piątek, 9 grudnia 2011
Uroki jesieni
Nie mogę uwierzyć, że od ostatniego wpisu minął już ponad miesiąc. Czas mnie przegania bezlitośnie. Codziennie miałam zamiar usiąść i skrobnąć słówko i – jak to często bywa – na zamiarach się kończyło. A końcówka jesieni nie rozpieszcza nas w tym roku nic, a nic. Po cudnym i ciepłym październiku nadszedł w miarę ciepły listopad. Piszę „w miarę” bo temperatury nocą były zdecydowanie ujemne, a w dzień wiatr dął jak opętany. Teraz jest jeszcze gorzej. Bo wieje nadal i – co gorsza - pada. U nas suszy nie ma. Wręcz przeciwnie. Droga gminna znowu przypomina rozjeżdżone bajoro. Tym bardziej, że gmina zaczęła starania doprowadzenie tejże drogi do stanu przejezdności. Ale, żeby było lepiej – najpierw musi być gorzej. I aktualnie jest. Gorzej. Panowie nawieźli już betonowe płyty ciągnikami i zwalili je bezładnie z boku drogi. Płyty w znakomitej większości są w opłakanym stanie, a droga po kilkudziesięciu kursach traktorów stała się nieprzejezdna kompletnie. Dobiły ją deszcze. W efekcie podczas próby popołudniowego wyjazdu lewa strona samochodu płynnie zsunęła się wraz z żyzną, żuławską ziemią w stronę rowu i – uwaga – sterczących feagmentów płyt. Serce podskoczyło mi do gardła. Stanęłam malowniczo przechylona w stronę rowu. Wysiadłam w ciemną noc, deszcz i zawieruchę. Oceniłam stan nawierzchni i pojazdu. Powiedziałam pod nosem kilka nieparlamentarnych słów. Podsunęłam pod koła w miarę lekkie, odłamane fragmenty. Umazałam się w błocie. Znowu pomamrotałam pod nosem. Wsiadłam i postanowiłam spróbować wyjechać. Silnik zawył, koła pobulsowały i nic. Wrzuciłam „ jedynkę”, full napęd 4x4 ( ciężko było, bo się skrzynia zacina i krzepy potrzeba ) i daawaj – ciut do tyłu. I gaz – do przodu. Poooszło! Tylko, że teraz trzeba było jeszcze stanąć Jeepikiem odpowiednio do kierunku jazdy nie wjeżdżając dla odmiany do rowu z drugiej strony i nie zawieszając się na garbie pośrodku drogi. I złapać przechył tak, żeby nie zeslizgnąć się z powrotem! Jezu! Masakra! Jak w końcu wyjechałam miałam szczerą ochotę asfalt ucałować, tylko, że trochę za mocno padało. Wracając pojechałam już inną drogą, w której co prawda Jeepik tonie po osie, ale przynajmniej nie ma się gdzie ześlizgnąć. Podczas przeprawy urwałam osłonę amortyzatora i teraz już parkuję za rzeczką, u Sąsiada. Bo po namyśle doszłyśmy z Ewą do wniosku, że lepiej już przeprawiać się przez błoto i kładeczkę, niż wybierać z drogowych wądołów kolejne części samochodu...A w gminie pan Z. Od dróg stwierdził, że przecież droga była równana... Fakt. Rzeczywiście w największe dziury wrzucili trochę gruzu, bo ciągniki by nie przejechały. Ale potem zaczęli zwozić płyty i z drogi zostało tylko wspomnienie. Nic to. W poniedziałek dalszy ciąg negocjacji z gminą. Poza tym donoszę, że założyliśmy wraz z sąsiadami stowarzyszenie „ Dwie wsie” i przystępujemy do prac społecznie pożytecznych. Zostałam wybrana prezeską, z czego cieszę się niebywale, bo to dowód ogromnego zaufania ze strony sąsiadów – w końcu, jakby nie było mieszkamy tu najkrócej:-)))
Aaaa – i jeszcze jedno – spójrzcie na kwiaty klematisa. Kwitł jeszcze w zeszłym tygodniu. Dopiero weekendowy wicher postrącał płatki. Szok. Powinien kwitnąć w sierpniu...
Teraz jest gorzej, bo bardziej ( duuużo bardziej ) mokro, ale nie mam siły iść kilometr, żeby cyknąć fotkę. Bo wieje i pada...
A płyty wyglądają mniej więcej tak:
I tak...
Początek grudnia: Kwitnie. Jak byk.
Dzisiaj jabłuszka już bezpieczne w piwnicy, ale wyglądały pięknie, prawda?
I na osłodę - coraz większe Barokowe kotki:-))) Makbecik już "odjajczony", Kajtuś idzie pod nóż we wtorek:-)))
A tutaj z Niusiem. Na łóżku jak widać... A zasadniczo psom nie wolno, ale jak Pańcia nie ma - psy szaleją, wiadomo.
Miłego weekendu. I obiecuję poprawę. Postaram się nie znikać na miesiąc, tym bardziej, że Wojtek przyjeżdża i zostanie ( chyba...) aż do Nowego Roku...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
28 komentarzy:
jestem pod wrażeniem, że ktoś ma gorszą drogę dojazdową niż my, chociaż niedużo gorszą. Na pocieszenie powiem, że u nas nikt nie ma najmniejszego zamiaru niczego przy tej drodze robić. Kociaki i pies cudne, u nas też Miejski Pies i Wiedźma śpią w łóżku. Anioł niestety w budzie. Czekam na kolejne wpisy, oby nie trwało to miesiąc, chociaż lepsza nie jestem, bo też koło miesiąca nic nie pisałam. Pozdrawiam!
Nasza droga sporo lepsza ,ale u nas piach więc przy takiej suszy... Trzy tygodnie temu pan wójt przysłał ekipę która z remontowanej drogi kolejowej Wa-wa Gdańsk nawiozła tłucznie i wszystkie dziury zamieniające się w bagno znikły ,następnie przejechał wał i jest super
Slemy serdeczności na Żuławy dla Was i byle do wiosny dzielna KOBIETO:)
Widać Januszu Wasz wójt jest bardziej obrotny od naszego...Ale fajnie, że macie już normalną drogę:-)))
Heh, po takim treningu wygrywasz najtrudniejsze rajdy!!!
Mało co, nie kupiliśmy siedliska w cudnie odludnym miejscu Kosztowej, z cudnie grząską, glinianą drogą dojazdową, ale przeważył szalę Bąbel - nie mieliśmy sumienia na skazywanie go na tak daleką i trudną drogę do szkoły. W naszej UchoDyni asfalt kończy się dopiero cztery domy wyżej.
Jak zawsze z podziwem pozdrawiamy.
Z naszym wójtem rok walczyłam, obietnice naprawy miałam i... tyle w temacie. Skończyła mi się para, sąsiedzi nie bardzo garnęli się do wsparcia akcji... Bywa. Jednak nasza droga jest SUPER w porównaniu do Waszej, więc POWODZENIA wielkiego życzę w negocjacjach gminnych:)))
a tam moze i Wam ciezko z ta droga ale jak masz pieknie, ja tylko pieknie w tym blotku widze. a ta jablon, kobieto bajkowo jest.
odjajczony Magbecik rozswietlil mi dzien a raczej noc.
tu upal, myslalam ze dzisiaj wyciagne nogi ku niebiosom na spcerze.
Eliza - ja przedzierając się dzisiaj po 6 rano, w ciemnościach, wietrze do 90 km/h, deszczu i błocie, a potem po kładeczce do samochodu myślałam, że padnę i moje zwłoki będą w rzece Wąskiej pływały ( opcjonalnie w błoćku ). Upał ma swoje dobre strony:-)))
Pan Wójt po prostu zna mnie na tyle że nie chce znosić mojej upierdliwości :)))
Drogi nie zazdroszcze, ale niedlugo przyjdzie zima i mroz.
U nas tez wieje i pada.
Milego weekendu zycze i pozdrawiam serdecznie :-)
Dobrze że masz 4X4, bo byś zginęła w tym błocie! Podziwiam i współczuję, nie wiem co bardziej ;))
...i życzę chyba szybkich mrozów. Na błoto to chyba najlepsze :)
Pozdrawiam!
No jestem pełna podziwu, nasza droga, w porównaniu z tą, to autostrada prawdziwa, Najgorsze niestety jest błoto, bo jak się człowiek zakopie, to długi bój przed nim. Mnie się zdarzało zakopać, ale zimą w śniegu, znam ten ból i powtórzę za poprzednikami dzielnaś dziewczyna.
....i na pewno te plyty pomoga ???!!! To wyglada zupelnie paskudnie ! Cierpliwosci !
w koncu sie doczekalam nowego wpisu :)
droga koszmarna,ale my mamy podobna,mimo,ze zagraniczna.... najpierw plywa sie w blocie,potem w sniegu i dodatkowo na lodzie,bo i zakrety sa i pod gorke,i z gorki....
u nas z "szesciopaku" zostaly trzy kociaki,dwa zostawione specjalnie a trzeci zdjety z ogloszenia,bo....trudno to wytlumaczyc,my nazywamy to "kocim autyzmem". balismy sie,ze ktos moze sie zniechecic i go uspic....wiec zostal :) pozdrawiam,Aska
nareszcie się odezwałaś i cieszę się że jest wszystko ok....
drogi jakie mamy.... pozostawiam bez komentarza...
dzielnie sobie radzisz i to jest najważniejsze.
u mnie tez wieje więc posyłam wiatrem pozdrowienia z pogórza kaczawskiego na Żuławy...
Witam serdecznie.
Odn.płyt - nasza uliczka w wawce też była z takich (dokładnie !!) płyt budowana, tzn. my mieszkańcy ją zrobiliśmy. Nie jest jakaś nadzwyczajna, ale jest. Tylko, że tu ziemia raczej piaszczysta a i tak po ulewach w niektórych miejscach utrzymują się kałuże, także nie wiem, jak będą te płyty położone u Was. Przegraliśmy z tą ulicą, bo wokół gmina wybudowała ulice asfaltowe, z kostki brukowej. I kto powiedział, że "kto pierwszy - ten lepszy"? Nie chce mi się pisać na temat dróg i ulic warszawy, bo to masakra, jeśli Was to cokolwiek pocieszy. Najstarszy syn lada dzień się wyprowadzi do swojego domu, niedaleko od nas. Dom usytuowany jest przy uliczce (dojazd 1200 m od szosy asfaltowej)tak wąskiej, że minąć można się tylko we wnękach bram wjazdowych do posesji, nie wspomnę o dołach i błocie. Wjazd w ulicę tak wąski, że ciężarówki łamią się na pięć razy, z jednej strony przy nim rozkraczony transformator, z drugiej betonowe słupki, które wkopał właściciel posesji, bo stale ktoś mu wjeżdżał w siatkę ogrodzeniową. W razie co karetka pogotowia nie zawsze chce wjeżdżać w taką ulicę.
O matko, ale się rozpisałam.
Jabłka czarują nieziemsko. U mnie jeszcze są na drzewie i trochę żal, ale nie mamy drabiny, żeby je zerwać, poza tym nie są tak urokliwe, jak Wasze.
Pozdrawiam - jo-landa
DWA OSTATNIE ZDJĘCIA ŁAPIĄ ZA SERDUCHO !!! POZDRAWIAM !!!
Te płyty ze sterczącymi drutami zbrojeniowymi, byłyby świetne jako blokada dla uciekającego przed pościgiem przestępcy! Taka lokalna, folklorystyczna kolczatka. Co ktoś miał na myśli?
Twoje jabłonie urzekające! Mam jakiś wielki sentyment do tych drzew.
Drogę mamy okresowo dramatyczną i bez solidnych łańcuchów ani rusz. Do asfaltu ok. 3km. Czujemy mocno temat, o którym piszesz!
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo dzielna z Ciebie KOBIETA, ale na usta ciśnie mi się raczej słowo BABA :-))) wybacz!!!! Te gminne drogi faktycznie nie wyglądają dobrze i to nie tylko na Twoim blogu. Tego, czego można właśnie Niemcom pozazdrościć to braku takich oto dróg. Ale iluż oni nam mogę rzeczy zazdrościć to już tu pisać nie będziemy. Cieszymy się, że Wojtek zostanie na dłużej, bo Wy naprawdę mało czasu ze sobą spędzacie jak mniemam dzięki Twoim wpisom. A wiadomo, że w TYM WYJĄTKOWYM czasie rodzina musi być w kupie. :-) pozdrawiamy
Ach, skąd ja znam takie tematy i takie drogi...
Czasem to cena, jaką płacimy za widoki, zapachy, za wszystko to, czego nie miałybyśmy mieszkając wygodnie gdzieś w mieście.
uhm, uroki polskiej wsi. Dla mnie przeprowadzka na wieś była szokiem odnośnie standardu życia w porównani z miastem i z sąsiadami za miedzy. Niestety nasze wsie są odstawiane daleko na sam koniec i jak są jakieś resztki pieniędzy wtedy dopiero ktoś sobie przypomina że warto naprawić mostek albo poprawić jakość dróg,a szkoda..myślałam ze idziemy do przodu ale nie na wsiach... co do kotków mój też został od jajeczkowany w ten weekend a psiury tak samo okupują łózko jak pana nie ma:D coś w tym musi być iż nasi panowie działają na nich odstraszająco. Pozdrawiam cieplutko Asiu:)
Uciekł mi gdzieś komentarz, napiszę tylko, że należy Ci się medal za odwagę, jabłonie najpiękniejsze na świecie, a zwierzęce stadko bardzo zgodne, pozdrawiam serdecznie.
My dear friend
I'm very sorry for the road.
But the other photos are so beutiful!!!
Your kittens are wonderful!
Many greetings and kisses
To juz "trochę" mniejszy urok mieszkania na wsi. Trzeba tylko miec nadzieje, że stalowe pręty "gdzieś" się schowają. A kotki - rozkoszne ! I jakie zgodne !
Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich mieszkanców Lipowego !
o rany, ale atrakcje... ale rzeczywiście, również malownicze, nie to, co u Niemców, asfalty w polu;-p fantastyczni barokowcy, szczęśliwi w stadzie! a ilu ich jest właściwie? No i clematis- też atrakcja:-)
zapraszam po wyróżnienie :-)
tak mnie też ten czas mija nieubłaganie...każdy ma swoje uroki mieszkania na malowniczej wsi dla mnie śnieg jest zagrożeniem bo muszę niczym kierowca rajdowy co koni pod maska mknąć pod górę i ten obłoczek białego tumanu pod kołami...już się nie boje nauczyłam się mieć jaja to a propos odjajeczenia kotków ...pozdrawiam..:)
Prześlij komentarz