piątek, 30 grudnia 2011

Poświątecznie – wędzenie I reszta.




Święta minęły nie wiadomo kiedy – my w tym roku postanowiliśmy urządzić święta swojskie, nie latać z wywieszonym językiem po sklepach, nie wydawać nie wiadomo ile pieniędzy, a przede wszystkim skupić się na tym, żeby to, co na światecznym stole postawimy było dobre, naturalne I zdrowe. W związku z powyższym postanowieniem Wojtek nabył ponad 3 kilo szynki oraz boczku celem własnoręcznego wykonania wędzonek. Najpierw zalewę zrobiłam z gotowej soli peklowej, którą szczęśliwie miałam wśród przypraw, bo jakoś w sklepach jej nie było. Do tego dodałam kilka ziaren gorczycy, kilka ziela angielskiego, listki laurowe I pieprz ziarnisty. Mięsy włożyliśmy do kamionkowego gara, przycisnąliśmy talerzykiem I kamieniem rodem ze Szklarskiej Poręby I – do piwnicy. Niestety w piwnicy temperaturę mamy powyżej 7 st. C, a autorytety w dziedzinie wyrobów wędliniarskich twierdzą, że proces peklowania powinien przebiegać w temperaturze do 6 stopni. Autorytety miały rację, bo po trzech dniach zalewa straciła przejrzystość. Trzeba było zrobić nową, a soli peklowej nadal w sklepach niet. Za radą sąsiadki zrobiłam zalewę z soli kamiennej w proporcjach “ żeby surowe jajko po powierzchni pływało”. Pływało. I szynkę I boczek podzieliłam przy okazaji na mniejsze kawałki. Z powrotem do gara I po sprawdzeniu temperatury w całym domu, okazało się, że idealna jest na strychu. I tak mięsko peklowało się przez ponad tydzień. Potem nastąpił etap wędzenia – Wojtek z moim bratem odpalili starą wędzarnię z beczki, w ogrodzie, która została jeszcze po poprzednich właścicielach. Najpierw powiesiliśmy szynki I boczki co by trochę obciekły, potem osuszaliśmy je w otwartej wędzarni przez godzinę, a potem spokojnie wędziły się przez cały dzień. I wiecie co – nie ma porównania z wyrobami ze sklepu! Jak raz spróbujesz własnej wędzonki – chemicznej szynki nie tkniesz. Po nowym Roku wędzimy następne! W każdym razie rodzina, która odwiedziła nas w Święta z niekłamnym zachwytem degustowała wędzonki.
Poza akcją wędzarniczą działo się u nas niewiele ( jak na nas ). Barokowe kotki miały koci katar. Musiałam wirusy na butach od sąsiadki przynieść, bo jej koty były chore. Już jest lepiej, ale mieliśmy cztery zasmarkane I zaflukane łaciate kociątka. Do weta pojechała jako przedstawicielka całości Elmirka, bo była najbardziej zaflukana. Reszta dostała leki na podstawie diagnozy postawionej Elmirce. Już jest lepiej – jeszcze od czasu do czasu kichną, Kajtuś ma jeszcze ciut zaropiałe oczko, ale apetyty im dopisują!
Choinka w tym roku w stylu tradydyjnym – znalazłyśmy z Ewą pudło z ozdobami choinkowymi po Babci. A w nim stareńkie ptaszki, bombki mające już dobre 50 lat, albo I więcej. Tak więc mamy drzewko wspomnieniowe – bez sztucznych łańcuchów, lamety I waty. Ładne jest:-))). A od Mikołaja z Poznania ( dziękuję Święty Mikołaju:-))) ) dostałam... zmywarkę. Sprzęt ten cudowny I niepowtarzalny stanął w kuchni, a ja siadam sobie wieczorkiem wsłuchując się w jej kojący szum I patrzę się z zachwytem:-))) Dostałam też świetną książkę “ Lavinia I jej córki” Marleny de Blasi oraz inne cuda, ale o tym w następnym poście, bo by mi za długi wyszedł:-)))
A jakbym już jutro nic nie pisała – to Szczęśliwego Nowego Roku Wam wszystkim życzę!

Etap I - peklowanie



Rzut oka na wędzarnię



Etap II - wiązanie. Wymaga trochę krzepy ale daliśmy radę!



Etap III - obsuszanie, czyli...szynki na gruszy w zastępstwie gruszek na wierzbie...



Obsuszania ciąg dalszy i rozpalanie ognia pod wędzarnią. Siwy dym szedł po polach i rowach melioracyjnych mieszając się z mgłą:-)))




I gotowe!

W ilości mniejszej niż na zdjęciach poprzednich, bo część szynek została już skonsumowana



No dobra - koniec tematów wędzarniczych, wracamy do choinki: ptaszek z babcinej choinki:-)))



Pajacyk ( pamiętam go z bardzo wczesnego dzieciństwa:-))) )



A na koniec - zasmarkana Elmirka kurująca się w objęciach Miluni:-)))




PS. I byłabym zapomniała – w ostatnim numerze “ Kuchni” - tym styczniowym jest nasz reportaż o manufakturze słodkości w Gdańsku.” Słodkie ciuciu”. Tekst mój, zdjęcia Wojtka! Cieszę się jak gwizdek, bo chociaż ponad 20 lat w tym zawodzie pracuję każda nowa publikacja to dla mnie wielka radość:-)))

58 komentarzy:

Szczypta Kasi pisze...

Ja w tym roku też swojsko. Chociaż wędzenie to za duże wyzwanie. Robiłam schab pieczony do kanapek i swój chlebek - taki prościutki na drożdżach.

Izydor z Sewilli pisze...

Pozdrawiam poświątecznie i najlepsze życzenie na Nowy Rok ślę. My też w tym roku mieliśmy swojskie święta, choć nie całkiem takie, jak planowaliśmy. Miałam jakąś "dżumę" od Wigilii do wczoraj. W kuchni totalna klapa. Wędzić będziemy jutro schaby i boczek, a choinka nasza została taka jak w lesie, w ogóle nieubrana. Zmywarki zazdroszczę trochę. "Kuchnię" kupię, poczytam i pooglądam. Na Twoich zdjęciach wszystko śliczne i apetyczne. Nawet zakatarzona kicia z elegancką sunią.

Leptir pisze...

Oj smakowitości .... my kupiliśmy niestety wędliny w sklepie....
a wasze pachną przez monitor :)
ozdoby na choince ..... takiego pajaca i ja miałam.... jednak w tych starych ozdobach tkwi jakaś magia....
z najlepszymi życzeniami Noworocznymi które przesyłamy z Rokitnicy

Unknown pisze...

Owieczko Rogata! Jak ja Cię dawno nie czytałam! Mówię Ci, kochana załóż bloga! Albo reaktywujmy Polną, bo brak nam Ciebie z Jolą:-)))
Kasiu - wędzenie to prościzna jak się okazało. Chlebek też mieliśmy swojski i też na drożdżach. Nie zdążyłam zakwasu nastawić...
Leptir - i zwrotnie od nas najlepsze życzenia!

Aleksandra Stolarczyk pisze...

SZEF w tym roku też wędził- beczka wygląda tak znajomo i masz rację- nie ma porównania ze sklepowymi. nasze zapasy zamroziliśmy i teraz będziemy "se szanować:)"pozdrowienia serdeczne i najlepsze życzenia( również od Wędzarnika)

Anonimowy pisze...

Ach tak dawno tu nie zaglądałam... A tu takie smakowitości u mnie szynkami zajęła się mama, peklowała sama, ale ona je potem gotuje nie wędzi... ( chyba ) Choinkę muszę powiedzieć mam podobną, a ten pajacyk wpisz wymaluj jak mój i siostry z dzieciństwa, był jeszcze nadgryziony przez myszy aniołek... Pozdrowionka po świąteczne...ale wciąż karnawałowe...

grazyna pisze...

Najbardziej podoba mi sie "rzut oka na wedzarnie"!
Jadlam w Polsce taka swojska szynke i rzeczywiscie potem trudno zadowolic sie kupnymi. Podoba mi sie tez ptaszek babci na choince, bo ja bardzo lubie ptaszki. Szkoda ,ze tutaj nie dostane "Kuchni" poczytalabym sobie o slodkim ciuciu w Gdansku.
Wspanialego Roku 2012...

megimoher pisze...

o, szkoda, że ja takiego pudła nie mam:-/ przynajmniej staram się gromadzić bombki przezroczyste, żeby neutralne były. Dobrze, że sikorki się do szynek na gruszy nie dobrały... a może napoczęły? Zdrówka dla Barokowych kiciów, chociaż przy takiej Pańci czujnej nic im nie grozi!

Go i Rado Barłowscy pisze...

Mamy nadzieję w UchoDyni uniezależnić się od przemysłu chemiczno-wędliniarskiego, na razie z tęsknotą (mimo przejedzenia) spozieramy na Wasze wyroby. Klasa! Smakowicie Wam grusza obrodziła, jak Wy to obroniliście przed ptaszydłami???

A na choince ozdoby i z naszego dzieciństwa, i ptaszki i pajacyki wisiały, a jakże!

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, czyli tego, o co sobie wymarzycie.

Pzdr.

Plastusia pisze...

Na widok wędzonek ślinka mi pociekła. A na widok ozdób choinkowych zakrzyknęłam: jak na mojej choince. Ja też mam prawie identyczne ptaszki i pajacyka. I w podobnym stylu inne ozdoby. Pamiętają lata 70. albo wcześniejsze, ale darzę je wielkim sentymentem.

,,Kozi las'' pisze...

Asiu Wojtku i cała rodzinko dziekujemy Wam za dobre życzenia. Cały czas pamiętamy jak wielki udział macie Wy w naszym jak to nazwałaś ,,sukcesie".
Życzymy Wam jak najwięcej dobrych dni i ciągłego powody do radości, aby ten nadchodzący rok był dla Was piękny i łaskawy.
Zosia i Janusz
P.S
Choinka przepiękna ,a wędzonki widać że bez konkurencyjne(smaku możemy się domyślać bo go znamy):)
Milunia i Elmirka śpią jak Murza z kicią Łązęgą u nas :)

Unknown pisze...

Go i Rado - Wojtek skakał pod gruszą i machał rękami - a dookoła setka kwiczołów się czaiła:-)))
Zosiu - Januszu - dziękujemy Wam za dobre słowo. Wzruszyłam się, bo mało kto jest tak szczery jak Wy:-)))
Megi - o Elmirkę już się bałam. Miała obniżoną temperaturę do 36 st. C. Zaopatrzona przez mnie metodami wypróbowanymi na niezliczonych kocich sierotkach zaczęła jeść i temperatura jej wzrosła do 37,2 st. Ale to nadal było mało. Bo powinna mieć ponad 38!. Na szczęście razem z Krzysiem - moim wetem i przyjacielem ze szkolnej ławy wymyśliliśmy co i jak podawać Barokowym i już moje słoneczka zdrowieją.

MariaPar pisze...

Dziękuję piękne za życzenia Spełnienia marzeń zaplanowanych na 2012 Rok !

jankasgarten pisze...

Wlasnych wyrobow troszke zazdroszcze. Szyneczka wyglada fantastycznie. Choinka wspaniala. Ja tez bardzo lubie rzeczy ze wspomnieniami. ;-)
Dziekuje i zycze rowniez Tobie i najblizszym szczesliwego zdrowego Nowego Roku i pozdrawiam serdecznie.
Dorothea

Anonimowy pisze...

Ooo, widzę, że kicia też pomagała przy ubieraniu choinki ? A wędzonki rewelacyjne, ja w tym roku też miałam wiejskie "od chłopa". Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku !

kasia.eire pisze...

szynka wygląda smakowicie. Kuchni niestety nie kupię, bo u mnie na irlandzkiej wsi tego nie sprzedają, ale założę się, że pięknie wszystko Wam wyszło. Ja też mam stare ozdoby na choince, nie kupuję takich disajnerskich, chyba, ze wieszczę, że za 20 lat będą odpowiednio stare i z historią. Mamy różne ptaszki, grzybki i inne takie, ze słomy nawet ponad 20 letnie. Taka choinka tylko ma sens. Nie rozumiem ludzi, którzy ubierają tematycznie, wszystko czerwone jdnego roku, potem wszystko złote. To znaczy rozumiem, ale nie powielam.

Ataboh pisze...

Witam, za wędzenie podziwiam ale wygląda smacznie oj tak!
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na candy

Ania z Siedliska pisze...

Zawsze mówiłam, że piękne jest to proste, wiejskie życie :-))). Asiu kochana ! Wszystkiego dobrego w 2012 roku - wielu publikacji, pieknych zdjęć, rozkosznych, domowych zajęć i zdrowia, by tego wszystkiego dokonać ! Dobre życzenia przekaż tez rodzinie, a zwierzaczki wytarmoś noworocznie od dalekiej cioci :-)))

Aggie pisze...

Pysznie tam u Was, pysznie, az mnie slinianki bola. Od kilku lat przestalismy kupowac wedliny na swieta, a poniewaz mieszkamy w irl. i nie mamy dostepu do swiezych wedzonek to robimy pasztety, pieczenie itp.-zawsze troche mniej chemii. Ostatnio byla ciotka z Polski i przywiozla nam wedzonki z prywatnej wedzarni- matko, jak one pachnialy!!! Mamy tu dwa polskie sklepy, ale niestety jedno miejsce skad biora towar i wyglada to tak, ze slaska i biala kielbasa po przekrojeniu wygladaja i smakuja tak samo, makabra! Rozpisalam sie o wedlinach, ale wlasnie gotuje zurek na wieczur i szlag mnie trafia, ze musze sie nakombinowac, zeby "zlapac" TEN smak:)
Tez mialam takie pajacyki, mam nadzieje, ze jeszcze gdzies je znajde u mamy:)
Gratuluje publikacji!
Pozdrawiam serdecznie i bardzo, bardzo wesolego Nowego Roku wam zycze:)

IVONNA pisze...

Ależ u Was smakowicie! Aż u mnie pachnie;)
Pozdrawiam serdecznie i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku życzę :)

Annasza pisze...

My też wędzimy od lat, właściwie nie kupujemy wcale sklepowych wędlin, prócz 100% szynki wołowej od sprawdzonego dostawcy, mąż robi też kiełbasy, tzw. "puszki", pasztety, wszystko co tylko się da z mięsa. Gratuluję serdecznie publikacji :)) Szczęśliwego Nowego Roku, oby był spełniony pod każdym względem! :))

Iza z Kidowa pisze...

Ale pyszności, aż poczułam zapach tych smakowitych wędlin...
Teraz jeszcze nie, ale postanowienie noworoczne stanowi, że w nadchodzącym roku i ja będę mogła zasmakować swoich, swojskich wyrobów!
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę zdrowia i pomyślności w Nowym Roku!

Unknown pisze...

My podjęliśmy noworoczne postanowienie by doskonalić warsztat wędzarniczy i - za chwilę - ruszyć ze sprzedażą swoich wędlin. Na początek wśród " krewnych i znajomych królika", czyli głównie wśród trójmiejskich znajomych. Skoro chętnie kupują przetwory prosto z siedliska - zdrowe i bez chemii, to może i wędliny znajdą nabywców?
I jeszcze raz życzę Wam najlepszego w Nowym Roku!!!

Monique pisze...

a ja piekłam karkowke :) wyszlo tyle ze pułk wojska mozne by było nakramić :) Część zamroziłam.
Szczesliwego 2012 roku! :)

Unknown pisze...

Monique - do karkówki się przymierzamy. W wersji A - w postaci wędzonego baleronu, w wersji B - w postaci pieczystej właśnie. Odbijam sobie lata wegetarianizmu mojego i córki. Okrutnie nas wzięło na dania mięsne. znać organizm potrzebuje i trzeba było się przestawić...

Iza z Kidowa pisze...

... chętnie skorzystam, jeśli można - rzecz jasna - ze wskazówek i porad w temacie!
Cieszę się, że swojskie, stare receptury wracają znów do łask.
Popieram i polecam:)
tak trzymać - na ten Nowy Rok! - i następne również...

Agni pisze...

Gratuluje !!!!
A co sie palilo w beczce ,ze tyle dymu ? I to bialego...jak po wybraniu papieza he, he.
U mnie szynka byla z dunskiej konserwy w stylu Polish Ham z czasow komunizmu, z LIDLa, i tak dobrze , bo w tym roku jakies takie Swieta nie Swieta byly!
Moja kocica 2letnia Lola szaleje jak ..kocica ,ktora chlopa chce! Nasze nerwy nie do opisania!A operacja 150 euro!!!!!
Kochani ! Szczesliwego Nowego Roku!!!!

Unknown pisze...

Iza - my się uczymy dopiero, ale nauczyciela mamy, że ho! ho!. Nasz kolega z Wysoczyzny Elbląskiej ( bohater jednego z moich reportaży zresztą:-))) ) hoduje krowy ras highlander, aubrack i galloway. Rasy mięsne. I robi własne wędliny - takie, że śnią się po nocach! Tak więc Tadeusz specjalizuje się w wędlinach wołowych, a my chcemy w tradycyjnych wieprzowych i...drobiowych, bo dogrzebałam się do bardzo interesujących receptur:-)))
Agni - 150 euro! Jezusie. Ja u mojego weta płacę 100 zł ( a jak hurtem i w Gdańsku u drugiego weta to 80 zł. Ile to euro? Ale ja mam zniżkę z powodu dużej liczby kotów i ogromu podesłanych pacjentów:-)))

Unknown pisze...

Aaa - paliło się drewno - zamiennie dębowe i ze śliwy. Ale dym dawał okrutnie!

Iza z Kidowa pisze...

eh, pozostaje pozazdrościć takiego nauczyciela!
Sen o wędlinach!!! - to zjawisko może wywołać jedynie wyrób najwyższej jakości:)

Ukłony dla mistrza Tadeusza!

Unknown pisze...

Iza - jak byłam wegetarianką, gdzieś tak pod koniec czwartego roku niejedzenia mięsa pod żadną postacią zaczęły nawiedzać mnie sny. W snach widziałam, czułam zapach i smak wędlin, pieczeni, klopsa mojej Mamy. A zjawisko nasiliło się po pierwszej wizycie u Tadeusza. Potem już chęć zjedzenia czegoś konkretnego była tak wielka, że wymiękłam i...wróciłam do mięsnej diety. Paradoksalnie jednocześnie z córką, która jak się okazało też miała takie sny. Ona była wegetarianką prze ponad trzy lata. Nasza pani doktor ma teorię, że po prostu, mimo zbilansowanej diety zużyłyśmy już wszystkie zapasy niezbędnego białka...A o Tadeuszu znajdziesz info tutaj:
http://www.agroturystyka.vitalis.elblag.pl/
Bo artykuł dopiero się ukaże:-)))( Mam nadzieję )

Iza z Kidowa pisze...

Dzięki bardzo, na razie tylko szybko rzuciłam okiem na stronę ale i tak jestem pod wrażeniem... no i ślinka leci... aż żal, że tak daleko:)

Ivalia pisze...

ach jak smakowicie:)))
Uwielbiam takie babcine pamiątki,podobny pajacyk króluje na maminym drzewku,Lawinię w ręku trzymałam i odłożyłam, teraz czekam na relację po-czytelniczą i zapewne popędzę do księgarni:))) A szybki na gruszy powalają urodą, co więcej, grusza ważną była, przecież "zakwitła" zimową porą, smakowicie w dodatku:))))
Wszystkiego NAJ w Nowym Roku :)))

Unknown pisze...

Ivalia - Lavinię czyta się cudnie. Opowieść płynie swoim rytmem, momentami przejmuje do szpiku kości. I widać jak z powieści na powieść Marlena de Blasi doskonali swój warsztat. Mnie ta książka wciągnęła i zauroczyła na wieki wieków:-)))
Jeszcze raz najlepszego!

Z Innej Bajki pisze...

wędliny wyglądają znakomicie ,a choinka wspomnieniowa i moja wspomnienia obudziła - dzięki wielkie :-))))))))))))
Publikacji kuchennej baardzo gratuluję :-))
A za Owcą Rogatą też tęsknię i namawiam do założenia bloga i do reaktywacji Polnej też oczywiście ,ale w większym gronie :-)))
pozdrawiam styczniowo jola

Anonimowy pisze...

Asiu i Wojtku, witam gorąco z Nowym Rokiem! Oby był dla was dobry, zdrowy, radosny, pełen ciekawych spotkań z fantastycznymi ludźmi i pięknych miejsc do obejrzenia.Oby zwierzaki zdrowe były i szczęśliwe, a interes wędliniarski kwitł. Ślinianki pracują podczas oglądania zdjęć, chętnie byłabym potencjalną klientką, ale do Zakopanego daleko...Choinka piękna, moja też się udała, królują mojej roboty pierniczki, suszone pomarańcze i słomiane aniołki i gwiazdki. Stare ozdóbki też mam, ale w tym roku choinka za mała.Za to pudło do przechowywania ozdób pochodzi z końca lat 40-tych ubiegłego wieku! Niezniszczalna gruba tektura!
Pozdrawiam ciepło
Mika

Unknown pisze...

Mika - kurierem, czy pocztą do Zakopanego jeden dzień:-)))Jutro kupuję następną partię mięsa i zaczynamy próby z kiełbasą. Taka prawdziwą - bez chrząstek, zbędnego tłuszczu, wypełniaczy. Robimy też nową szynkę, bo wzięła i zeszła zjedzona do imentu:-))) A w piątek goście! Ściskamy noworocznie!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Pyszne są domowe wędliny, kiełbasa musi być z odrobinę tłustego mięsa, bo będzie za sucha, zamiast wody, dodaję wygotowany rosół z nóżek, kości, skórek, taki kolagenowy wywar, zmielone mięso maceruje się w chłodzie ze dwa dni z przyprawami. Uda się Wam, jak udały się boczki i szynki, to kwestia wprawy. I moje mięska marynują się i będzie wędzenie, syna muszę wyposażyć do obcych krajów, pozdrawiam Was serdecznie, wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

oliwka pisze...

Gratulacje! Miło zobaczyć w druku swój tekst i swoje zdjęcia. Wszystkiego dobrego w nowym roku!

Wzruszył mnie ten babciny ptaszek, też takie pamiętam. Miały białe ogonki z takich sztywnych nitek :)

Ewa Żechowska pisze...

helou. dawno Was nie słyszałam a jeszcze dłużej nie widziałam. od kiedy zamknęłam swoje pisanie to nawet nie wiem co u kogo bo nie szperam po blogach. my noworocznie postanowiliśmy sukcesywnie rezygnować z żywności przetworzonej, tak bardziej radykalnie jak dotychczas. a na wiosnę- własna szklarnia! pozdrawiamy z południa!E.

Unknown pisze...

Ewcia - to dokładnie tak jak my! Odkąd Ewa troszku przymuszona zdrowotonością zrezygnowała z wegetarianizmu staramy się, żeby jak najmniej żywności przetworzonej było na naszym stole. Ale i tak do tej pory śnią jej się potrawy Roberta:-)))

Chata Wędrowca pisze...

hehe...no tak...tu się nic nie zmieniło. to znaczy zmieniło ale na lepsze. a ja przy nim dostaję skrzydeł. dziś specjalnie dla Niego zrobiłam kapustę czerwoną po flamandzku i upiekłam polędwicę (ja wegetarianka) i mnie...pochwalił! uff. my póki co od 3 miesięcy sami wyciskamy soki z pomarańczy (dzieci uwielbiają FRESH) i nie jestem w stanie już przełknąć soku z kartonu co zwany jest pomarańczowym. fuj. a te 100% niech sobie wsadzą gdzieś.
A Ewa? Co Jej jest? coś poważnego? Anemia że musi jeść mięcho?

Unknown pisze...

Zadatki na anemię, ale nic poważnego na szczęście...Ewa, my ostatnio nawet wina kupnego nie pijemy. Wyszło mi genialne, wytrawne wino z jabłek:-)))

Chata Wędrowca pisze...

my niestety wielu rzeczy nie ogarniamy bo CZAS...pół roku tylko praca...a ostatnio nawet dłużej. robimy dla siebie ile możemy, a nawet jeśli udałoby się to wino wyczarować to by nigdy nie dotrwało do czasu przydatności do spożycia! a Ty się chwal chwal...tylko mi smaka narobiłaś

domowa kurka pisze...

och...też sami wedzimy szynki, boczki, a mało tego mamy swojski salceson i kaszankę...i zamrażarkę , która była naszym pierwszym zakupem na wsi...i kiszoną kapustę i ziemniaki w piwnicy...bo jak nas zasypie...i zawsze drożdże (też można mrozić)na zimę, ale szyneczki swojskiej , fakt, nic nie przebije... gratuluję wydania artykułu, ale i temat wspaniały... byłam tam kilka lat temu, a do tej pory w lodówce leży cukierek kupa...ucałowania noworoczne dla całej gromady dwu i czworonogów

ania z zawad pisze...

a fuj! (wiadomo na jaki temat:))

Berceuse - Art pisze...

Wszystko to smakowicie wygląda :). Ja bardzo chciałabym podziękować za Wasze życzenia. Wprawdzie dopiero teraz, ale mój świąteczno-noworoczny pobyt w Bieszczadach spowodował, że na chwilę uciekłam z wirtualnego świata.
W Nowym Roku, życzę Wam aby szczęście wychodziło Wam na przeciw ;)
Pozdrawiam serdecznie
Marta

Nasza Polana pisze...

Mimo iż moja dieta stała się bezmięsna to jednak doceniam Wasze wędzenie i domyślam się, że efekt był dla podniebienia rajem. Ponadto życzymy kociakom i WAM zdrowia i gratulujemy publikacji. :-)

dompodsosnami pisze...

Ha - swojskie zawsze najlepsze, przynajmniej ma się pewność, ile jest szynki w szynce. ;) I my sami wędzimy, choć latem nie dajemy rady dla wszystkich gości, musimy się kupnym wspomagać. :( Dobrze, że choć dostawca sprawdzony.
Cieszę się, że mieliście możliwość i zaczęliście wędzić sami!
Co do wegetarianizmu - nie mam nic przeciwko, ale zawsze uważałam, że gdyby człowiek miał być tylko roślinożerny, to nie wykształciłyby się u niego siekacze - prawda? ;))
Ściskam i pozdrawiam serdecznie!

Agni pisze...

Wedlug mojego mojego uproszczonego liczenia to za 150 bys zalatwila conajmniej 6 kociczek...Szok. Za propozycje lekow dziekuje, bardzo mnie to wzruszylo, ale moja domyslna mama wziela w obroty niedomyslnego brata i juz cos mi wyszukal.
Jeszcze raz dziekuje -Ag

Ania pisze...

O jacie takiego samego pajacyka mam i kilka innych podobnych. Też mam do nich wielki sentyment. Mogę zrobić fotkę.
Będzie mi miło jeśli zajrzysz an mój nowopowstały blog. wiem, że jeszcze sporo pracy przede mną, ale wkręcam się powoli.
W wolnej chwili zajrzyj i napisz co myslisz.
Pozdrawiam
Ania
www.lawendowy-ogrod.pl

konik polski pisze...

Matko, jak ja kocham mięso, te wędliny to od samego patrzenia można zwariować! Czytałam o ciuciu świetne!!! Pozdrawiam Paulina

Pokrzywka pisze...

Świetnie sobie poradziliście. Wiązanie szynki nie jest łatwe, a u Was tak fachowo. Tylko patrzeć, jak "wyprodukujecie" swojską kiełbaskę, co nie jest takie trudne, bardziej pracochłonne. Przed każdymi świętami oboje z M. bawimy się w masarzy.Pozdrawiam

PS Jeśli lubicie czosnek, dodawajcie go do zalewy

Anonimowy pisze...

o matko moja jedyna co za pachnący blog !!!!!!! czuję czosnek, liść laurowy, rozmaryn i ten dym tez czuję :)

multanka pisze...

Asia, za kurs wędzenia dziękuję z całego serca! Jeszcze tylko proszę o szybki kurs budowania wędzarni bo zamierzamy się wiosną usamodzielnić i nie napraszać przyjaciół o podwędzenie naszego mięska :P
pozdrowienia ze Stajenki!

Anonimowy pisze...

Przeczytałam całego bloga a i opowieści Rysia,zakochałam się w waszych kotach ,choć sama mam trzy- nomen omen NORKĘ(szarą złośliwą królową,z dyktatorskimi ciągotami,ulubienica mojej córy) Kazimierz kot znaleziony w krzakach pod domem-rasowy przepiękny syjamczyk ,mój książe co o poranku gada ze mną przy kawie(wiem jak to brzmi..) i Bimbra ,puchatą kulę obrażonej godności...
pisz Asiu bo ja muszę cię czytać ;-)
A to ciuciu z Gdańska to manufaktura przy długim Targu?? Co to robią bajecznie kolorowe cukierki w bajecznych smakach? Zawsze je z Gdańska do Jeleniej Góry przywozimy ,ostatnio w ilości 2 kg!! Mój mąż zbajerował pracowników i mu sprzedali za jakąś okazyjną cenę hah
Pozdrawiam ....

Unknown pisze...

Witaj miła nieznajoma:-))) Na gdańskim ciuciu wychowała się moja córka ( jeśli można tak powiedzieć:-))) ) I zawsze wiedziałam, że chcę o nich napisać. I w końcu - dzięki " Kuchni" - trafiła się okazja!
Pozdrawiam serdecznie i załączam głaski dla Norki, Kazimierza i Bimbra:)))

kasiexa pisze...

wzruszyłam się ja też miałam takiego pajacyka...pyszności przygotowujecie:))