środa, 15 czerwca 2011

Zwyczajne życie




Wydawać by się mogło, że życie na wsi płynie spokojnie, nic się nie dzieje, atmosfera jest sielska-anielska. O nie – to tylko złudzenia. Pogoda iście tropikalna sprawia, że ogród zamienia się w prehistoryczną dżunglę. Rośliny rosną jak oszalałe. Zwłaszcza chwasty. Takie łopiany na przykład - z reguły uznawane za chwasty, u nas traktowane przez nas jako roślina ozdobna o ciekawych I dużych liściach. Osobiście uwielbiam zielsko o liściach solidnych I soczyście zielonych, a do łopianów mam słabość szczególną. Hodujemy je zatem w cienistych zakątkach, gdzie sprawiają wrażenie dziczy. Ale w tym roku dzieje się coś dziwnego. Otóż łopian większy (Arctium lappa L.) , którego liście zazwyczaj dorastają do 50 cm długości I jakichś 30 cm szerokości popadł w gigantomanię! Nasze liście mają ponad 80 cm długości I przeszło 50 cm średnicy! A cała roślina już dawno mnie przerosła. Osty, które rosną na naszym ugorze ( już niedługo – lada moment koszonko! ) też dawno przerosły wysokiego faceta. Kozłek lekarski powinien mieć góra 140 cm ( czasem starsze okazy dorastają do 2 m). Nasz, choć młodzik już 2 metry przekroczył. O pokrzywach I innym lichu nie wspomnę. Jeszcze chwila, a z zielska wyłoni się paszcza dinozaura, bo jako żywo niektóre fragmenty ogrodu wyglądają na siedlisko roślinnych reliktów! Nawet Ciocia, która normalnie idzie przez zielsko jak buldożer przy takiej ilości chlorofilowych najeźdźców wysiada!Większość wolnego czasu spędzamy więc w ogrodzie pracowicie przycinając I wyrywając, żeby w ogóle było widać nasze siedlisko, a zasiane warzywa miały szansę zaistnieć. Niestety nawet staranne wypielenie I wyściółkowanie nie gwarantuje sukcesu. W truskawkach spędziłyśmy z Ciocią trzy dni – ryjąc w ziemi, oganiając się od gzów I komarów, spulchniając I ściółkując. Krzaczki truskawek otulone ściółką, zadbane jak najbardziej kochane dzieci rosły, kwitły I zapowiadały duży zbiór. Już widziałam oczyma wyobraźni czerwieniejące apetycznie w misach kopce truskawek. Już czułam ich smak na języku. I co? I nic. Okazało się, że sarny też czuły na językach ich smak. Któregoś poranka naszym oczom ukazał się żałosny widok. Wszystkie dojrzewające owoce obskubane, Gdzieniegdzie zostały smętne I samotne zielone zapowiedzi owoców. Kwiaty znikły również. Ciocia z wrażenia aż przysiadła na zagonie. Mnie zamurowało. A sarna leżąca w niewielkim oddaleniu popatrzyła na nas bez cienia niepokoju. Wiedziała, skubaniutka, że czyn ten niecny zostanie jej wybaczony. Ale truskawek w tym roku nie będzie. Uchowały się dwie. Jedna dla Ewy I jedna dla mnie na pół z Ciocią...
Życie wiejskie też kwitnie. W sobotę wybraliśmy się z Wojtkiem rowerami na objazd wsi zbierać podpisy celem założenia stowarzyszenia. Dwa dni siedziałam nad formularzami dla sądu rwąc włosy z głowy. Jak to jest, że sądowe formularze nawet człowieka przywykłego do różnych papierzysk mogą przyprawić o ból głowy I ogólną desperację? W końcu udało się dobrnąć do szczęśliwego końca I trzeba było jeszcze tylko podpisów członków założycieli. Zebrać wszystkich w jednym miejscu o tej samej porze niepodobna – pozostawał więc tylko objazd od gospodarstwa, do gospodarstwa. Zajeżdżamy do p. Eli, która będzie naszym skarbnikiem, a tam rodzinna uroczystość. Stoły rozstawione w ogrodzie, grill dymi I smakowicie pachnie, a wokół stołów zgromadzona cała rodzina – czyli jakieś pół wsi... ( w naszej wsi sporo mieszkańców jest skoligaconych ). Lekko skonsternowana, nieśmiało poprosiłam o podpisy. Nie było mowy, żeby dyskretnie się potem wycofać. Zostaliśmy posadzeni za stołem, poczęstowani domową nalewką ( lub piwem do wyboru:-))), a na nieśmiałe protesty, że nie możemy, że musimy jeszcze jechać po córkę – sąsiedzi też mieli radę. Otóż padła propozycja, że my tu sobie pobiesiadujemy, a po Ewę może pojechać...Sołtys, który jest człowiekiem niepijącym, obowiązkowym I niebywale uczynnym. Wojtek jednakowoż postanowił osobiście odebrać swoje dziecko z przystanku autobusowego, poprzestał na soczku I Sołtys jechać nie musiał. Ale Ewa I tak stwierdziła, że nas z oka spuścić nie można, bo z nami to nigdy nie wiadomo....
A w niedzielę pojechaliśmy na gminne zawody strażackie! Startowały drużyny z 6 miejscowości. Naszych dopingowały niemal całe dwie wsie – I Dłużyna I Węzina. Emocje były, że ho!Ho!. W efekcie wygrała nasza drużyna damska I młodzieżowa. Chłopaki zajęli 3 miejsce. Ale tylko dlatego, że im się pompa zacięła. Jesteśmy więc zintegrowani do imentu. Pod koniec miesiąca integracji ciąg dalszy, bo robimy sąsiedzkiego grilla. U nas. O matko! Co to będzie...
A kotki rosną. Szatany w łatki malowane. Włażą wszędzie. Stłukły mi dwie doniczki, fikusa musiałam wynieść, bo Kartezjusz wspinał się po nim, jak po drzewie. Jedzą jak całe stado małych kotków, a nie tylko cztery. I mam wrażenie, że cały czas I wszędzie słychać tupot małych łapek!

Najmłodszy uczestnik zawodów strażackich



Nasze strażaczki!



Przed wręczeniem nagród - na pierwszym planie nasz Sołtys:-)))



A teraz na zielono...

Nadmiernie wyrośnięta babka lekarska



Ormiański estragon niebawem będzie już aromatyzował oliwy i octy.



Zasiany w zeszłym roku len trwały już kwitnie



Melisa lekarska o cytrynowym zapachu - nie masz nic lepszego, niż szklanka naparu z melisski przed snem...



Parzydło leśne ze skłonnością do gigantomanii



Pierwszy, żółciutki irysek. W tym roku je sadziłam. Myślałam, że nie zakwitną!



Szalony łopian - trzeba przyznać, że liść łopianu rewelacyjnie działa na ugryzienia owadów. Po przyłożeniu liścia, nawet po gzach nie zostają bąble!



A na deser:

Zwis koci ozdobny, czyli Elmira



Elmirka już prawie miała domek - zadzwoniła miła pani. Pojechałam z kotem. Weszłam do domu i...po chwili wracałyśmy razem z Elmirą z powrotem. To nie był TEN dom, ani CI ludzie. Nie byłaby tam bezpieczna. I tym sposobem nadal mamy cztery barokowe kotki...

I zaciekawiony Makbecik



Więcej fotek barokowych na razie nie ma. Maluchy poruszają się z prędkością światła. Nawet jak śpią w momencie, gdy coś zaczyna się dziać budzą się natychmiast i podtykają zaciekawione nochale pod obiektyw. Boskie są!

26 komentarzy:

,,Kozi las'' pisze...

Widzimy że zintegrowanie ze środowiskiem postępuje :)))
No a jeśli chodzi o ogród to na Waszej Żuławskiej ziemi to nic dziwnego z tymi GIGANTAMI :D

HANNA pisze...

Oj zazdroszczę, moje rośliny se wakacjuja-ale to ich pierwsze miesiące u nas, więc im odpuszczam.
Buziole

Lovely Home pisze...

Świetna korespondencja,zazdroszczę takich klimatów.
Ja póki co pełnie warte na stanowisku w pracy (; i bardzo mi tęskno do zieleni...
Pozdrawiam Was serdecznie
Pat

Anonimowy pisze...

tez uwielbiam lopiany i osty :)
niestety,nie dorobilam sie jeszcze wlasnego ogrodu...
ale w Zielone swiatki dorobilam sie 6 kociatek-w tym 3 ciemne pregowane i 3 rude pregowane!a myslalam,ze po czarnych ojcach czarne beda :))))))
jestescie wspaniali,ze nie wydaliscie Elmirki do niepewnego domu :) to moja ulubienica.........
pozdrawiam
Aska

ann007 pisze...

Asia, zeszłoroczną kapustę od Was jedliśmy na kilka obiadów, więc ja się nie dziwię :) Imponujący ten Wasz ogród oraz żyzność gleby żuławskiej. Zaciskam zęby i nie zazdroszczę, nie zazdroszczę... a u nas żonkile wyrosły na 7 cm łodyżkach...

kyja pisze...

zazdroszczę tego estragonu:) nie wiedziałam,że łopian dobrze robi na ukąszenia-przydatna informacja przy dzieciach:)
a sołtysa też zazdroszczę-taki uczynny sołtys to skarb;)
moc pozdrowień!!!!

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Gdy byłam w maju w mojej rodzinnej wsi, to również była impreza strażacka i zaproszono strażaków z miejscowości o tej samej nazwie, ale z Dolnego Śląska. Parada przez wieś z orkiestrą wyciągnęła wszystkich mieszkańców do opłotków, a potem oczywiście balety. Dzięki, że Elmirka nie trafiła w złe ręce, zioła rosną jak w cieplarni, a na naszym pogórzu sucho, za sucho, trzeba podlewać.
Pozdrawiam serdecznie.

Koza pisze...

Lubię takie dzikie ogrody, po prostu uwielbiam. Niestety ze względu że mój założony na skałach i pustynną suszę, mutanty u nas nie rosną.
Natomiast stada saren co roku wyjadają mi buraczki, pączki pieczołowicie pielęgnowanych róż i wiele, wiele innych. Na szczęście kres tych zuchwałości wkrótce nastanie ponieważ siatka na ogrodzenie zakupiona.
Integrację społecznościową przeprowadzam od maja :)
pozdrawiam serdecznie
Ps. Kociaki - słodziaki
Koza

Magda pisze...

Alez Wy tam ladnie macie! Tylko pozdzdroscic! Pozdrawiam! :)

jankasgarten pisze...

Prawda, ze na wsi nie ma czasu na nudy i zawsze cos sie dzieje.
Nasza corka tez ma dwa kotki psotki i opowiada czesto co nabroily. Wasze sa przesliczne.
Podziwiam ziola w ogrodzie, lubie je i uzywam duzo.
Dziekuje za wizyte i pozdrawiam ;-)

Unknown pisze...

Piękne maleństw ... u nas tez przybyły cztery takie maluchy na wsi tylko że szaro bure :)Wydawać nie mamy zamiaru bo u nas się przydadzą do łapania mysz :)

Renata pisze...

No tak... wsi spokojna, wsi wesoła...

Zieloności masz cudne, o łopianie nie wiedziałam, że łagodzi ugryzienia, ale zawsze jakoś tak z dzikimi chaszczami je kojarzyłam i z mocno tętniącym pod nim życiem.

No te futerka wprost cudowne... Aż żałuję, że jednego nie mogę przygarnąć.
Pomiziaj te rozrabiaki ode mnie :)

Ściskam :))

Bozena pisze...

Współczuję, że sarny są tak zachłanne, ze przynajmniej nie zostawiły po jednej truskawce dla was. A imprezy strażackie, to chyba mają wszędzie podobny charakter. Tych ziół to zazdroszczę! Pozdrawiam :)

amelia10 pisze...

Oj, Wasze lopiany, Asiu mogly by z moimi konkurowac!
U mnie tez osiagnely niespotykana wielkosc... az szkoda je tepic, sa niektore tak piekne... i maja niespotykane walory zdrowotne, zwlaszcza pokrzywa, to zreszta moje ulubione zielsko, ktore parze i pije litrami.
A kociaczki cudne!
Pozdrawiam:)

^

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

U nas łopian wyrósł tak wielki i tyle go (jak na razie mamy tylko łopian i pokrzywy), że ostatnio Dzielny Pan Właściciel Domu musiał rąbać go siekierą, bo kosiarka nie chciała go kosić i ma pnie, a nie łodygi. Co do integracji, to szczerze zazdroszczę. Nasza wieś jest malutka i raczej o integracji nie ma mowy, a we wsi obok integracja jest tylko pod sklepem, bo tam jest ławka.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Jako mieszkańcy ŁOPUCHOWEJ miłość i podziw dla tej rośliny i jej sił witalnych mamy niejako we krwi... Chyba tak to jest jakoś w przyrodzie, że jak roślina jest człowiekowi potrzebna, to żeby nie wiem co robił, trudno mu ją wytępić.

Ile to wieków trwa walka z łopuchami, pokrzywą, czarnym bzem (heh, można by jeszcze długo wymieniać) i co? I nic. Wszystkie te zieleninki mają się dobrze, a nawet lepiej i jak leczyły tak leczą :DDD

Podoba się nam Wasz ogród w wersji gigantycznej. My już, już niebawem przekonamy się, w jakiej gigantycznej trawie rosną nasze warzywka i inne takie.... Porzucilismy je na CAŁY miesiąc i bardzo się o nie martwimy...

Pzdr.

Sarenzir pisze...

Integracja - świetna :) Z ta zielenią to widzę że nie tylko ja mam takie wrażenie, u mnie i w mieście na wsi wszystko rośnie jakby dostało mutacji ;) Chodzę pomiędzy ostami wyższymi ode mnie, trawami sięgającymi mi do ramion.. i czuje się znowu jak mała dziewczynka.. Może to przez te eksplozje na słońcu ?

Unknown pisze...

U nas herbatka z pokrzywy to też ulubiony napój. Szczególnie smakuje z dodatkiem cytryny i syropu z mniszka lekarskiego, albo z czarnego bzu. Ten ostatni już dzisiaj śmignie do butelek:-))) Ja mam jeszcze słabość do żywokostów - ostatnio okładami z żywokostu wyleczyłam kotu paskudną ranę. Normalnie babrałaby się przez dwa tygodnie - po walce z Puszkiem, ślady po pazurach - zawsze się paskudzi. A tu - proszę bardzo - niecały tydzień, a wczoraj już strupek odpadł i pięknie jest zagojone. Zioła to potęga!
PS. Żywokost ma u nas 120 cm:-)))

Magda Spokostanka pisze...

Stara prawda - urodziwemu zawsze łatwiej wybaczyć :) Dzik już by się na takie szybkie rozgrzeszenie nie załapał.
Fajny sołtys! Z takiej integracji ma szansę coś dobrego się urodzić. Myślę, że warto.
Pozdrawiam serdecznie Was i Waszą dżunglę!

Unknown pisze...

Dzikowi też byśmy wybaczyli:-)))

folkmyself pisze...

Czyli wiejskie życie a co za tym idzie integracja ze społecznością lokalna w pełni!
Trochę szkoda truskawek, myślę że moje nieogrodzone ziemniaki też marnie skończą;]

Renia pisze...

Mieszkam na wsi od zawsze, w naszym ogrodzie też dopuszczamy chwasty jest wtedy tak swojsko i zwyczajnie.Kotki kochaniutkie. Pozdrawiam

ma.ol.su pisze...

Asiu i Wojtku, cudowny ogród, tylko tych ostów mi szkoda:) Także lubię wszystko, co zielone.

Koteczki przeurocze, i już tak chyba zostanie, że u Was dom będą miały, bo z każdym dniem przecież przywiązanie wzajemne większe jest, a w końcu tak ogromne, że o oddawaniu (dzieci przecież)mowy być nie może.
Czego życzę czwórce bliźniaków i Wam, rzecz jasna!

Unknown pisze...

Jezu, mam nadzieję, że maluchy jednak znajdą domy... trzynaście kotów to byłaby jednak lekka przesada:-)))Plus dwa dochodzące...

Aleksandra Stolarczyk pisze...

dzięki za informacje o łopianie- może będzie skuteczny na moje muchy- rysie:)a integracji zazdroszczę z głębi trzewi i leśnych ostępów:)

Mona pisze...

ojej, dawno u Was nie byłam..wszystkie ziółka kocham , a ile jeszcze o nich nie wiemy ? Kotki jak widac dają radośc całej rodzince..Pozdrawiam was ciepło i wakacyjnie :)