wtorek, 5 października 2010

Prząśniczki


Do minionej soboty wełna kojarzyła mi się wyłącznie z przytulnym swetrem, zamaszystą chustą lub czapą, która ma za zadanie chronić i zdobić. Przy czym byłam przekonana, że wełnę można nabyć bądz w postaci tak zwanego gotowca czyli kupując rzecz cudnej urody już wykonaną lub też - co zdawało się być nieco bardziej skomplikowane - kupując motki odpowiedniej barwy i gatunku oraz powierzając wykonanie cudu osobie nieco bardziej utalentowanej ode mnie.
O jakże się myliłam! Prawdziwe miłośniczki prac ręcznych, wełnistych wełnę kupują w postaci...białego puchu - jakby to powiedzieć...- zasadniczo prosto z owcy. Następnie puch ów czeszą, barwią i przędą. I to jest właśnie prawdziwy hand made! I jestem zachwycona. Wybraliśmy się z Wojtkiem na sobotnie spotkanie u Prząśnicy . Wojtek co prawda obawiał się, że będzie absolutnym rodzynkiem, ale miał fuksa i w iście babskim towarzystwie spotkał jeszcze rodzynków dwóch ( w tym jeden nieletni...)To, co można zrobić z owczym runem było dla mnie odkryciem. Tym bardziej, że można to zrobić we własnym domu i własnymi rączkami. Barwy jakie możemy uzyskać farbując czesankę ( czyli wyczesaną wcześniej wełnę ) w naturalnych barwnikach są po prostu niesamowite. Marzanna da nam łagodny róż, a lekko sfermentowana nostalgiczny łososiowo - wrzosowy, pokrzywa zabarwi wełnę na kolor zgaszonej zieleni, wrotycz na żółto, a reszty jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że Ela parę tajemnic mi zdradzi... Ale najbardziej zadziwiły mnie same dziewczyny. Bo wierzcie mi - to prawdziwa sztuka, żeby z białego runa stworzyć na przykład torebkę cud urody, chustę filcowaną, czy kieckę, która w każdej babce silniejsze bicie serca musi wywołać. No i okazało się, że przędzenie to wcale nie jest taka prosta sprawa. Moja nić za nic nie chciała być jednej grubości, tworzyły się na niej zdradzieckie gruzełki i rwała się w najmniej spodziewanym momencie. Na wrzecionie jeszcze pół biedy, ale kołowrotek wymaga naprawdę sporej wprawy. Najpiękniejsza była jednak atmosfera spotkania. Pamiętacie Anię z Zielonego Wzgórza? Tam kobiety spotykały się, żeby wspólnie szyć, rozmawiać, śmiać się i dzielić doświadczeniem. I przy wspólnym czesaniu i przędzeniu wełny jest podobnie. Ot atawistyczny powrót do korzeni kobiecości. Coś czuję, że kupię sobie wrzeciono...

Wespół w zespół!



Czesanie owczego runa



Mieszanie kolorów na własnoręcznie wykonanym przez Elę grzebieniu.



Nie jest łatwo wybrać odpowiednie odcienie...



Tu widzimy najmłodszego uczestnika spotkania na kolanach Taty.



Prawda, że piękna?



A to będzie nić

21 komentarzy:

MariaPar pisze...

Torba cudo !
Pozdrawiam serdecznie

,,Kozi las'' pisze...

Czyżbyś wcześniej nigdy nie widziała co można zrobić rękoma(własnymi)z runa (jak go nazywasz puchu). Może nie konieczne białego,bo bywa też w innych kolorach,prawda?
Bardzo nam miło ;)Pozdrawiamy

Unknown pisze...

Och, ale całkiem co innego jest zobaczyć, a całkiem inna inszość doświadczyć i spróbować własnoręcznie :-))) To zmienia perspektywę...

Ela Zeman pisze...

Asiu, miło było Was poznać. Kupiłam W. Country (ostatni numer) i pierwsze co zrobiłam - szukałam Twoich tekstów ;-)
Fajna relacja, a ostatnie zdjęcie - robi na mnie duże wrażenie - oddaje istotę rzeczy.
Pozdrawiam Was

Aleksandra Stolarczyk pisze...

po prostu ZAZDROSZCZĘ i tyle:)

ann007 pisze...

Ależ świat mały... mało brakowało a spotkałybyśmy się i tu bo mnie też nęciło... :)

Plastusia pisze...

Asiu, fajna relacja. Bardzo miło było was poznać i spędzić z wami ten dzień. Pozdrawiam i będę tu zaglądać. Daj znać, jeśli materiał na ten temat znajdzie się w druku.

Pracownia na Kaszubach pisze...

Asiu, tak ładnie napisałaś o naszym spotkaniu :) Jak wiadomo, przędzenie wełny w naszej kulturze wiązało się często ze wspólnym spotykaniem się prządek i być może na tych spotkaniach panowała atmosfera podobna do tej , która była podczas naszego spotkania:) Jest coś w tym zajęciu magicznego, co sprawia, że ludzie którzy widzą się po raz pierwszy w życiu, od razu czują się dobrze w swoim towarzystwie :) I mają ochotę na dalsze spotkania...
Muszę dodać, że grzebień zrobił mój mąż:)Grzebień jest bardzo prosty w budowie. Materiały do jego wykonania nie kosztują drogo. Można na nim zrobić piękne melanżowe czesanki .

Anonimowy pisze...

hm...moja babcia kiedyś przędła pamiętam ten świeży zapach owczej wełny a druga tkała kilimy , jeden mam do dzisiaj...a wrzeciono, tutaj zwane kołowrotkiem mam w piwnicy..:))kasiexa, to dobrze że takie się jeszcze robi..:)

Unknown pisze...

Och jak zazdroszczę takiego doświadczenia i spotkania tylu ciekawych ludzi. Bardzo dobrze ze mogłaś tam być i coś tak starego na nowo odkryć. A pomysł na kupno wrzeciona jak najbardziej trafny. Bo nawet jak nie znajdziesz czasu na te rozrywkę to pozostanie jako piękna ozdoba. Pozdrawiam
Ps. Zamieściłam u mnie przepis na te konfiturę z jeżyn. Ja robiłam na cukrze żelującym ale można i bez.

Anonimowy pisze...

Asiu kochana, cudnie i magicznie :) A nawet jeżeli to nie pierwszy Twój raz jako prząśniczki to i tak każdy jest jak pierwszy i bardzo magiczny :) Magia, jak to magia czasem bywa silniejsza, czasem słabsza :) Ściskam serdecznie i czekam na kolejne teksty, które mnie zaczarują na te kilka chwil :)

Magda - Aeterna

Unknown pisze...

Magduś, pierwszy raz trzymałam wrzeciono w ręku...

folkmyself pisze...

Ależ niesamowicie zazdroszczę takiego spotkania przy prząśnicy...
Brak teraz kobiecych spotkań, oj brak...

Agni pisze...

Cudowna torba, az sie w glowie nie miesci... Pa-Ag

folkmyself pisze...

Kochana oczywiscie że zapraszam do zabawy!

Grey Wolf pisze...

A taka wełna potem nie farbuje ? :)

Unknown pisze...

A nie wiem. Trzeba by się Eli zapytać...

Ori pisze...

Torba rzeczywiście rękami aniołów robiona - piękna! Pozdrawiam gorąco -Beztalencie Ori;-)

Ania z Siedliska pisze...

Szczerze mówiąc wolałabym od razu tkać. Zawsze mnie to ciągnęło (atawizm ? jestem z miasta tkaczy). Takie świetne, babskie spotkania są tez przy darciu pierza. Serdecznie pozdrawiam !

Konstancja pisze...

wcięło taki elaborat ... trudno od nowa ... było że jak mnie mogło tu nie być ... ale juz jestem i zauroczona zostaję :) ... akcja prząśniczki wspaniała a torba mówi sama za siebie że warto ... o koloryzowaniu pamiętam motyw z jakiejś norweskiej sagi - bo jak zmiotłam już powiesci o naszych rodzimych sielskich sagach to sięgnęłam po te norweskie ... inna to wieś ... inni ludzie ale wspaniały rytm życia wyznaczała im przyroda - w każdym razie w czasach kiedy jeszcze gotowych barwników nie było do uzyskanie i tu amnezja nie pamietam jakiego koloru używano acetonu ... no rodzimej produkcji i właśnie ta wstydliwa linia pochodzenia sprawiła że kolor dla wielu był niedostępny bowiem nie wypadało zdradzić materiałów użytych do uzyskania odcienia ... bardzo sympatyczny ten twój azyl ... podziwiam jak Danę i pozdrawiam :)

kyja pisze...

oo, jestem pod wrażeniem!!torba piękna!