niedziela, 26 stycznia 2014

Pożegnania






To nie będzie optymistyczny post. Bo też i nie czuję się optymistycznie. Tak niedawno straciliśmy naszą czarną Norkę, a wczoraj musieliśmy rozstać się z jej bratem Julkiem. Ja wiem, że miały już prawie 18 lat, że żyły szczęśliwe, kochane i rozpieszczane, ale dużo tych strat i pożegnań ostatnio. Za dużo. I ludzie odchodzą, których kochałam i zwierzęta, i marzenia gdzieś odeszły, i wiara, że ograniczenia są tylko kwestią wyobraźni.
Julek i Norka były ostatnie z czwórki rodzeństwa. Trafiły do mnie jako maleńkie, cudem uratowane kociaki. Wychowałam, dwójeczce znalazłam domy, Julek pojechał do mojej Mamy, a Norka została z nami ( z premedytacją, bo chętni byli ). Oboje mieli charaktery pogodne, usposobienie filozoficzne i nie należeli do specjalnie aktywnych przedstawicieli kociego rodu. Przynajmniej tak myśleliśmy do czasu przeprowadzki na wieś. Bo tu się okazało, że Norka to urodzona łowczyni. Wszystkie ciepłe dni spędzała na zewnątrz, domagając się tylko, żeby ją co i rusz wpuszczać i wypuszczać. Bo a to trzeba do miseczek zajrzeć, a to się pomiziać, a to myszkę Pańci przynieść, bo może głodna. Zachorowała pod koniec roku. Nagle straciła chęć do życia.  Po dwóch dniach pojawiło się wodobrzusze. Zrobiliśmy wszystkie możliwe badania i nic nie było oczywiste. Ale kiedy po dwóch tygodniach leczenia kot zaczął gasnąć w oczach - podjęłam tę jedyną możliwą, trudną decyzję. Kiedy już jej serduszko przestało bić sprawdziliśmy z doktorem, co tak naprawdę było przyczyną. Potężny nowotwór zaatakował całą sieć - mocno ukrwioną tkankę, która znajduje się między wątrobą, a żołądkiem. Nowotwór uciskał na naczynia krwionośne, poprzerastał je i kot powoli umierał. To bardzo rzadko występujący nowotwór i kompletnie nieoperacyjny. Nawet u młodego zwierzęcia, a co dopiero u osiemnastolatki...  Julek, po śmierci mojej Mamy niemal wyłysiał z tęsknoty. Ale z czasem zaakceptował i nas i resztę stada. Nadal był miejscami łysy, trzymał się jednak nieźle. Wczoraj rano zjadł normalne śniadanie, wyglądał zdrowo. Po godzinie patrzę - kot ma sparaliżowaną tylną część ciała. Zero czucia. Nic. Nie wiem, co się stało. Czy źle zeskoczył i kręgosłup "poszedł"? Czy coś innego? Nie wiem. Biegiem do weta. Ale nic się już nie dało zrobić.
Ostatnie lata były czasem pożegnań i rozstań. Jest styczeń...aż się boję co przyniosą kolejne miesiące.

Norka


41 komentarzy:

carpe pisze...

Znam ból pożegnania i utraty.

tak mi przykro :(

przytulam

Kretowata pisze...

Norma na cały rok wyrobiona! Nie martw się, poszły do kociego raju, nie wiem, czy im tam lepiej niż u Ciebie, pewnie nie, ale to zawsze coś, taki koci raj...

Dani pisze...

W zeszłym roku odszedł mój ukochany kot. Miał 13 lat. 13 lat w naszej rodzinie.Echhh.Boli do tej pory. Czasem łapię się na tym, że rozglądam się, czy go gdzieś blisko nie ma :(

wiedzma-w-ogrodzie pisze...

Wiem co czujesz i strasznie mi przykro, ja ryczę jak wół po stracie karzdego zwierzaka :(
Trzymaj się...i miejmy nadzieję, że to już koniec porzegnań na ten rok...

ZłotyKot pisze...

Tak to z nami jest ,ja każedgo kota swojego opłakiwałam ,zapierałam się ,że już żadnego więcej ,bo człowiek się przywiązuje i potem cierpi. No i cóż ,nie schodzimy poniże j4 kotów i 2 psów. Uczucie wiąze się z cierpieniem nierozerwalnie i gdy godzimy się na milość czy to do człowieka czy zwierzęcia to musimy się też godzić z cierpieniem, jeśli liedyś odejdą. Trzymajcie się ciepło:)

Aga pisze...

Pożegnania aa bardzo trudne, Ja zawsze sobie powtarzam, że w przyrodzie musi być równowaga - jeśli zdarzyło się coś złego to znak, że musi zdarzyć się również coś dobrego. Może nie dziś i nie jutro, ale zdarzy się na pewno!

Ola pisze...

Tak mi przykro
Wiem co to znaczy dla właściciela strata ukochanego zwierzaka:(

Go i Rado Barłowscy pisze...

Także życzymy Wam, aby limit pożegnań był już wyczerpany na długo długo, albo jeszcze dłużej.

Fajnie, że dożyły w miłości tak sędziwego kociego wieku.

Pzdr.

,,Kozi las'' pisze...

Asiu nie będziemy Cię pocieszać. Wiemy że jak ten ból zagnieździ się w środku, to nikt oprócz nas samych nie jest w stanie go przegonić. To tylko zwierze mówią ci mądrzy i pragmatyczni, Aresa nie ma z nami już prawie trzy lata, ale Zosia ile razy zobaczy psa z ,,mądrym smutkiem'' w oczach zaczyna płakać. To tylko zwierzęta a może, to aż zwierzęta. Jest nam bardzo smutno razem z Wami, łzy kapią jak groch :(
,,Za dużo. I ludzie odchodzą, których kochałam i zwierzęta, i marzenia gdzieś odeszły, i wiara, że ograniczenia są tylko kwestią wyobraźni'' Niepokoją nas te słowa, pamiętaj że,, po nocy zawsze przychodzi dzień a po burzy spokój''
Ściskamy Was z całego serca i sił.

Joanna pisze...

Asiu... smutne wieści przynosisz... bardzo smutne...
dla mnie każde rozstanie... to udręka... taka przez kolejnych parę lat...
ściskam Cię mocno

Aga Agra pisze...

Oj smutno i ciężko Ci musi być teraz...Znam to...Trzymaj się...

Sunniva pisze...

Asiu! Trzymaj się ! To smutne... ale nie cierpią już i patrzą na Ciebie z góry z miłością ! Pozdrawiam. S.

lo pisze...

Żadne słowa nie pocieszą Cię teraz. Ból, kiedy odchodzą nasze zwierzaki zawsze jest straszny. Trzymajcie się.

Nasza Polana pisze...

Odejścia naszych najbliższych przyjaciół są zawsze trudne, bolesne,niezrozumiałe. Tęsknimy za nimi bo były i są treścią naszego życia, pogodą na smutki, radością gdy chmury... Nasz Bambo i Wasze Julek i Norka są już razem. Bambo z pewnością oprowadzi je po kocim niebie i jakoś sobie dadzą radę. Ściskam

dompodsosnami pisze...

Wirtualnie przytulam, bo przecież każdy z nas zna ból rozstania z kochaną istotą. Bardzo mocno życzę, aby limit rozstań był wyczerpany...

Magda Spokostanka pisze...

Kochane staruszki odeszły w spokoju.
Niesamowicie długo żyły!
Oby tylko wróciły marzenia i wiara, że ograniczenia są tylko kwestią wyobraźni.
Uściski!

Gorzka Jagoda pisze...

Asiu, kochane zwierzaki odeszły, jest bardzo smutno, to normalne - nikt w końcu nam nie obiecywał, że w życiu zawsze będzie przyjemnie. Lepiej je mieć za towarzyszy i później się smucić, niż nigdy nie poznać. Bardziej mnie niepokoi Twoje wypalenie i zniechęcenie w innych sprawach. Może czas odpuścić i po prostu przetrwać?

Magdalena pisze...

Smutne wieści...Druga Strona Tęczy się zapełnia. C'est la vie...

Tupaja pisze...

Miały cudownych Ludzi, cudowny Dom.
żadne słowa nie będą osłodą, pociechą. Trzeba przetrwać żałobę...
Pozdrawiam ciepło!

Alina pisze...

Wiem , co czujesz...Kilka lat wstecz musialam sie rozstac z moim kochanym wilczurem Barim, a teraz jeden z moich kotkow zaczyna miec problemy z tylnymi lapkami...Ne jest latwo sie rozstawac,ale musimy byc wdzieczni za ten czas, jaki dany nam byl z naszymi ulubiencami.
Sercem przytulam Cie...
Serdecznosci sle wiele

amelia10 pisze...

Tak juz jest,ze zwierzęta odchodzą. Ale są dalej z nami... w tym innym swiecie i opiekują się nami tam z góry, kochajac nas, tak jak my ich!
Przytulam w rozpaczy!

megimoher pisze...

bardzo, bardzo smutne.
W takiej chwili wydaje się- co z tego, że były, skoro odeszły.
Trzeba to przeżyć, przesmucić, nic nie pomoże.

Anonimowy pisze...

Kochani.

Przykro mi bardzo z tego powodu. Gdy przeczytałam ostatni post pomyślałam sobie, że mam ostatnio bardzo podobnie w życiu. Podobne odczucia. I także ostatnio (w ciągu 5 miesięcy) pożegnałam dwa koty, a i chyba zbliża się kres trzeciego.
Trzymajcie się mocno.Wierzę, że jeszcze wiele cudownych chwil zagości w Waszym życiu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Monika

Beti pisze...

Bardzo...bardzo boli jak odchodzi kochana osoba albo kochane zwierzątko........Serdeczne pozdrowionka.

koty-nurmi pisze...

Bardzo współczuję...

GAJA pisze...

Smutne, ale...
Wczoraj dowiedziałam się o strasznej chorobie kogoś, komu wiele zawdzięczam...

Sosnowa Hacjenda pisze...

To przykre gdy traci się swojego ukochanego przyjaciela,ale życie musi się toczyć dalej. Zawsze zastanawiałam się dlaczego tak się dzieje, że jedyną rzeczą której każdy jest pewien, to-to że kiedyś każdy z nas odejdzie ale wcześniej musi przeżyć ból i tęsknotę za kimś drugim. Ja w ubiegłym roku straciłam swojego psa ze Schroniska, kulawego Dżekiego, odszedł w dniu rocznicy mojego ślubu, ale ciągle pozostanie w moim sercu. Kochałaś jego, dbałaś o niego, może nie uratujesz wszystkich zwierząt ale zmieniłaś życie dla tego jednego lub tych kilku i dla nich byłaś całym światem.

Leptir pisze...

bardzo mi przykro.... zawsze tak jest jak się żegna przyjaciela.... ale to nie my gasimy te świeczki zycia...
przytulam mocno
leptir

Ola pisze...

Tak mi przykro... brak mi słów, by Cię pocieszyć, ale myślmy że za tęczowym mostem będzie mu lepiej....

Ica pisze...

Pożegnania i rozstania nie są przyjemne. Miejmy nadzieję, że po drugiej stronie nie cierpią,a Ty zrobiłaś wszystko co było możliwe.
trzymaj się,
I.

monique pisze...

oj i ja znam gorycz porzegnań :(( We wtorek idę na pogrzeb bliskiej mi osoby .. Przytulam mocno i trzymam kciuki za lepsze jutro .. Miłej nocy ..

Piotr pisze...

Współczuję, bo każdy kot i pies to członek rodziny i zostaje po nim pustka, jak po człowieku ...

zielnik hani pisze...

Tak bardzo rozumiem Twój smutek. Przykro mi bardzo, bardzo.

Olga Jawor pisze...

Straszna jest ta bezsilnośc, gdy ktoś kochany przez nas umiera, gdy patrzy w nasze oczy i szuka w nich nadziei a jej tam nie ma...Przezyłam to kiedys z moim osiemnastoletnim psem. Był tak mądry, tak telepatycznie ze mna powiazany, iż wiedział że odchodzi. Do dzisiaj sni mi się ta scena, gdy psina po raz ostatni na mnie popatrzyła.
Bardzo i Asiu współczuję i ściskam mocno!***

Unknown pisze...

Dziękuję Wam, kochani z całego serca za dobre słowa. Co nam pozostaje oprócz nadziei, ze w końcu musi być lepiej? Bo ile czasu można mieć pod górkę?
Asia

wuszka pisze...

przykro mi z powodu kotów :(

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Smutno. Wiem co to stracić ukochane zwierzaki. Współczuję Wam bardzo.

Qra Domowa pisze...

przytulam........

Na wsi pisze...

Nie musi być cały rok taki, jak początek. Nie wierzcie w to. Pożegnania z milusińskimi są okrutne. Ja musiałam zostawić na Mazurach kicię, którą odratowałam, odkarmiłam i przygotowałam do zimy najlepiej, jak umiałam. Zabrałabym ją, gdyby nie była dzikim kotem. Niestety, nie dała się do końca oswoić, natura wolnego zwierzaka wzięła górę. Długo się żegnałyśmy, ale wybrała wolność, o zapakowaniu do samochodu nie było mowy, o trzymaniu w mieszkaniu na II piętrze w bloku tym bardziej. I za każdym razem, gdy myślę, że ona tam ze swoimi kumplami (tylko jedna z całego grona kotów grasujących na mojej działce przychodziła pod dom) tuła się w śniegu i mrozie, zaczynam płakać, choć wiem, że to było dla niej najlepsze rozwiązanie (konsultowane z weterynarzem, sąsiadkami kociarami). Wasze kocury były kochane, szczęśliwe, zaznały najlepszego życia, jakie mogły mieć. Niestety, nasi mali przyjaciele żyją krócej niż my. Tak już ta przyroda sobie to urządziła. Muszą odchodzić, bo ich świeczka po prostu się wypala. Ale zostają w naszych wspomnieniach, na zdjęciach, na blogach... I dzięki temu nadal są gdzieś z nami. Trzymajcie się kochani. Ja sobie zawsze powtarzam, że nieszczęścia spadają serią, ale potem może być już tylko lepiej. Wiem, sprawdziłam na własnej skórze.

K.J pisze...

smutne wiesci i bardzo wspolczuje. 18 lat to kawal czasu, wiec wspomnien tez zostanie wiele, na szczescie.

Ania z Siedliska pisze...

Wiem doskonale, jak to jest żegnac ulubieńców. Pociechą jest ich długie życie u Was ale żal i rozpacz nie maleją od tego. Przytulam Cię serdecznie !