sobota, 28 czerwca 2014

Konie, sery, warsztaty - czyli co nam w duszy gra...



Zakochałam się. Konie fryzyjskie mnie urzekły. Przystojniak z powyższego zdjęcia to jeden z trzech fryzów ze stajni w Galinach. Wszystkie trzy są kare, dumne i piękne. Mimo, ze podczas wyjazdów warsztatowych głównie absorbują mnie nasi gości, sery, które robimy i chleby - zawsze jednak znajdzie się chwilka na pozachwycanie się. I jakoś tak się składa, ze zazwyczaj warsztaty mamy w miejscach, gdzie są także i konie...przypadek? Od dawna nie jeździłam konno. Po dosyć dramatycznym upadku, kiedy to ja wzięłam przeszkodę, a koń wyhamował przed nią, został mi uraz. Są jednak takie chwile i takie konie, ze nie mogę się oprzeć:-))) A uczyłam się jeździć w Stadninie Koni w Kadynach. Było to pod koniec lat 80-tych. Kadyny były wówczas znanym i cenionym wśród koniarzy miejscem. Nauce poświęciłam całe wakacje pracując w stajniach w zamian za jazdy. Pamiętam pewnego ogiera. Miał na imię Gotyk i był potężnym przedstawicielem  rasy wielkopolskiej. Otóż ten gniady przystojniak z urokliwą strzałką zwykł był podgryzać dziewczyny. Gryzł wyłącznie przedstawicielki naszej płci i wyłącznie w jedno miejsce...w pupę. Każda nowa adeptka była kierowana przez chłopaków do boksu Gotyka...Mieli niezły ubaw. Koń też. Potem Kadyny z lekka podupadły. Ponoć niedawno znalazł się kupiec na stajnie. Może odzyskają dawny blask? Przecież również folwark i stajnie w Galinach były w fatalnym stanie, gdy przeszły w ręce obecnych właścicieli. Dzisiaj to jedne z najlepiej utrzymanych stajni jakie znam...







A same warsztaty w pałacu w Galinach udały się nadzwyczajnie:-))) Zrobiliśmy kilka serów, upiekliśmy chleby z chrupiąca skórką, przejechaliśmy się bryczka i spędziliśmy wieczór przy ognisku popijając wytwarzane na miejscu nalewki:-)))

Praca wre...


Nasi rekordziści - by wziąć udział w warsztatach pokonali 7400 km. Przybyli z Konga, w Afryce:-))) Pozdrawiamy serdecznie!

Czekamy aż się zrobi skrzep...


Ruszamy!



Nadchodzi zmierzch...płonie ognisko i szumią knieje ( w oddali szumią )



I jeszcze pozostali mieszkańcy Galin ( acz nie wszyscy bo bardzo ruchliwi byli:-))) )



A teraz robimy skok przez pół Polski i przemieszczamy się do Stajni Rudej w niewielkiej miejscowości KIKI w województwie łódzkim. Tak, tam też robiłam warsztaty. Do Rudej dojechałam bla bla carem, albowiem w naszym autku szlag trafił łożysko i musiał się nim zająć mechanik. Bla bla car okazał się być genialnym i niekosztownym rozwiązaniem. Tylko musiałam dokonać ostrej selekcji przy pakowaniu... Udało się zmieścić wszystko w jednej torbie. A miałam ze sobą: garnki dla warsztatowiczów, łyżki ( specjalne do wyrobu sera ), sitka do handkasa, formy do goudy, podpuszczki, tudzież inne akcesoria serowarskie. Oraz ciuchy na 6 dni. Dojechałam wieczorem, popróbowałyśmy z Rudziutką naleweczek i padłam. Rankiem przyjechała pierwsza grupa - przez pierwsze dwa dni prowadziłam warsztaty dla Polskiego Związku Głuchych Oddział Łódź. Jak widać na poniższym zdjęciu sery wyszły smacznie:-)))


Kolejne dwa dni to już warsztaty dla grupy zaawansowanej. Robiliśmy między innymi camemberty:-)))



Konie ze Stajni Rudej:-)))



I Karminka. Pies, który wazy tyle, co 1/4 mojego kota...


To tyle na dzisiaj. Jeśli chcecie relację z życia w żuławskiej dżungli to piszczcie:-))) ( osty już dawno przerosły człowieka...)
P.S. Zapomniałam! W lipcowym numerze Claudii w artykule " Niezapomniane lato w Polsce" wśród zaprezentowanych miejsc w stylu slow food znalazła się też i nasza Akademia Siedliska pod Lipami:-)))




20 komentarzy:

krystynabozenna pisze...

Relację z życia w żuławskiej dżungli też chcemy :-)))
Przeczytałam wszytsko, Kadyny znam bardzo dobrze...
Ech takie te sery apetyczne....

Unknown pisze...

Ok. Na Twoja odpowiedzialność. Jak będziesz miała koszmary o lwach, tygrysach i zbójcach wyłaniających się znienacka z wszechogarniającego zielska, to nie biorę odpowiedzialności:-)))

Kretowata pisze...

U mnie to samo!!! Wyższa trawa niż ja;))) - co poniekąd nie jest takie trudne;)
Ale Ci zazdroszczę!!! szfystkiego, ale najbardziej zaawansowania i camemberta;)

Unknown pisze...

Kretowata, jak chcesz robić camemberta, tudzież inne sery ( wypróbowuję opcję a'la "Kamyk sudecki" czyli ser z biała pleśnią obtaczany w popiele z drewna drzew owocowych z dodatkiem ziół i wędzona w zimnym dymie parzenica żuławska - coś jak wędzony oscypek, ale wcześniej aromatyzowany w lekkiej solance z dodatkiem hyzopu, cząbru i czubrycy )- przyjedź na któreś z naszych warsztatów - jako psiapsiółka blogowa rabat masz jak w banku:-)))

konik polski pisze...

musiało być wspaniale - zazdroszczę bardzo:-)

Aga Agra pisze...

Sery smakowite, a koni się panicznie boję...

Agniecha pisze...

Relacji z Żuławskiej Dżunglii życzymy sobie niezmiernie. Więc piszczymy, jak chciałaś!:-)
Poza tym, życzymy sobie, żebyś kiedyś przyjechała w Izery. Koniecznie.:-)

Unknown pisze...

Agniecha, sposób jest prosty.
Zbierz od 8 do 20 osób, które chcą się nauczyć robić sery. Efekt - wsiadam w samochód i frunę w Izery:-))) Z tym większą frajdą, że strasznie dawno tam nie byłam, a Izery kocham i wielbię. Agro w Izerach, gdzie można zrobić warsztaty zapewne znasz...:-)))

Aleksandra Stolarczyk pisze...

i znów zazdrość mnie zżera!:)

Agniecha pisze...

Hm, hm, warsztaty, mówisz?
U agrochłopa?
Znam miejsce, oni tam robią sami ser kozi, więc i nauczycielów byłoby więcej. Spytam ich, co oni na to, a jeżeli pomysł będzie im odpowiadał,to potem chyba Cię z nimi skontaktuję.

Joanna pisze...

nie znam się na koniach ale ich piękno zawsze podziwiałam...
też chciałabym się nauczyć robić sery... ech
teraz sobie uświadomiłam ... jak dawno nie było mnie na ognisku...
pozdrawiam serdecznie

Unknown pisze...

Agniecha, to zapytaj ich, co oni na to - jeśli się dogadamy i uda się zebrać ludzi to lecimy z koksem!
Asiu - może więc przyjedziesz na któreś z naszych warsztatów? Na razie mamy ustalone dwie miejscówki i dwie daty - 23-24 sierpień w Galinach i 27-28 wrzesień u Rudej. Ale latem też na pewno będą, tylko na razie ustalamy szczegóły:-)))

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Jejku, ale się dzieje! Gdyby warsztaty w Izerach doszły do skutku, to się zgłaszam i oferuję kilka miejsc noclegowych. Jeśli mnie oczywiście wcześniej nie wywieje do Małopolski.

Unknown pisze...

Riannon, to może u Ciebie? Ile masz miejsc noclegowych?

jankasgarten pisze...

Ciekawy reportaz i piekne zdjecia.
Dziekuje za odwiedziny.
Pozdrawiam serdecznie i zycze milej niedzieli :-)

Tupaja pisze...

Pięknie, smacznie i ... końskie klimaty :)
Oj, jak ja za tym tęsknię....

Penelopa pisze...

Pięknie.
... i ślinka leci ma te sery,
A wiesz, że moja Hania w podobnych okolicznościach zraziła się do jej ukochanych koni. Koń się spłoszył i wylądowała za ogrodzeniem pół metra od studzienki. Niedawno, po kilkunastu latach wsiadła ponownie.

Dzikie Róże pisze...

Koniecznie zorganizuj warsztaty w Izerach! Mój chłop i ja jesteśmy gotowi :)

Inkwizycja pisze...

Ja się też piszę na warsztaty!
A w koniach fryzyjskich też jestem zakochana od dawna... są cudowne ;)

Ania z Siedliska pisze...

Warsztaty wspaniale sie rozwijają, własne sery są przepysze i już niedługo nie będzie chętnych na to sklepowe badziewie. Państwo z Konga widac sery lubią ponad wszystko, nawet ponad steki z antylopy :-). Na naszej wsi coraz mniej krów, pewnie byłyby trudności z pozyskaniem odpowiedniej ilości mleka, czasem robię tylko twarożek.
Asiu, ściskam Cię serdecznie i nie tracę nadziei na spotkanie.