Mąż i ojciec każdego ranka wyrusza do obrządku i w pole, a jego żona po wydojeniu krowy-żywicielki, od rana uwija się w kuchni. W końcu ogarnąć pięcioro dziatek, to nie byle co!
Starsze dzieci pomagają młodszym, a matka zaczyna dzień od rozpalenia ognia w czarnej kuchni. Nie są bogaci, chatę odziedziczyli po dziadkach, w niewielkim pomieszczeniu pod kominem jest tylko miejsce do rozpalenia ognia i kilka kociołków.
Nasza gospodyni jest niewysoka, bez trudu więc przechodzi przez niskie drzwi, by dostać się do swego kuchennego, lekko zadymionego królestwa. Gotuje w kociołkach kaszę jaglaną i mleko dla dzieci na śniadanie, a na rozgrzanej, ciężkiej patelni szybciutko piecze podpłomyk dla męża. Patelnię kupili na odpuście, od wędrownych Cyganów. Przez ten czas starsze dziewczynki zajęły się już porządkami, starannie zasłały łóżka i szykują się do szkoły.
Szkoła jest w sąsiedniej wsi, 6 km dalej. Kawał drogi dla małych stópek. Ale tata, który przepada za swoimi córkami zaprzęga konia do drabiniastego wozu i już pokrzykuje na podskakujące dziewczynki. Koń raźnym krokiem wyrusza w drogę, co i rusz, przy innych gospodarstwach dosiadają się dzieciaki zachwycone, że nie muszą dreptać leśnym traktem. Bo chłodno już, a matula butów nie kupiła!
Tymczasem w chacie maluchy naśladując mamę bawią się w dom. Dziewuszki mają własny stół i ławy, zastawę stołową, wózki dla swoich " dzieci" i "pichcą" coś od rańca na wyimaginowanym ogniu:-)))
Czteroletnia Agnieszka, dla której nie ma żadnych ograniczeń wskakuje na konia i jedzie "w las"...
-Bój się Boga, dziecko! - krzyczy z izby mama ze śmiechem, kto to widział, żeby pannica na koniu jeździła! - Jak Flanek od sąsiadów moze to ja tez- odpowiada rezolutnie mała Agnieszka ( czyżby miała być pierwszą, wiejską emancypantką? )
A mama w tym czasie pucuje izbę, bo teście mają odwiedzić ich rodzinkę. Izba jest pięknie pobielona, na podłodze leżą utkane zimą dywaniki z gałganków, a w rogu stoi kaflowy piec.
Kiedy ogień w nim buzuje, do duchówki wstawia się gar żeliwny z pyszną potrawką. Przez kilka godzin mięso dusi się we własnym sosie z pysznymi warzywami ( a jak nie ma mięsa to i same warzywa z kaszą będą dobre! Żeby nie stracić smaku gospodyni zalepia szczelnie garnek ciastem. Taka pachnąca, przypieczona skorupka maczana w sosie to przysmak.
Jeszcze rzut oka na izbę i czas zrobić porządki w jasnej kuchni, gdzie i zioła się suszą, i buraki kiszą się w kamiennym garnku. Teściowa to zacna kobieta, ale Mazurka z krwi i kości. Kocha porządek! Swoją drogą to rzadkość, bo zazwyczaj swój ze swoim się wiązał, a tu - mama Warmianka, a ojciec Mazur. I żyją zgodnie. Ale rodziny nie były zadowolone, o nie! Dopiero kiedy na świat wnuki przyszły obie babcie zmiękły:-)))
Młoda gospodyni zamyśliła się przez chwilę wspominając tak niedawne przecież czasy, westchnęła i zabrała się do roboty.
Tymczasem kilka wsi dalej, już na Mazurach do drogi szykują się dziadkowie. Dziadek zaprzęga konie do wozu, babcia pakuje kosze ze smakołykami i ciepły kocyk dla najmłodszego wnusia. Bo przecież synowa na dniach spodziewa się rozwiązania i jeszcze jeden dzieciaczek przybędzie. Stara Mazurka polubiła swoją synową, bo dobra to dziewczyna, robotna, gospodarna, a jej Janka to kocha, że aż strach!
No i pomoże babcia w pierwszych dniach połogu resztę dziatek ogarnąć i gospodarstwo poprowadzić!
A w izbie znowu zawiśnie kołyska!
Dom dziadków jest dobrze wyposażony. Dziadek w czarnej kuchni wylepił z gliny palenisko do gotowania, spracowanymi rękoma zrobił i wygładził zagłębienia na drewno, żeby jego żonie wygodniej było gotować. Pobielił ściany i pięknie pomalował drzwi.
Drzwi, okiennice i framugi okien pomalował na niebiesko, żeby muchy nie leciały...
I wyruszyli w drogę. Po drodze mijali chałupy i domy.
Zatrzymali się w kuźni, żeby konia podkuć.
Dobra to była wizyta, a na świat przyszedł chłopiec!
Lata mijały i świat pędził do przodu nawet w naszej wiosce. Mały Felix dorósł, przejął gospodarkę, a teraz gospodarzem jest już jego syn. A w domu się zmieniło, oj zmieniło! Nie maj już czarnej kuchni. Teraz trzeba iść z duchem czasu! Czarna kuchnia połączyła się z kuchnią jasną, a w niej zdun wymurował piękną kaflową kuchnię z żeliwną płytą, z fajerkami!
Obok stanęło sprytne urządzenie, które gospodarz wypatrzył podczas wizyty we dworze. Jego młoda żona nacieszyć się nie mogła! Nic to, że wodę trzeba nosić, ale jaka to wygoda! I jakie statki czyste!
60 lat minęło. Chałupa się zmieniła, tylko po obejściu dalej żywizna chodzi.
I tak już będzie zawsze. Aż do naszych czasów! Tylko, że my, nawet mieszkając na wsi mamy prąd, wodę bieżącą, kuchenki gazowe ( chociaż nie ma to jak ścianówka!), centralne ogrzewanie - ale nadal lubimy piece, takie jak ten:
A co się stało z potomkami naszej rodziny? Najpierw poszli za chlebem, do miasta, a potem... wrócili, mieszkają w domu dziadków i prowadzą gospodarstwo agroturystyczne:-))))
PS. Oczywiście rzeczona rodzina jest wytworem mojej wyobraźni:-)))
A w podróż wybraliśmy się do Muzeum Budownictwa Ludowego - Parku Etnograficznego w Olsztynku
PS2.W odpowiedzi na post Kyji - starszych wózków w skansenie w Olsztynku nie było. W sieci znalazłam coś takiego:
Tylko skąd takie cacko wzięłoby się w wiejskiej chacie? A może ktoś ma zdjęcia wózków dla lalek z XIX wieku, a może wózek?
Zdjęcia chętnie przygarnę:-)))
65 komentarzy:
Bardzo ciekawa opowieść, bardzo...
Kiedyś przecież tak właśnie było :-)
Ciekawa opowieść. Gratuluję wyobraźni. Pozdrawiam
Dzięki za taką podróż w czasie.
Zupełnie inaczej się ogląda zdjęcia z takim komentarzem.
Czytam jak powieść z obrazkami:))
Dużą ilością obrazków :)))
Zawsze dłużej zatrzymuję się przy zabawkach i wózkach :)Są piękne.
Pozdrawiam
Asiu wspaniała podróż w czasie , pięknie to przedstawiłaś z przyjemnością dam poczytać dziś to moim dzieciom jak przyjdą ze szkoły gdyż uważam że to bardzo ciekawa lekcja może do nich być oczywiście historii :)
Pozdrawiam i ściskam Ilona
historia, choć nieprawdziwa, to mogłaby być prawdziwa :) fajny komentarz do zabytkowych przedmiotów. Zwróciłam uwagę na wózki dziecięce -te są młodsze, jak sądzę,siostra mojego teścia w latach 40-stych minionego wieku miała podobny do tego mniejszego.
Pozdrawiam!!
jak ja lubię takie klimaty i historia jak dla mnie:)
Kyja - zrobiłam na końcu mały dopisek:-)))
piękna historyja :)
Asiu wspaniała opowieśc ... i taka prawdziwa....zdjęcia dodają je uroku....
a jak naprawię swój komp to wkleję zdjęcia wózków jakie mam....
pozdrawiam
Fantastyczna opowieść.
Miło było przenieść się w dawne czasy.
Pozdrawiam serdecznie
Wspaniala podroz!
Cale miejsce znow ozylo jej mieszkancami.
Dziekuje i pozdrawiam!
To prawdziwa podróż w czasie i wyobraźni, dziękuję! :)
Bardzo miła podroż w czasie:)
Asiu,mam gdzieś zdjęcie siostry mojego teścia w takim wózeczku, jak znajdę, to wyślę Ci scan (zdjęcie zrobione na Pojezierzu Drawskim). Kiedyś czytałam wspaniały artykuł o wózkach dla dzieci, ale już go nie znajdę...Może pomocne będą te linki (swoją drogą dość ciekawy temat :)):
http://www.bangla.pl/artykuly/a15/historia-wozka-czyli-urzadzenie-do-transportu-dzieci
a tu jest zdjęcie wydatowanego wiklinowego wózka:
http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C3%B3zek_dzieci%C4%99cy
http://www.teutonia.com/pl/o-firmie/historia-wozkow.html
Kurczę, to z tego wynika, że "moje" dziewczynki nie mogły jeszcze mieć wózka! To w czym woziły lalki? Może im tatulo zrobił z drewna mini wóz drabiniasty?
jaka ciekawa historia!:)
nosiły lalki w chuście:)
No tak,czasami można pozazdrościć [z naszej perspektywy] spokojnego życia wyznaczanego porami roku i doby.
Dziękuję za podróż.Pozdrawiam
Super!
Takie historie powinny być pięknie wydrukowane i wisieć na ścianach domostw w skansenie!
Muchy naprawdę nie lubią niebieskiego?
Pozdrowienia!
pouczająca opowieść i fajne zdjęcia a wózek jakiś miałam na strychu ale czy z XIX w nie wiem wiem że wiklinowy i bardzo stary już moja mama się nim bawiła w nowy wtedy nie był..poszukam w wolnej chwili...pozdrawiam
Agata, strasznie ciekawa jestem tego wiklinowego wózka! Może udałoby się nam go "odatować":-))) M - własnie dlatego, że muchy nie lubią niebieskiego bardzo często malowano kuchenne framugi i okiennice na niebiesko, a same kucnie też "lubiły" ten kolor. Pamiętam, moja Babcia zawsze nalegała na niebieską kuchnię, niebieskie zasłonki na oknach i inne niebieskie dodatki. I to Ona powiedziała mi pierwsza, że kolor ten odstrasza muchy.
Olqa, a wiesz, że to jest myśl, z tym noszeniem lalek w chustach! Tylko, że w skansenie takich chust niet...
Na początek Asiu przyznamy się (bez bicia:) że owy Skansen w Olsztynku to przed wieloma laty (za czasów pracy w P.K.Z. Olsztyn)był częstym miejscem naszej pracy, obiektów robionych (poddawanych konserwacji) w Skansenie i dla Skanseny nie zliczymy, od skrzyń posagowych przez kołyski, krzyże przydrożne...a na całym wnętrzu (polichromie, ołtarz) drewnianego kościółka z Rychnowa kończąc.
Co do Twojej opowieści(komentarza do zdjęć)to brakuje w niej kilku mniej przyjemnych szczegółów: dźwiganie wody ze studni (dla ludzi i zwierząt), zimą ciągłe nie dogrzanie domu opalanego drewnem, przednówki i ciągły (w przeciętnym chłopskim domu) brak pieniędzy.
Stąd może niektórzy (@Aszka9)nawet piszą ,, pozazdrościć [z naszej perspektywy]. :)A tak przy okazji Olsztynek to najstarszy Skansen w Polsce :)
Jak zawsze cudownie napisana i obfotografowana historia :)
Pozdrowienia dla Was :)
Ależ czekałam na Wasz komentarz! Bo tak mi intuicja podpowiadała, że i Wasz talent i Wasze ręce się do piękności skansenu przyczyniły. A drewniany kościółek ( który niestety nie znalazł się w tej opowieści ) mnie zachwycił niemożliwym do opisania pięknem. No fakt, że bywało na dawnej wsi głodno i chłodne. Ale nasza rodzinka to gospodarze robotni i jak na tamte czasy nieźle sytuowani.:-)))
Asiu dziękuje za piękną opowieść i podróż wehikułem czasu do przeszłości naszych pradziadów .
Piękna historia i zdjęcia. Doskonale sobie wszystko wyobrażam. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa chaty kryte strzechą z klepiskiem i ogromnym piecem wylepianym z gliny oraz czarne i białe izby, do których jako letnicy byliśmy zapraszani. W jednej chałupie mieszkała Pani Stępniowa. Na początku lat 80. pojechałyśmy tam z koleżanką. Pani Stępniowa przyjęła nas świeżo upieczonym chlebem, masłem i maślanką. Dach kryty był już blachą, ale klepisko i sprzęty domowe pozostały te same. Prócz dachu nic się nie zmieniło, tylko dzieci wyjechały do miasta za chlebem.
Mam słabość do wózków dziecięcych. Jestem posiadaczką takiego, jak ten z prawej strony. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za tę podróż w czasie, dla mnie podwójną niejako
Piękna podróż do przeszłości:) Pozdrawiam!
najprawdziwsza z nieprawdziwych opowiesc i pieknie sie ja czyta i oglada. Lubie skanseny.A ten kolor niebieski to dla mnie niespodzianka, moze dlatego w Andach typowe domy maja tez niebieskie dodatki przy scianach bielonych na bialo wapnem. Zapytam kiedy tam wroce, moze starsi mieszkancy mojej wsi dadza mi odpowiedz. Sciskam serdecznie..
Cudnie Asiu wkomponowałaś swój tekst w obrazki :) , wiesz ,ze kocham takie klimaty..choć w tamtych ,czasach żyć byśmy nie chcieli ,łatwo nie było..:( Od razu obrazki z Chłopów Reymonta mi stają przed oczami..Ten skansen jest mi jeszcze nieznany..ale wszystko przede mną ...Pozdrawiam !
Wszystkie skanseny i stare domy, zamki, kościoły "wywierają na mnie presję". Otóż zaczynam sobie wyobrażać jak w tych ścianach, żyli ludzie, co tam się działo, o czym marzyli. Kiedyś opiszę Wam moją historię pewnego starego zamczyska:-)))
Świetna historia... fajne przesunięcie w czasie...
I powiem, Wam, że mimo ciężkiej pracy, braku wielu "usprawniaczy" Wtedy ludzie jakoś chyba mieli więcej czasu!
Zresztą... co tam ja to wiem... po pożarze mojego domu, przez cztery lata mieszkałam bez prądu, bieżącej wody itd... nie powiem, ze było lekko bo nie było, ale wieczorami siadaliśmy razem i gadaliśmy, czytaliśmy książki przy świecach, ja nawet haftowałam wtedy obrazy ( tak zarabiałam na chleb ).
Cudne miejsca! Piękne sprzęty! Oj miałabym co czyścić i odnawiać :) Pozdrawiam D.
Ależ to się czyta... i ogląda ;-) Przez moment nie byłam pewna, czy nie opisujesz faktycznych losów swoich przodków... bo przecież tak mogło być ;) i tak było!
Ciekawe, czy naprawdę niebieski kolor odstrasza muchy... współczesne ;-) Na wsi to plaga!
Uściski;)
konczac czytac ucieszylam sie ze to Twoja fantazja bo ta opowiesc choc piekna to malo realna w tamtych czasach .Wiem cos o tym szczegolnie piekna fantazja o kuchni i o gotowaniu jakze bogatym ,a to duszone miesko mniam i warzywka .Zyczylabym ludziom wtedy zyjacym takiego dostatku spokoju dzieciom zabaw i dziadkow z prezentami .
Piękna historia, mam pomysł na dalszy ciąg tej story ilustrowany zdjęciami mojego ulubionego skansenu w Dziekanowicach pod Gnieznem - gdy tylko znajdę chwilę czasu - zrobi się sequel;), jeśli można;)?
Dawaj Kretowata:-)))
U NAS BYLIŚCIE!!!! I tak sobie zerkam że nawet zdjęcia niektóre podobne mamy z mojej wyprawy do Olsztynka! Trza było dać znać o wyprawie:)))
nie... normalnie trafiłam na raj!!! uwielbiam takie miejsca, wszelkie styczności z historią 'na żywo' aż mi się gęba śmieje, pierwszy raz tu jestem i od razu taki rarytas, dziękuję i pozdrawiam autorkę bardzo serdecznie
Mieszkałam kiedyś przez tydzień w odciętej od świata leśniczówce w środku puszczy. Bez prądu, bieżącej wody i innych udogodnień. To był jeden z najcudowniejszych wypadów w moim życiu. Zachowałam w pamięci dźwięk mielenia kawy w ręcznym młynku, zapach pieczonego chleba i moc nalewek na leśnych ziołach.
Wybieramy się do Olsztynka jeszcze raz - Ivalia, wtedy na pewno się skontaktuję:-))) Teraz byłam na Dożynkach Wojewódzkich z Izbą Rolniczą z Elbląga - busikiem:-)))I strasznie się cieszę, że się Wam moja opowieść podoba:-)))
Asia
wspaniała wędrówka ... najbardziej kuchenne czerepy mi sie spodobały ... hehe
Ładnie to sobie koleżanka wzięła i wyimaginowała. :-) Pyszna wycieczka. No i nie wiedziałam o tych niebieskich ramach okiennych, że muchy odstraszają. A jak to do tego pięknie wygląda!
pozdrowienia :-)
jak ja kocham te stare, wiejskie klimaty..:) i kompletnie nie mija mi to moje zauroczenie:) dziękuję za tą piękną, ilustrowaną opowieść:)
Dziękuję za tą podróż w czasie:). Pięknie napisane i te zdjęcia, niezwykle klimatyczne. Uwielbiam stare przedmioty, zbieram uparcie pamiątki rodzinne z narażeniem życia przeszperałam ostatnio strych rodzinnego domu taty w poszukiwaniu zdjęć ze ślubu prababci i znalazłam:). Pozdrawiam.
Noooo ... przeczytałam jednym tchem. Świetna opowieść, masz talent, możesz tak częściej :)
Podłogi muszę przyznać to mają lepiej zachowane niż w mojej chałupie. Uwielbiam zwiedzać wszelkiego rodzaju skanseny, chłopskie domy, opuszczone gospodarstwa ... takie zboczenie ;)
Pozdrawiam serdecznie
Wspaniała i pięknie ilustrowana podróż w czasie. Dziękuję:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Asiu, ja byłam ostatnio w skansenie w Toruniu, niestety aparat mi nawalił:((( Tam też jest dużo ciekawych rzeczy do obejrzenia, np: młyn i wiatrak, remiza, nawet ogródki z kwiatkami. Tylko żywizny nie było. Gorąco polecam. Hania
Pięknie opowiedziane:)
w całej tej historii tylko ta szkoła dla wiejskich dzieci coś mi nie pasuje i to w 1840 roku... dalibóg nie uważałam chyba na lekcjach historii :) ps' chyba trochę 'zazdraszczam' Wam tego wiejskiego życia...
f.l.y
Byłam tu już w zeszłym tygodniu, po przeczytaniu tej historii mogę powiedzieć, że pamiętam podobne rzeczy z wczesnego dzieciństwa, glinianą polepę, bielone piece, ławy pod nimi, strzechy ... samo życie; pozdrawiam.
Gratuluje Pani pieknie wykonanej pracy nad ta opowiescia.Czy jest ona bardziej ,czy mniej prawdziwa i autentyczna to juz nie jest tak wazne.Nareszcie pojawilo sie na blogach cos swiezego,innego,choc lat ma tak wiele.Historia zyje w czasie i przestrzeni zarowno terazniejszej jak i minionej.To zdecydowanie podnosi range Pani bloga,ktory i bez tego jest bardzo dobry. Ketrzynianka klania sie.
dziękuję za podróż w czasie :), teraz wielu by chętnie do początków wróciło :)
Jak ja lubię takie klimaty, może żyłam gdzieś tam w przeszłości w poprzednim wcieleniu w takiej chacie? Super opowiedziałaś i super pokazałaś:)
Życie pewnie było trudniejsze, wiele czynności musiało być wykonanych siłą mięśni, prace w polu były ciągłym wyścigiem z czasem i walką o napełnienie spiżarni, ale zawsze urzeka mnie prostota wyposażenia i funkcjonalność sprzętów. Dziękuję za oprowadzenie. Pozdrawiam.
Kochani! Wasze komentarze ( wszystkie razem i każdy z osobna:-)))radują moją duszę! Już myślę, gdzie by tu następna wyprawę wirtualną zorganizować? Ale dzisiaj postaram się pokazać Wam później COŚ. Co wszyscy uznawali za niemożliwe do zrobienia, a było to dla nas arcyważne:-))) Jeszcze chwileczka...
A.
Asiu, piekna opowiesc! Tez bym chciala cofnac czas...chocby o rok, albo i pol...
Na chwilę wróciła przeszłość. Jak dawniej dbano o to, by sprzęty, wykończenie domu czy ogrodzenie były nie tylko użyteczne ale i piękne. Ciekawa opowieść, znac lwi pazur autorki !
Bardzo dobrze znam ten skansen bo jestem olsztynianką i bardzo często tam zaglądam. Szczególnie dobrze znam ten mazurski piec bo jestem w trakcie projektu hafciarskiego inspirowanego dekoracjami z tego pieca. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ostatni raz miałam okazje go oglądać gdy byliśmy tam z M. w skansenie na dożynkach. Bardzo miło wspominam ten wypad. Pozdrawiam serdecznie. Miło jest zobaczyć u kogoś na blogu bliskie sercu miejsca i klimaty.
Pozdrawiam serdecznie
T.
Lepiej późno niż wcale - zostaliśmy oczarowani na Amen. Dzięki stukrotne.
Pzdr.
Uwielbiam skanseny, można przenieść się w czasie. U nas na Podkarpaciu najpiękniejszy jest w Sanoku. Można podpatrzeć tyle pomysłów, poczuć zapach drewna i zupełnie zapomnieć o cywilizacji...
Piękne i niebanalne wnętrza. teraz panuje moda na taki styl:-)
Many thanks my friend for so interesting and nostalgic story!!!!
I like so much your wonderful photos and story!
Very nice Folklor-Museum!!!!
Many greetings pf Greece
Asiu, wiem,że minęło sporo czasu, ale właśnie znalazłam bloga, gdzie jest sporo zdjęć starych wózków dziecięcych (przypomniałam Sobie o Tobie:))-wkejam tu dla Ciebie link:
http://www.lisak.net.pl/blog/?p=3381
Kyja, dzięki za link!:-))) Może i czasu minęło sporo, ale zainteresowania nadal te same:-)))
Asia
Kyja, dzięki za link!:-))) Może i czasu minęło sporo, ale zainteresowania nadal te same:-)))
Asia
Prześlij komentarz