Przystałam ostatnio do pewnej przesympatycznej i bardzo twórczej grupy ludzi. A mianowicie do Alternatywnego Elbląskiego Klubu Literackiego. Jako, że moje pisanie ostatnimi czasu niewiele ma wspólnego z fikcją literacką, że już nie wspomnę o poezji bardzo potrzebowałam odrobiny odmiany. Na pierwsze warsztaty, w których brałam udział popełniłam...makabreskę. Hasło brzmiało: płonąca żyrafa. Wahałam się dłuższą chwilę, czy bardziej kojarzy mi się z obrazem Salvadore Dali, czy z wierszem Grochowiaka. Wygrał Grochowiak.
Płonąca
żyrafa
-
To nie jest spotkanie wigilijne! To nie jest żaden
opłatek!
Spotkaliśmy
się
tutaj, bo musimy sobie jasno powiedzieć:
spieprzyliście
robotę!
Ten rok był
do niczego. Grzmiała
Dyrekcja, zwana też
Królową
Matką,
zza swojego biurka. Jej ufryzowana blond główka
kiwała
się
miarowo w przód i w tył
jakby sama sobie przytakiwała.
Powiodła
groźnym
wzrokiem po stojących
karnie przed nią
w stłoczonej
grupie pracownikach. Wtem spojrzenie Królowej zatrzymało
się
na górującym
nad grupą
Marku.
-Ty!
Wycelowała
w niego palec z połyskującym
na czerwono spiczastym paznokciem. - Ty
jesteś
najgorszy!
Marek zgarbił
się
nieco i przykurczył.
Nerwowo przejechał
dłonią
po sterczących
niesfornie włosach.
- Zdziadziałeś
chłopie!
Emerytowany wojskowy, saper z bożej
łaski.
A z klientami się
cacka jak z jajkiem. Tu trzeba krwi! Mięcha
nam trzeba, a nie ciumkania! Zrób coś
z tym, bo jak nie, to w przyszłym
roku...
Głos
Królowej zawiesił
się
złowieszczo
po czym przeszedł
w przeciągłe
westchnienie. - No nic. Do roboty. I
smacznego opłatka.
Załoga
rozeszła
się
do swoich pokoi. Marek wszedł
do kanciapy zwanej szumnie indywidualnym pokojem do pracy i spojrzał
na pluszową
żyrafę
zajmującą
większość
powierzchni pomieszczenia, która miała
być
prezentem gwiazdkowym dla córki. Nagle w jego oku pojawił
się
szatański
błysk.
- Chcesz mięcha?
To będziesz
miała
– wymamrotał
pod nosem. Rzucił
się
do siatki ze zrobionymi rano zakupami. Wysypał
wszystko na podłogę
i gorączkowo przeglądał
pakunki.
- Ha! Jest! Mam! -
Zakrzyknął.
W jego dłoniach
krwawo połyskiwała
wątróbka,
którą
nabył
rano na polecenie żony.
Z torby wystawało
jeszcze pudełko
z fajerwerkami kupionymi okazyjnie. Marek jak na sapera przystało
starannie wyselekcjonował
potrzebne mu rzeczy, po czym przystąpił
do dzieła.
Delikatnie rozpruł
żyrafę
i chichocząc
diabolicznie realizował
swój plan...
Wigilijny
poranek zaskoczył
wszystkich świetlistą
poświatą
na świeżo
spadłym
śniegu.
Co prawda nie poprawiło
to nastroju pracowników firmy, ale miło
było
popatrzeć.
Królowa Matka stukając
energicznie obcasami weszła
do swojego gabinetu. Przed biurkiem stała
prześliczna,
pluszowa żyrafa
z kartonikiem przyczepionym czerwoną
kokardą
do szyi.
-
Ciekawe kto mi się
chciał
podlizać?
Powiedziała
do siebie Królowa – głupek
jeden – sarknęła.
Pociągnęła
energicznie za kartonik. Wtem rozległ
się
huk, błysk
i świdrujący
w uszach okrzyk pełen
przerażenia.
Pracownicy w panice rzucili się
do drzwi. Ich oczom ukazał
się
niezwykły
widok. Dyrekcja stała
pośrodku
gabinetu cała
pokryta czerwonymi, skrwawionym strzępkami.
Jej nienagannie zwykle uczesane włosy
sterczały
na wszystkie strony. Przed nią,
na fotelu smętnie
zwisał
łeb
pluszowej żyrafy
dymiąc
jeszcze odrobinę.
Wokół
snuł
się
swąd
spalenizny i fajerwerków. Pracownicy zamarli. Tylko Marek zaśmiał
się
szatańsko
i wycharczał
z trudem łapiąc
oddech
– mięcho,
mięchem
i krwawą
miazgą.
Bo biedna jest konstrukcja człowieczego
lęku.
Żyrafa
kopcąca
się
pomaleńku...
P.S. Zarówno Królowa Matka jak i Marek mają swoje pierwowzory, ale spuśćmy litościwą kurtynę milczenia...reszta jest wytworem mojej wyobraźni:-)))
12 komentarzy:
genialne!
Tak czytałam i czytałam... patrzę a tu koniec. :))
Zdolna jesteś! Także proszę o więcej. :)
Uściski,
I.
Podoba mi się i styl Twego pisania i pomysł. Takie to wszystko wyraziste, potyczyste! A najlepsza końcówka. No i rzecz jasna, dwuwiersz końcowy. Powinnaś pisać więcej takich rzeczy, Asiu!:-))
o... to gratuluję bycia w szczytnym gronie ludzi
Że zacytuję Cię z innego bloga:"DAWAJ DALEJ!"
Więcej! Więcej! Więcej - takich opowiadań!
Ciekawe, że owa królowa matka ma klony chodzące po świecie. Kilka już takich spotkałam.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!
He, he... bardzo lubię makabreski :-) W realnym świecie akt ten uznanoby za terroryzm, ale miło jest czasem sobie pomarzyć, jak dowala się takim szefom z bożej łaski :-) Czego wszystkim uwikłanym w życie w korpo serdecznie życzę :-)
Robi wrażenie ;)) aż by się chciało wcielić w życie... czyli masz moc oddziaływania na (pod)świadomość ;-)
Cuudna opowieść :) Super pomysł na prezent hihii !!!! Chętnie bym wręczyła pewnym osobom !!!!!!! Pozdrawiam. S.
Świetne opowiadanie! Końcówka zaskakująca, myślę że wielu z nas chętnie sprawiłoby kilku osobom podobny prezent:):):)
Naprawdę świetne ;-) oryginalny pomysł. Ciekawe co inni napisali?
Muszą być fantastyczne takie zajęcia, zazdroszczę.
świetny pomysł..... tylko źle mi się czyta na tym ciemnym tle....
ale dałam radę.
serdeczności
http://leptir-visanna6.blogspot.com/
Cudenko !
Prześlij komentarz