wtorek, 24 stycznia 2012

Wiejskie klimaty




Nie tylko my robimy swojskie wędliny:-))) Odwiedziliśmy w zeszłym tygodniu wytwórcę prawdziwie domowych wędlin. Otóż dla miesięcznika " Kuchnia" robiliśmy reportaż o pewnym gospodarstwie agroturystycznym, w którym robi się zaiste smakowite rzeczy. Szynki, kiełbasy, pasztety i inne cuda. A do tego wiejski chleb na zakwasie. Mogliśmy porównać smak szynki naszej i tej od Tadeusza, czyli z gospodarstwa "Vitalis". Trudno nam zdecydować, która lepsza. Tym bardziej, że nasze robiliśmy kierując się radami mistrza masarskiego szalejącego ze swoimi recepturami we wspomnianym gospodarstwie właśnie. Lubię tam jeździć. Ba - w ogóle lubię Wysoczyznę Elbląską, a właśnie tam swoją farmę założył Tadeusz. Rogacizna ( znaczy się krowy ) które hoduje Tadeusz wyglądają niesamowicie w naszym krajobrazie. To futro i rogi:-))). Nie napiszę nic więcej, przeczytacie w "Kuchni":-))) Taka będę, a co:-))) Ale parę fotek pokażę...
A potem pomknęliśmy na spotkanie wiejskie. Nie pamiętam, czy pisałam, że razem z sąsiadami założyliśmy stowarzyszenie " Dwie Wsie". Pomalutku krystalizuje nam się kierunek działalności. Będziemy chciały ( bo w stowarzyszeniu przeważają kobiety )tropić ślady dawnej kuchni żuławskiej. Bo chociaż u nas ludność napływowa, to jednak i trochę przekazów ustnych się ostało, i każda z nas ma swoje, ukochane przepisy, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Na poprzednim spotkaniu tylko opowiadałyśmy o naszych kulinarnych wspomnieniach. Jadzia opowiadała o czarninie i dziczyźnie, Celina też o mięsiwach na różne sposoby i ciastach, które przyrządza tak, że nikt im się nie oprze. Ela jest specem od sałatek, Tereska robi rewelacyjne pierogi, a Gosi babcia piekła takie chleby, że wspomnienie o nich nadal krąży po wsi. Nie dziwne więc, że następne spotkanie postanowiłyśmy zrobić degustacyjne. Mimo, że siedziba stowarzyszenia jak na razie jest u nas, spotkanie urządziłyśmy u Jadzi. Bo do nas chwilowo dojazdu nadal niet... I było pysznie! Bo i dziewczyny są fantastyczne, i stół udało nam się zastawić po brzegi. Może nie wszystkie potrawy były tradycyjne i typowo żuławskie - ale na pewno były pyszne:-)))
Pasztet z dzika autorstwa Jadzi wzbudził uzasadnione zachwyty, sałatka Eli zaskakiwała indyjskim posmakiem i nie można było skończyć jej jeść, Celina zaskoczyła nas zapiekanką rybną ( muszę wycyganić przepis:-))). Nie sposób wymienić wszystkich potraw. Na deser miałyśmy biszkopt z galaretką i rogaliki mamy naszego sołtysa. Rozpusta! My przynieśliśmy naszą szynkę, dżemy, syropy z czarnego bzu i mniszka lekarskiego i chleb na zakwasie od Tadeusza ( bo mi ostatnio okrutny gniot wyszedł...) Tylko Wojtek czuł się ciut nieswojo, jako że był rodzynkiem w naszym babskim towarzystwie. Kuchnia żuławska jak się okazuje to jak dotąd bardzo tajemniczy temat. Bo w zasadzie zanikła. W wichrach historii niewiele zostało świadectw o tym jak żyli dawniej tutejsi mieszkańcy. Na razie moje śledztwo naprowadziło mnie na kilka śladów. Nad odtworzeniem dawnych, żuławskich smaków pracują członkowie stowarzyszenia " Żuławy Gdańskie", a pan prof. Andrzej Januszajtis z Gdańska też tropił ślady kuchni Żuław Gdańskich. Na razie wiem na pewno, że pomiędzy kuchnią na Żuławach Gdańskich i Elbląskich było kilka zasadniczych różnic. Zwłaszcza jeśli chodzi o potrawy z ryb. Bo u nas przeważały ryby słodkowodne, dostępne w jeziorze i okolicznych rzekach. A tam królowały śledzie, flądry i dorsze. Ale o tym napiszę innym razem, bo na razie śledztwo trwa...

Tadeuszowe szynki w oparach dymu...


Żuławskie ( i nie tylko ) smakowitości



Bardzo miło obraduje się w takich warunkach:-)))




A teraz do roboty:-))) Ta śliwa przemarzła w ubiegłą zimę. Przez cały sezon była kompletnie łysa. I nadszedł czas wycinki... Trzeba drzewo przesuszyć przed następnym wędzeniem. Łatwo nie było...



Makbet dostarcza nam rozrywek...Czy widzieliście kiedyś kota tej wielkości, w takim koszyczku, a w dodatku śpiącego w takiej pozycji?!!!



P.S. Tak siedzę przy kompie, zerkam w okno i co widzę? Myszołów goni krogulca! A wczoraj nad naszym sadem przemknął młody bielik. I weź tu pracuj w tych warunkach, człowieku....

42 komentarze:

Ivalia pisze...

Mój dorosły kot ulokował się w pudełku po butkach wczesnodziecięcych (rozmiar coś koło 22), nie osiągnął aż takiej pozycji, nie mniej wyglądał przekomicznie :)))) wędzoneczki mniamuśne, ślinka pociekła na klawiaturę!

bajerowicz@o2.pl pisze...

Zamlaskałam na widok szynek, ale Makbet mnie wzruszył do łez :DDDDDDDDDDDDD Tylko raz widziałam kota próbującego wleźć do pojemnika pozornie nienadającego się do drzemki:DDDDDDDD Ale tak zwiniętego jeszcze w życiu nie oglądałam :DDDDDDDDDDDDDD

ann007 pisze...

To TEN Tadeusz? To mogę potwierdzić, próbnik wędliniarski przetestowany u nas w domu po targach zyskał powszechną aprobatę :)
Makbet boski - a tak się poważnie nazywa... :)))) Wyobrażasz sobie prawdziwego Makbeta w takiej sytuacji? :))))))
U nas dzisiaj zima z gatunku mokrych - z dachu lecą nam wielkie kupy mokrego śniegu, które usypały malownicze zaspy wokół domu...

Unknown pisze...

Aniu - ten sam! Nie mogłam się oprzeć, żeby o nim nie napisać:-)))U nas też dzisiaj paskudnie. Nawet z psami nie da się iść, bo śnieg jest twardy i kaleczy łapy...A na Makbeta zazwyczaj mówimy Bęcek ( od McBęcka ) albo Buś od Makbusia:-)))

jankasgarten pisze...

Wszystko wyglada tak apetycznie, ze az slinka leci.
Pozdrawiam serdecznie i nie zimowo :-)

Szczypta Kasi pisze...

Ależ mi smaka narobiłaś! Ten tatar na zdjęciach!!!!!!!!!!!! Hmmmmm... a teraz to mi nie wolno i jeszcze długo pewnie nie. Co do potraw z dzika to polecam wątróbkę! Rewelacja

Nasza Polana pisze...

Asiu, Joanno, Panno od mirabelkowej konfitury, którą podrabiać będę na 100% w najbliższym sezonie... pozwolisz??? :-)
/to tyle tytułem wstępu/
zacznę od końca - Makbet jest moim faworytem. Kot guma :-) i do tego z pomysłem. :-) uhahaliśmy się po pachy.
poza tym to stowarzyszenie... nie dość, że smaczne to jeszcze z cudnymi celami i wielce szczytnymi. Nie piszę o tym u siebie, bo jeszcze za wcześnie, ale mi też od dawna marzy się, żeby TAM gdzie będzie NASZA POLANA w ten sposób kultywować tradycję i jednocześnie tak dobrze się bawić. Jesteś wielka, jesteś moją inspiracją. Dziękuję :-)

*gooocha* pisze...

Dostałam ślinotoku!

IVONNA pisze...

Dobrze, że po obiadku tu zajrzałam, bo aż u mnie pachnie tym jedzonkiem wszelakim. Może zdradzisz kiedyś jakieś przepisy na te żuławskie przysmaki, aby na drugim końcu Polski też można było ich popróbować, a nie tylko na obrazkach oglądać.
Kocina rewelacja a te zdrobnienia jego imienia Bęcek, Buś hihihi świetne.
Pozdrawiam serdecznie:)

Leptir pisze...

No smakowitości zapodałaś :)))
pomysł integracji wsi bardzo mi sie podoba, chciałabym i u siebie cos podobnego stworzyc ale jestem NOWA i nie mam siły przebicia, a tubylcom sie po prostu nie chce...
co do kota, moja kocica weszła kiedys do malutkiego łóżeczka dla lalek i tak sie zaklinowała że nie mogła wyjśc, a my mielismy radoche patrząc na nią ....
koty sa cudowne...własnie poprzez taką indywidualność
buziaki dla Was

dompodsosnami pisze...

Ubawiłam się serdecznie z Busia - cudny facet!!! Szyneczki wyglądają fantastycznie, chyba pójdę zaraz którąś naszą z czeluści zamrażarki wydobyć. ;)

Unknown pisze...

Naszapolana - aż się zawstydziłam, normalnie:-))) Pewnie, że możesz skopiować mirabelkę:-))) Nawet mogę Ci przepis wysłać...
Ivonna - na razie zbieram dane i piszę artykuł. Jeśli go opublikuję - dam namiar, bo będą tam też przepisy. Jeśli nie - na pewno napiszę na blogu:-)))
Leptir - ja też jestem nowa na naszej wsi. Mieszkamy tu dopiero trzecią zimę. Ale ja zawsze twierdziłam, że Żuławy to kraina niczym nieograniczonych możliwości:-))). No i ludzie tu świetni!

Nasza Polana pisze...

a pewnie, że moja skrzynka przepis z przyjemnością przyjmie :-) dziękuję

Aleksandra Stolarczyk pisze...

i jak tu ograniczyć spożycie, gdy się ogląda takie smakowitości-dusza łka a ręce same wyciągają się do lodówki:)

Elliza pisze...

Asia trzeba by Magbetowi wieksza kawalerke kupic....ha ha ha
narobilas mi smaka na pierogi i tatara.
pozdrawiam

GAJA pisze...

Czy to tatar??? Mmmm...

Unknown pisze...

Tatar. Dobry był:-)))

Magda Spokostanka pisze...

Kot fantastyczny! Jak dobrze, że zdążyłaś udokumentować tę drzemkę!
Bardzo smakowity wpis!
Pozdrowienia!

jolanda pisze...

Zazdoszczę biesiady i integracji.
Śpiewy i tańce były?

Smakowicie to wszystko wygląda!
Ostatnio próbowaliśmy kiełbasy z dzika i jelenia - wyborne, ta druga najlepsza.

Kot niemożliwy!

Pozdrawiam serdecznie

PS. Nie mogłam wczoraj dodać komentarza, nie wiem co się działo.

Iza z Kidowa pisze...

No, toście sobie panie poszalały (i jeden pan:) chętnie bym się przyłączyła do tej uczty!
Zwitek z kota! super:)))
pozdrawiam

Egretta pisze...

Bielik nad głową?...stanowczo za dobrze Ci się powodzi :P ;) Pozdrawiam ciepło

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Makbet chyba nie zauważył, że urósł :-)
Najpierw pociekła mi ślinka, a potem, aby nie skisnąć z zazdrości, pomyślałam, że może to dobrze, że mieszkam na drugim końcu Polski, bo bym eksplodowała z przejedzenia mając dostęp do takich pyszności :-)

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Jestem taka głodna, a tutaj tyle o jedzeniu! Nam w tym roku też ekstra szynki i kiełbasy wyszły, chociaż wciąż się doskonalimy w umiejętności wędzenia.

Po "Kuchnie" już lecę do kiosku, bardzo lubię sobie ją poczytać.

Makbet jest cudowny!

Pozdrawiam!

Ania pisze...

Kotek faktycznie ciekawą pozycję przybrał do spania :D
A wędliny mmm, takie domowe wędzone są najlepsze. Jak mój tato wędzi to też zawsze mamy zapas na dłuższy czas.

Mona pisze...

ale super..Ten rudy jegomość :) jaki przystojny..oj trochę słysząłm o żuławskiej kuchni..zazdroszcze Wam tej uczty przy stole .Pozdrawiam Pycha !

Unknown pisze...

Pilnie dokumentujemy pozycje przybierane przez nasze koty:-))) Relacja wkrótce...
Mona, a co słyszałaś o żuławskiej kuchni? Bo z tą kuchnią to jest tak, że niby jest, niby była, ale żeby znaleźć źródła... Jezu! Tłumaczenie z niemieckiego mnie zabije...

Anonimowy pisze...

Głód pyszności kiszki skręca, a zapach dymu wędzarniczego przebija przez komputer... Makbet ma zaiste pomysły oryginalne. Rozkoszny jest.
Pozdrowienia z Tatr
Mika

megimoher pisze...

No wiecie! blogger mi nie pokazywał twoich wpisów, i się nazbierało! Krówkeny takie widziałam w Szwecji, bardzo egzotyczne. Kusisz tym żarełkiem strasznie, poszłam po chlebek. Poszło wam w cycki, mam nadzieję. Biedny kotek, nie ma łóżeczka.

Gwenaelle pisze...

Niesamowici jesteście z tym wędzeniem! Fajna uczta, aż się głodna zrobiłam a ze mnie straszny niejadek ;)
Macie odlotowego kota, przyznam że jeszcze nie widziałam tak śpiącego kociego zwirza.
Pozdrawiam w ten zimny dzionek.

Agni pisze...

Wspaniale zdjecia ! W moim guscie..wedzonki, koty, babskie towarzystwo !!1 Ale ktora na zdjeciu to Ty ???

Unknown pisze...

Agni - to rozczochrana, w zielonym golfie, pod paprotką. Pani w brązowym golfie to mama naszego Sołtysa:-)))

Qra Domowa pisze...

jak zobaczyłam te wędzonki....aja z bananem...Qrcze porażka:(((
pozycja kota...obłedna:)))

konik polski pisze...

Wspaniały pomysł z tym stowarzyszeniem będę sobie o Was podczytywać, to jest to czego mi brakuje na mojej wsi pasji kulinarnej i tradycji, bo niby koło gospodyń wiejskich jest prężne, ale jakby nie kieruje się pasją i kultywacją tradycji ludowej, troszkę się rozczarowałam, ale widzę i cieszę się, że choć nie u mnie ale jednak sa pasjonaci!

magda pisze...

What wonderful pictures!!!!
Good company with excellent housewives, tasty food, bread (my best)!
How pleased I am for you!
I send you my love and many kisses!
From Greece, to say to your friends!
And the last photo, is so lovely !

Go i Rado Barłowscy pisze...

Podziwiamy działania Stowarzyszenia!!! Dobrze, że są tacy, którym udaje się porwać innych. Krowa przepiękna, szkoda tylko, że nie zdradziliście co to za rasa.

Pzdr.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Aaaa! Bylibyśmy zapomnieli, że to puchate ogromne jabłko w koszyku bardzo nam poprawiło dzisiaj humory.

Cium.

Unknown pisze...

Rogacz na zdjęciu to szkocki highlander:-)))

Egretta pisze...

Bydło rogate znam z moich wypraw na Podlasie. Robia wrażenie, szczególnie byki :) Za to kotek w koszyczku rozkoszny jest niezwykle i budzi fajne emocje :)

Enzowy pisze...

no nie..jak tu nie zrobic sie glodnym:)) szynki wygladaja wspaniale. a i rogacizna bardzo.. przystojna;-)

domowa kurka pisze...

hi,hi...Makbet spryciarz, krowa przecudnej urody, a swojskie wędliny - niebo w gębie...pozdrawiam z mroźnej krainy

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Zawsze po wizycie w Siedlisku, na widok takich wędzonek, nabieram i ja chęci na swoje wyroby, tym bardziej, że lodówka lekko pustawa. Tym razem dodam do nich jeszcze pasztet, z dodatkiem goździków lub przyprawy do piernika, tak jak robiła kresowa babcia męża mego, wyborny smak.
Co te zwierzaki wyprawiają, jest na co popatrzeć i pośmiać się, a takich zebrań babskich z przysmakami bardzo zazdroszczę, a zwłaszcza, jeśli dotyczą jeszcze wskrzeszania starych smaków, bardzo chwalebne, pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Fantastyczny pomysł z tym stowarzyszeniem, a przede wszystkim z takimi spotkaniami :-))). Też mam ochotę robic własne wędliny i czekam, aż Egretta & Marek zrobia wędzarnię :-))). Moje koty tez miewaja różne pomysły i pozycje ale takiej jeszcze nie widziałam :-)))).