czwartek, 14 listopada 2013

Jesienne przypadki





Co prawda temat warsztatów serowarskich będzie wiodący, ale trochę aktualności z Siedliska pod Lipami godzi się napisać:-))) Jak zawsze o tej porze roku Wojtek jest wyjechany, a ja staram się ogarnąć wszystko tutaj sama, własnymi " ręcyma". Łatwo nie jest. Jesień to chyba jedyna pora roku ( ta późna jesień ) kiedy tęsknię za miastem i za cywilizacją. Bo to nie jest czas, kiedy na wsi żyje się łatwo. Zwłaszcza samotnej kobiecie. Nasz fragment drogi, na który mi zasług zabrakło i gmina go nie zrobiła zamienił się w błotniste bajoro. Jeepikiem to pewnie bym przejechała, ale Guciem ( znaczy się fordem ) już niekoniecznie. Że nie wspomnę o konieczności dowiezienia upału. Wiem, wiem - powiecie, że trzeba było kupić wcześniej. Ale wcześniej kasy za bardzo na takie zbytki jak parę ton węgla nie było. Kiedy w piwnicy pokazało się dno i opał się skończył podjęłam desperacką decyzję. Kupiłam kilka worków węgla, wrzuciłam do bagażnika i postanowiłam zmierzyć się z drogą. W strategicznym momencie rozpędziłam Gucia i ślizgiem przebrnęłam przez najgorsze błoto. Potem było gorzej. Opony zaczęły się ślizgać, przybuksowałam i naprawdę mało brakowało, a Guć stałby na środku "drogi" i czekał do przymrozków. Dałam radę, ale błoto wystrzeliwało do góry jak na rajdach terenowych. Dojechałam. Wypakowałam ( choć z trudem ) i na jakiś czas było. Potem zaczęło padać i zrobiło się jeszcze gorzej. W tzw. międzyczasie nasza Jadzia ( czyli moja przyjaciółka ) załatwiła nam gruz na drogę - panowie koniecznie musieli pozbyć się gruzu z rozbiórki. Cudny gruz, bez żadnych gwoździ, kafli i takich tam. Zasypali najgorszą dziurę, po czym cofali się coraz dalej. Tak się rozochocili, że nie przestali nawet po zmroku. Gruz wozili transitem. Nie dziwota, ze po ciemku koła im się omskły i wjechali poza wysypany fragment. Już wiecie co było dalej? Zakopali się. Ciemno wszędzie, mgła spowija żuławskie pola. Zawezwany na pomoc Sołtys wsiada w swoją niebieską maszynę z kogutem na dachu i przez dobrą godzinę wyciąga zakopanych budowlańców. Potem jeszcze przejechał parę razy po zagruzowanej drodze ( znaczy się tym fragmencie, bo dalej nadal bajoro ). Panowie mieli jeszcze dowieść gruz, ale jakoś ich nie widzę... A nową dostawę węgla trzeba było dostarczyć. 500 metrów po śliskim błotku od samochodu. W świąteczne dni, żeby ratować sytuację wyciągnęłam siekierkę i porąbałam ścięte jakiś czas temu resztki starej, uschniętej jabłoni. Co prawda nie bardzo mogłam potem ręce do góry podnieść i dłoń nie bardzo chciała się zaciskać, ale dało radę. Tylko, że to mało, mało! Bo jak w domu chłodno to Ciocia futerko zakłada, a widok Cioci wychodzącej z pokoju okutanej w futro źle wpływa na mój system nerwowy. Kupiłam więc węgiel. A potem po jednym worku przeciągnęłam to tałatajstwo taczką przez błotniste koleinki. Wczoraj. Dzisiaj znowu nie mam siły się ruszać. Ale w domu sauna... Teraz muszę zimówki do samochodu dotoczyć, bo gumę złapałam i trzeba do wulkanizacji. Powietrze z koła schodzi, a pompowanie przed każdym wyjazdem to też mało sympatyczne zajęcie. Któregoś dnia rano musiałam pojechać do świetlicy wiejskiej na kominiarski odbiór pieca chlebowego ( o piecu będzie osobno...). Strasznie mi się nie chciało pompką dygać i poprosiłam Jadzię, żeby po mnie kawałek podjechała. Kominiarze protopkiół podpisały, a my z jeszcze jedną koleżanką wzięłyśmy się za doprowadzanie świetlicy do porządku po pracach budowlanych. Wtem Jadzia odebrała telefon, w którym miły pan z agencji nieruchomości oświadczył jej, że ma klientów na wynajęcie mieszkania, które od pół roku stało puste. Jadzia wsiadła do samochodu tak jak stała - w dresikach, cała w pyle i pojechała. Razem z Jadzią pojechał mój portfel zostawiony w samochodzie... Skończyłyśmy sprzątać i miałam uroczy spacerek do domu prawie 3 kilometry wzdłuż rzeki Wąskiej. Deszczyk sobie mżył, dzikie gęsi popylały nade mną z furkotem. Ładnie. Doszłam do domu, siadłam do pracy przy kompie i...niechcący usunęłam sobie sterowniki od internetu. Do pracy internet jest mi niezbędny. Żeby ściągnąć sterowniki potrzebny był internet. Ale żeby do niego wejść trzeba mieć sterowniki... Telefon do Przyjaciela ( geniusza komputerowego ), umówiłam się na dostawę sprzętu do naprawy i wzięłam się za porządki. W pralce siadła pompa. Wypłukałam wszystko ręcznie, wyżęłam i poszłam na następny spacerek do samochodu i jazda do Jadzi po portfel i po zakupy. W ten sposób lenistwo zostało ukarane, bo i tak koło musiałam pompować, a co się nachodziłam to moje. Przyznam się, że ogarnęła mnie lekka desperacja, bo ciąg niefortunnych zdarzeń zapowiadał następne drobne acz uciążliwe katastrofy ( prawo Murphy'ego ). Wiecie co robiły nasze babki w takich chwilach? Okadzały chałupy szałwią. Tak zrobiłam i ja. Wzięłam susz szałwiowy, rozdymiłam i obeszłam wszystkie katy ku uciesze rozchichotanej Cioci. Ja tam nie wiem - przesąd, czy nie, ale pomogło. A pralkę nabędziemy jak nam droga obeschnie, bo taczką jej chyba nie dowiozę... W sumie może to i lepiej, bo to już straszny rupieć był.

No dobra. Wyżaliłam się. To teraz warsztaty. W skrócie, bo pełna relacja na blogu Dwóch Wsi.
Krzysiu Jaworski nasz "sermistrz" zaofiarował się, że przeprowadzi dla nas bezpłatne warsztaty serowarskie. Jako, że nasza świetlica jeszcze nie do końca nadaje się do przyjmowania kogokolwiek warsztaty zorganizowaliśmy razem ze stowarzyszeniem Janów-Drużno-Truso z Janowa, w ich świetlicy. Przyjechało ponad 30 osób i z powiatu elbląskiego, i z Elbląga, i z Żuław Malborskich, i z Gdańska, i nawet z Warmii - nareszcie poznałyśmy się z IVALIĄ w realu:-)))
Teraz nasze dziewczyny, które uczyły się na warsztatach ogarnęła pasja serowarska i sery robią już w domach. A na warsztatach było tak:

To my!




Dziewczyny z Weklic do tematu podeszły z pełnym profesjonalizmem:-)))



Pani Wójt z Jadzią i z Ivalią.



A jak sery wyglądają to wiecie. bo już o tym było:-)))
I poproszę o kciuki, żeby pech nie wrócił, bo muszę mieć wolną głowę do skończenia przewodnika kajakowego...

22 komentarze:

Sunniva pisze...

Asiu droga ! trzymam kciuki coby się darzyło i złe chochliki poszły w diabły!!!! U mnie też siedzi jakieś diabelstwo i chyba zrobię tak jak Ty... okadzę !!! Pozdrawiam . S.

Koza pisze...

Asiu jak ja dobrze Ciebie rozumiem i właściwie to nie obraź się, ale zamiast współczuć trochę mi się lżej na sercu zrobiło ;) Ja też już sama, podobne problemy, rozklekotane auto które raz po raz zakopuje się w błocie, do tego samotne wieczory, pochmurne mgliste dni i dużo, dużo więcej pracy po wyjeździe świętego.
A tu jeszcze nawet zima się nie zaczęła, chyba jednak bym wolała śnieg niż błoto.

A o serach zawsze chętnie czytam, oglądam i chłonę bo to moja pasja przecież.

Trzymaj się dzielna kobieta i byleby do wiosny, znów będzie kolorowo ...

Koza pisze...

A no i zapomniałam, skoro piszesz, że działa to też okadzę. Mam dużo szałwii nasuszonej. Może się trochę lepiej poczuję ;)

Unknown pisze...

Kozo miła, nie obrażam się bo i mnie lżej na duszy, ze nie jestem jedyna z jesiennymi zmaganiami. Dzisiaj muszę wykopać resztę późnych marchewek i pietruszek z ogrodu i trochę mi słabo na samą myśl...
Asia

P.S. A co do okadzania. Wedle przesądów okadzanie szałwią miało odpędzać złe moce. A z naukowego punktu widzenia dym z szałwii zmienia jonizację powietrza i je dezynfekuje. Więc jakby nie było - pamaga:-))) A z duchami dawnych mieszkańców lepiej żyć w zgodzie:-))) A.

Unknown pisze...

No po takich przygodach to chyba juz nic cie nie ruszy... Alez ty kobbieto masz zimna krew i zaparcie.. Ponoc tez jestem uparta i "zaparta" jak potrzeba, ale nie wiem , nie wiem... W kazdym razie chyle czola i podziwiam sery :))

Agniecha pisze...

Cześć Pracy! Szałwia działać musi, bo i Indianie Pn-amerykańscy jej używają w podobnych celach.Kciuki trzymam.:-)

Izydor z Sewilli pisze...

Będzie lepiej. Ja mam wiszące wianki szałwiowe w domu i chyba działa, choć nie okadzałam nigdy. Trzymaj się Kobieto pracująca na wielu niwach

Kretowata pisze...

O jak ja Cię rozumiem;))) O dobry Boże!!! u mnie kasy na węgiel nie ma jeszcze, czekam na tzw. "przelew", na co zawsze się czeka najdłużej;) Więc, żeby starczyło, jest 'pod wydział" - dwa wiaderka dziennie i ewentualnie - jak komuś bardzo zimno - niech sobie napali w kominku;) Trzymamy się tej zasady, a raczej - trzymaliśmy się, bo odwiedziła mnie Mama i... w jeden dzień poszedł zapas tygodniowy;)))) Ale za to w chałupie 28 stopni!!! Kruczek chłodzi się na kaflach, obok posłania, mała w gaciach lotto, a mama w koszulce;)))
Co było zrobić? Zmilczałam;)
Za to teraz też jestem słomiana wdowa, i na dodatek bezopałowa prawie wcale, więc raz po raz woreczek przytargam;) Ale jeżdżę po niego naokoło, przezornie, samym tylko asfaltem, bo dwa lata temu zakopałam się na fest - po błotniki;) Trzymajmy się, nie dajmy się - zima dopiero idzie;) Wczoraj u mnie padał lekki śnieg;) Tym optymistycznym akcentem kończę i przesyłam buziole;)

Nasza Polana pisze...

Wianki szałwiowe? Dobrze wiedzieć ;-) Nawet takie detale przydadzą się w przyszłości.
Dzielna jesteś - nie ma co. Rąbiesz i w błocku boksujesz i dajesz radę i nie poddajesz się nawet jak ciąg zdarzeń leci jak domino. Dbaj o siebie i nie przepracowuj. Zdrowie jest jedno. Ściskamy. :-)

Swiergol pisze...

sery pewnie mniammm, a ta seria niefartów na bank przez komete ISON wywołana :-), Okadzić się ziółkiem aromaticznym zawsze warto :-) aby "ZłEGO" przepędzić.
nereczka.

Aleksandra Stolarczyk pisze...

nasza wiejska poprawiona przez gmine droga, po paru rajdach traktorów z drewnem wzięła i się skończyła. Odwalilismy "gwiazdy tańczą na błocie" i zamknelismy sezon.Na zime mamy asfalt i bloki.Co bedzie na wiosnę? chyba sobie traktor kupimy.

GAJA pisze...

A ja mieszkam posesję za sołtysem i - utwardzone, odśnieżone, gruzem podsypane jak trzeba. Tak mi się trafiło! W dodatku piwnica i biblioteczka pełna, więc przetrwam.

SkandiChic pisze...

Super sprawa :)

Tupaja pisze...

U nas też posucha węglowa, na dodatek zassie nas dół tauronowy, bo nie wiadomo skąd mamy rachunek, za który 3,5 tony węgla by być mogło...Nic tylko się z dymem puścić...
pozdrówki!
Będzie dobrze! :)

Anonimowy pisze...

This is very interesting, You're a very skilled blogger. I have
joined your feed and look forward to seeking more of your great post.
Also, I have shared your web site in my social networks!


Look into my site; http://essentialfieldguides.weebly.com/

Ania z Siedliska pisze...

Asiu, cały czas powtarzaj sobie : wszystko mija, nawet najdłuższa żmija albo : patrz na to jak na teatr. Utwardzonej drogi od tego nie przybędzie ale może nastrój będzie lepszy ;-) ? Miejsce do życia masz piekne, a kłopoty miną. Uściski !

PannaDziewanna pisze...

4 kciuki trzymane ;)

Anonimowy pisze...

Bardzo jesteś dzielna Asiu i świetnie sobie radzisz.Kłopoty miną a ja życzę przede wszystkim zdrowia. Zima wg.większości tych od meteo ma być łagodna a wiosna nie tak odległa. Od kilku dni haruję w lesie bo ogrzewamy drzewem więc temat aktualny w większości wiejskich domów Pozdrawiam. Zuza

Sarenzir pisze...

U nas dopiero zaczęło padać ale jesienią to norma że nieprzejezdna droga na wies i chadzamy do domu piechotą zostawiając auta we wsi :) Za to płacimy za wywóz śmieci ale śmieciara nie dojechała do nas ani raz, czeka nas przeprawa w urzędzie :)Mam nadzieję że pecha w tym roku już wyczerpałaś, chociaz ja nazwałabym to wielkim szczęściem, bo z każdej opresji wychodziłaś z klasą :))). Warsztaty serowarskie.. mmmm miodzio !

Ica pisze...

Ależ zazdroszczę tych warsztatów! :)) Na zdjęciach widać, że było smacznie. :)
Czytając całą ta historię widziałam w wyobraźni wszystkie sytuacje, ale najbardziej Twoją minę! Ale Ty sobie ze wszystkim radzisz - dosłownie - i tego się trzymaj, A mi pozostaje trzymać kciuki. :))
Uściski,
I.

Bogumiła pisze...

Witam bardzo serdecznie,
Jestem Amazonką, autorką bloga "Dr Budwig i ja czyli leczenie nowotworów (i nie tylko) dietą" www.beme.com.pl
Chciałabym nominować Cię do nagrody Liebster Blog Award.
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów jeszcze nie rozpropagowanych na tyle, na ile zasługują, czyli o mniejszej liczbie obserwatorów niżbyśmy chcieli, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Jeśli zechcesz wziąć udział w tej miłej zabawie, podaję pytania, na które należy odpowiedzieć:
1. Co zainspirowało Cię do pisania bloga?

2. Jakie jest Twoje motto życiowe lub ulubiony cytat?

3. Co dla Ciebie w życiu liczy się najbardziej?

4. Kogo uważasz za prawdziwy wzór do naśladowania?

5. Co w Twoim życiu sprawia, że się nie poddajesz i idziesz dalej przed siebie?

6. Złowiłaś/eś złotą rybkę, która może spełnić Twoje 3 życzenia. Jak one brzmią?

7. Jakie jest Twoje hobby?

8. Czy posiadasz zwierzaka i co sprawia, że on jest Ci bliski ?

9. Twoja ukochana bajka z dzieciństwa to...?

10. Twoja ulubiona potrawa to...?

11. Książka, którą trzeba przeczytać wg Ciebie to:...?

Pozdrawiam cieplutko....
Bogumiła

ma.ol.su pisze...

Asiu, wiem, że nie było Ci do śmiechu, ale ja się aż popłakałam, tak mnie rozbawiłaś;) To jest jeden z najlepszych Twoich tekstów!
Pozdrawiam. I trzymaj się - byle do wiosny - jak to mówią:)