !
Wpisałam się jako Anonimowy ????
A to ja - Ania z Siedliska !
Piękne są Twoje Skarby :)
Pozdrawiam! :)
milka1204 "pszczolkowegotowanie.blox.pl"
Widać, że naprawdę czujecie TEN klimat.Widać to już po pierwszym zdjęciu -drugie życie Jezuska,takie "zrób to sam", jest nieporównywalnie bardziej wymowne.
Kredens świetnie zrobiony -tak to właśnie powinno wyglądać. Ta ósemka na plecach jest chyba jednak nieco rozmytą dziewiątką (bądź plecy pochodzą ze starszego mebla) ale pięknemu stylowi lat dwudziestych niczego to nie ujmuje:)
Pozdrawiam!
piękne pamiątki, tez lubię takie klimaty a moja Aśka wzięła się za remonty naszych kufrów,,ciekawe co z tego wyjcie.pozdrawiam:))
Przedmioty z duszą niosą ze sobą zawsze jakąś historię. Warto radować meble z przeszłością. Czasem natrafia się w nich na prawdziwe skarby. Ja kiedyś znalazłam starutki miłosny list. Ale kiedyś przywlekłam z podobnego miejsca jak Wasz Jezusek, książkę z 1723r. No i tylko weszłam z nią w próg mojego domu, spotkało nas nieszczęście straszliwe. Dosłownie chwilę później. Nie dotykam jej, schowałam, nie wyrzucę bo cenna....ale mam wrażenie że przyniosłam nam pecha.
Ale widać że Jezusek jest dla Was szczęśliwy. I niech tak zostanie!!
Współczuje cieczki w domu! Miałam przed chwilą to samo, tyle że to była "ta" cieczka i teraz czekamy na USG.
Pozdrawiam serdecznie!
Jezusek mnie wzruszył...:)
kredens rodzinny pię-kny!
zawsze żałuję,że w mojej rodzinie nie uchowały się takie pamiątki...tylko jakieś dziwne opowieści wojenne, które trzeba z mozołem odtwarzać
Jezusek piękny, i to z HISTORIĄ, a babciny kredens i szafeczka (równie historyczne) sa cudne:)
Cuda z duszą piękne!Lubię takie klimaty. Podziwiam pracę włożoną w odnowienie, efekt powinien wprawić w dumę:))
U nas też jeżdżą konno...policjanci i pięknie wyglądają.....długonogie konie, oczywiście:)))))))) Od razu czuję się bezpiecznie!
Pozdrawiam z Krainy podziemnej pomarańczy:)
Podziwiam renowacje mebli, jest to dla mnie nieosiągalna sztuka a baaardzo chciałabym umieć, pozdrawiam
Pięknie! Ja co rusz żałuję przedmiotów, których nie uratowałam z domu mojej Teściowej. No ale mieszkałam wtedy w mieszkanku miniaturce i dom jaki teraz posiadam był poza zasięgiem moich marzeń.
Tylko to daje mi rozgrzeszenie.
Pozdrowienia!
Niesamowita jesteś! Piękne wdzianko ma ten kredensik, nie ma co! A kufer...ja koniecznie muszę upolować jakiś taki magiczny, co by się nadała do marzeń mych :)
Ach... kredens uroczy...
Welcome to my blog and many thanks for so kind comment!
Your photos are wonderful!
It moves me greatly when I see such exceptional relics!
Many greetings
Witam miłośniczkę wiejskich starotek :)
Pozdrawiam serdecznie
Wygląda to super. Pozdrawiam.
Prześlij komentarz