niedziela, 8 września 2013

Kulinarnie



Na powyższym zdjęciu mamy zadatek na dżem z zielonych pomidorów z dodatkiem pomarańczy i nutką pigwy. Dżem już został wysmażony ( trzy dni!!! ) i powędrował do piwnicy. I nie jest tam osamotniony. Obok stanął chutney z... zielonych pomidorów, słoje soków malinowych i malin w cukrze, jeżymy i rzecz oczywista sok jeżynowy, naleweczka orzechowa ( wytrawna i lekko słodka ), tymiankówka, przecier pomidorowy ( za mało!!! ), pierwsze musy jabłkowe ( za mało!!! ) no i absolutnie pierwsze powidła śliwkowe ( będzie więcej :-))). Wygląda na to, że ogarnęło nas z Ciocią kulinarne szaleństwo. Ale po prostu nie da się inaczej, skoro w sadzie i ogrodzie takie plony! Tylko odrobinkę trudno to ogarnąć. Zielone pomidory zmusiły nas do działania. Skrzyp i pokrzywa okazały się niewystarczającą ochroną przed zarazą ziemniaczaną i trzeba było migiem ratować zbiory. Przepis na dżem z zielonych pomidorów znalazłam w necie, a chutney robiłam " na czuja", bo żadna z wyszperanych receptur do mnie nie przemawiała. Ale wyszedł przedni! . Robiłam go tak:
Wzięłam 5 kilo zielonych pomidorków:


Pokroiłam je w kostkę, dodałam 2/3 szklanki cukru, łyżkę soli kamiennej niejodowanej, dwie czuszki, szklankę octu jabłkowego ( naszego, z zeszłego roku ), pół szklanki białego octu winnego ( kupny, niestety ), trochę świeżo zmielonego pieprzu i dusiłam to razem, dusiłam, dusiłam...

Potem dorzuciłam kilogram dojrzałych, czerwonych pomidorów z targu w Pasłęku ( prosto od rolnika ) i garść rodzynek.



I dalej dusiłam



Potem to wszystko odparowałam i już. Będzie jak znalazł na prezenty i jako dodatek do mięs, czy sera.

Zwieńczeniem pomidorowego szału w kuchni była tarta z pomidorami, białym serkiem, mozarellą i oliwkami. O taka:



Mając ciut dosyć stania przy garach wybraliśmy sie na grzyby. To nie było rozsądne bo grzyby...były. W lesie niedaleko Przezmarku na Wysoczyźnie Elbląskiej jak zawsze znaleźliśmy kurki, parę borowików, troszkę koźlaków i niezliczoną ilość grzybów o nazwie piaskowiec modrzak. W pierwszej chwili rzeczone piaskowce wydały mi się podejrzane, bo dotknięte zmieniały barwę na przeraźliwie niebieską. Popularne siniaki, to przy nich pikuś. Ale po pracowitym przeszukaniu atlasu grzybów okazało się, że modrzaki to grzyby jak najbardziej jadalne, smaczne a swój szalony kolorek tracą podczas obróbki termicznej. No i nie są pod ochroną, chociaż uznawane są za rzadkie. Ale nie u nas, nie u nas!!!!! Tutaj ich mrowie.
I teraz mam pytanko: co się robi z grzybami? Ano czyści się je, a następnie:
a. mrozi
b.smaży
c.dusi
d.dodaje do różnych smacznych rzeczy
a wszystkie te czynności wykonuje się rzecz jasna w kuchni. Jak widać więc odpoczynek od "garów" skończył się zanim miał szansę na dobre się zacząć.
Część grzybów trafiła do pasztetu. Pasztety upiekłam dwa. Jeden ze smażonymi z cebulką ( własną ) grzybami, a drugi ze śliwkami suszonymi, moczonymi w brandy. I sama nie wiem, który był lepszy. Ten ze śliwkami wygladał tak:


Dzisiaj za to był dzień pod patronatem jabłek. Ciocia kroiła, a ja mieliłam w maszynce ręcznej, której używała jeszcze moja babcia ( elektryczna padła dawno temu nie wytrzymując obciążenia robotą ). Teraz przyszły cydr już fermentuje pomalutku w kamionkowym garze, a część jabłek puszcza sok. Z niego powstanie galaretka jabłkowo - miętowa, którą zgłosiłam na konkurs wojewódzki "Smaki Europy Zaklęte w Szkle ). Rozstrzygnięcie 22 wrzesnia podczas Dożynek w Olsztynku, upraszam więc o kciuki.
Wojtek za to, za pomocą swojego prezentu na urodziny, czyli błyszczącej nowością piły spalinowej zwalczał jedną z naszych jabłoni. Marna już była od paru lat, a na dodatek zabierała mi cenne miejsce w ogrodzie ziołowym. A jabłek i tak mamy przerażającą ilość.


I jeszcze pytanie do Tupaji: Jaki to katnik wybierał się na poszukiwanie żony i postanowił opuścić przytulną kryjówkę pod wanną?


Biorąc pod uwagę jego rozmiary ( dobre 18 mm ) stawiam na kątnika większego ( Tegenaria atrica ), ale pewności nie mam...


 Asia

I zapraszam na blog fotograficzny:-))) Dziś wycieczka do ponad 200-letniego domu na Mierzei Wiślanej...

http://jwfoto.blogspot.com/

19 komentarzy:

Gosianka pisze...

Praca wre aż miło!
Ten pająk ma naprawdę aż 18 cm?? Matko!
Kciuki za konkurs będę trzymać, pozdrawiam :)

Tupaja pisze...

Ależ to pysznie wygląda!

Co do pajączyska...nie ręczę za kątnika, choc "wymiarowo" by się wpisywał.
Trochę zbyt przysadzisty.
Albo takie ujęcie, ale mam wątpliwości czy to kątnik.
pozdrówki

monique pisze...

o rrrrrany to ja już bym leżała trupem obok tego pajączka !! Ośidny jest jak mawia moja Zuzolka !!! a jedzonko u Ciebie pyszniutkie, chętnie wpadłabym na degustację :)))) Pozdrowionka Asiu ..

Aleksandra Stolarczyk pisze...

chybabym padła od tego ogromu roboty! Podziwiam!

Swiergol pisze...

Ślinka sama cieknie jak sie patrzy na cuda które "wyrabiacie" :-)
pająk na 100% nie kątnik, zapodam linka do zdjęcie na forumprzyroda, może ktoś oznaczy tego "futrzaka" :-)
Kątnik toto na pewno nie jest, ma za krótkie odnóża i za krępy jest.
pozdro.

Unknown pisze...

Zdjęcie na forum przyroda już wrzuciłam. Może ktos oznaczy skubańca. Jak oznaczy to napisze co to:-)))
A.

Joanna pisze...

niesamowicie smaczny post !
ja też nie próżnuję... nie ma jak własnej przetwory... sklepowe się chowają...
Asiu... jak jeszcze takiego wielkiego pająka wstawisz na bloga... stracisz blogową koleżankę... serducho mi 'kiepnie ' hehehe
umarłabym gdybym zobaczyła takiego ww realu... brrrrrrr

Ivalia pisze...

nio, za pająkami też nie przepadam, ale nauczyłam się je szanować, wszak muszki i komarki zajadają, a tego na wsi multum!
No i MNIAMMMM :) Aż mam ochotę na te zielone pomidory z dodatkami! Musi oryginalnie smakować :)))

Anthony's Garden pisze...

Same delicje u Ciebie.O takim dżemie jeszcze nie słyszałam. Pozdrawiam Monika

Olga Jawor pisze...

Jejku, jakie pyszności! Ile pracowitości w Tobie i w Cioci.Ale cóz począc - czas obfitosci wszelakiej, to mus działać na niwie kulinarnej i cuda niewidy tworzyć. Ja też mam juz sporo przetworów w słikach. Teraz chwila oddechu. A wkrótce zabieram sie za gruszki!:-))

GAJA pisze...

Aleś pracowita, jak pszczoła! Moje plony czekają na mój dobry nastrój.
Moja Ciocia robiła z zielonych pomidorów pyszną sałatkę. Smak pamiętam, przepis odszedł razem z Ciocią

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Zazdroszczę tej pracy w kuchni, bo u nas w tym roku trochę się marnuje. Jabłek nie ma, ale gruszki się sypią, a jest ich tyle, że i 10 osób nie przerobi, więc jak macie chęć to zapraszamy ;-)
Świetnie tarta wygląda, muszę też taką zrobić, ale dam ser produkcji Pana Właściciela Domu, bo wychodzi mu świetnie.
Pozdrawiam ciepło!

Ica pisze...

Ależ u Ciebie pachnie! :)
Niezwykle smaczny ten post.
U nas też w piwnicy pojawia się coraz to więcej słoików z przetworami.
Dziś będziemy tworzyć syrop i nalewkę z mięty! :)

SkandiChic pisze...

Ale smakołyki :) Narobiłaś mi smaka ;)

ma.ol.su pisze...

Asiu i Wojtku! Widać, że podjeść to Wy sobie lubicie, oj lubicie! Fajnie, że i zrobić potraficie sami takie pyszności:)

Widzę (po blogach), że coraz więcej osób stawia na samodzielne przygotowanie żywności i zimowych zapasów a z niechęcią odnosi się do tych 'fabrycznych' z oferty supermarketowej.

Pozdrawiam Was

Mika pisze...

Smaczny i aromatyczny post, na czasie. Wszędzie praca i przetwarzanie w toku. Ja też już mam sporo dżemów, nalewki z czarnej porzeczki i malin nabierają mocy, ketchupy gotowe. Jeszcze gruszki, jabłka, pomidory i tak dalej...
Pajączek nader dorodny, jak dla mnie aż za bardzo. U mnie też sporo pająków, ale mniejszych.
Pozdrawiam ciepło

Powrót do tradycji pisze...

Szczerze informuj że jakby stanął mi na drodze taki pająk w panice bym go rozdeptała hahahhaha nie cierpię
pająków tym bardziej takich!!! Smacznie i aromatycznie w tej kulinarnej odsłonie twojego życia :) Trzymaj się

Ania z Siedliska pisze...

Już sobie przysięgałam, że koniec z przetworami, a tu masz......chutney z zielonych pomidorów !!! U mnie ich dostatek i właśnie zastanawiałam się, czy chyłkiem nie wyrzucic na kompost. No trudno, myję słoiki i znów zaczynam zabawę - wg Twego przepisu :-). A już myslałam, że mam wolne ( choć i u nas grzyby sie sypnęły, więc to wolne to trochę pozostaje w sferze marzeń). Uściski, skrzętna gospodyni !

Unknown pisze...

Aniu, nieskromnie powiem, że chutney wyszedł mi nieźle - u nas schodzi głównie do kanapek - na ser, wędlinę. Albo i bez sera, wędliny:-))) Aż żałuję, że tak mało zrobiłam...
Ościskam
Asia