piątek, 10 kwietnia 2009
Tosia na lipie
To się musiało w końcu stać. Najpierw skoki na niewysokie śliwy, potem jakaś drabina. Na końcu Tosia wlazła nam na kilkusetletnią lipę. Na nic się zdały prośby i kuszenie puszką tuńczyka. Kot ani myślał zejść. Nie to że nie chciał, tylko nie potrafił . Jest ponoć zasada, że kot po 3 dniach schodzi z każdego drzewa. Nasz zszedł następnego dnia. Po zimnej nocy spędzonej na drzewie kot zaczął przejawiać chęć powrotu na matkę ziemię. Najpierw zaczął czynić przygotowania do skoku. Więc dziewczyny przez 3 godziny stały pod lipą z rozciągniętym kocem.... tak jak to widzimy na filmach o strażakach próbujących ratować samobójców skaczących z wysokich budynków. Na końcu , o dziwo skuteczne okazało się .... miauczenie. Dziewczyny miauczały tak zawzięcie, wytrwale i głośno , że ciekawscy z okolicznych wsi ot tak przypadkiem przechodzili koło naszego siedliska. Ale kot z drzewa zszedł.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
I tak mieliście duże szczęście, że nie trzeba było wołać strażackiego wozu!
I skąd to przypuszczenie, że po 3 dniach każdy kot sam zejdzie? Wcale nie!
Prześlij komentarz