wtorek, 19 czerwca 2012

O krok od kastastrofy





Wczorajszy dzień zaczął się sielsko. Rankiem zabrałam się za wyrób syropu z kwiatów czarnego bzu, nastawiłam zaczyn na wino bzowe, zlałam wino malinowe. Podleciałam kawałek z książka i napisałam następny rozdział. Wojtek kosił walcząc z dżunglą Jednym słowem - normalka. Przez cały czas towarzyszyło nam piękne słońce. Po południu zerwał się wiatr. Ciepły i przyjemny. Potem gościliśmy długo niewidzianego Przyjaciela. A później nastał wieczór. Wiatr ucichł. Słychać było tylko świerszcze, żaby i pobzykiwanie nielicznych komarów. Jednym słowem cudowny wieczór. Koło północy naszą uwagę zwrócił " obcy" dźwięk dochodzący z pobliskiego pola. Firmowy traktor robił opryski. W środku nocy! Jako, że charakter posiadam wyrywny, niewiele myśląc wskoczyłam
do Jeepika i pognałam w kierunku świateł traktora celem zrobienia solidnej awantury. Jednakowoż traktorzysta ujrzawszy zbliżającego się Jeepa w te pędy się oddalił. Ciemno było choć oko wykol. Nie chciało mi się jechać dalej i zawracać. Wycofałam więc tylko w ciemnościach samochód i zaparkowałam koło ogrodzenia, nie wracając już na stałe miejsce parkingowe. Weszłam do domu i w tym momencie lunęło, błysnęło, grzmotnęło i zerwał się potężny wicher. Galopem zawróciłam, żeby pozbierać w panice wszystkie zostawione na podwórku narzędzia, pozamykać drzwi i pozabezpieczać to, co zabezpieczyć trzeba. Deszcz siekł z niesamowitą siłą. I nagle mrok rozświetliła błyskawica, która zabłysła nad jedną z naszych lip - jakieś 5 metrów ode mnie. Usłyszałam cichy trzask i takie " szszszuuu". Specjalnie nie zwróciłam na to uwagi. Chwyciłam pod pachę zmokniętego Rycha i z trudem zamykając drzwi uciekłam do domu. Ale coś mnie tknęło. Patrzę przez okno i oczom nie wierzę. Świecę latarką i nie wierzę jeszcze bardziej w to, co widzę. Wołam Wojtka, ale tak nieśmiało, bo nadal to do mnie nie dociera. Lipa po uderzeniu pioruna rozszczepiła się i dwa potężne konary przewaliły się przez ogrodzenie. Upadły dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze 5 minut wcześniej stał samochód! Waląc się gałęzie oderwały kawałeczek odeskowania dachu, zwaliły ze trzy dachówki i wygięły rynnę! Spoglądając w ciemnościach na powalone drzewo z lekka osłabliśmy. Ciocia usłyszawszy, że pod jej oknem leży spory fragment drzewa nie mogła wyjść ze zdumienia. Bo uwierzcie mi - kompletnie tego nie było słychać. Konary o wadze kilku ton po prostu miękko osunęły się na ziemię. Ciocia po krótkiej konsternacji stwierdziła: " No tak, strasznie mi pokój zacieniało. Modliłam się, żeby Pan Bóg coś z tym zrobił...". Wojtek stwierdził, że martwił się brakiem opału bo w nadleśnictwie chwilowo drewna nie ma. Ewa narzekała na niedobór ciepłej wody, bo ojciec paląc w piecu oszczędzał.No i dobry Bóg jak widać ich próśb wysłuchał. Bo tak naprawdę, biorąc pod uwagę wielkość ponad 100-letniej lipy - szkody są niewielkie. Samochód nieuszkodzony, płotu wygiął się tylko kawałek, a drzewa będzie dość na kilka miesięcy. Ponieważ lipa okazała się w środku kompletnie spróchniała i uzyskaliśmy już w gminie zgodę na wycięcie resztki drzewa. Drugiej z lip zafundujemy sanitarną przycinkę. A mnie pozostało tylko złożyć modlitwę dziękczynną. Bo mogło być dużo bardziej dramatycznie. Ale naprawdę - trzeba bardzo uważać o co prosimy Pana. Bo szczera modlitwa spełni się na pewno. Problem będzie wtedy, jeśli modlimy się nieprecyzyjnie:-)))

Widok na pobojowisko



W środku pnia jest pustka, próchno i...korzenie małej lipki rosnącej na...dużej lipie!



Próchno w rękach Wojtka




Zbliżenie na miejsce pęknięcia



Tu gdzie leżą gałęzie pięć minut przed ich upadkiem stał Jeepik. 8 minut przed siedziałam za jego kierownicą...



PS. Ale wycinka całości jak sikorki wyprowadzą lęg, bo gniazdo ocalało:-)))
PS2. Właśnie stwierdziliśmy naocznie, że wiatr powalił nam jeszcze jedną śliwę na skraju sadu. A ile było na niej małych węgierek...ech życie... A we wsi zwalony kawał wierzby.










39 komentarzy:

Iza z Kidowa pisze...

Rany, Asiu ale historia. Można powiedzieć, z morałem! Szczęściem nic Wam się nie stało:) Pozdrawiam serdecznie i życzę łaskawej aury.

ewelajna Korniowska pisze...

Uff.. czytałam z drżeniem... W sumie można powiedzieć, jak dobrze, ze pan traktorzysta robił opryski... Dzięki temu autko nie ucierpiało. A straty...??? Same zyski. Z tą modlitwą to, widzisz, święta racja...:)
U na s wczoraj też burza z piorunami..:(
Pozdrawiam serdecznie i słońca Wam życzę!

,,Kozi las'' pisze...

No to mieliście szczęście ,a z modlitwami to czasem tak jest ,jak to powiedział Noe ,,Boże ja narzekałem na suszę ,ale żeby zaraz POTOP " :)
Trochę roboty narobił ten piorun ale zawsze mogło być gorzej :)
POZDRAWIAMY

Mona pisze...

niesamowita historia! Nie na darmo jak widać ma się wyrywny charakter ..wiem coś o tym :) ! Natura i tak czasami daje znaki ,pozdrawiam juz letnio..:)

ann007 pisze...

To w sumie dobrze, że modliliście się mało precyzyjnie - sami byście tego tak nie wymyślili... A tak - same plusy (poza płotem)... Cieszę się, że nic Wam się nie stało. Mina Wojtka na zdjęciu - bezcenna :)))

ann007 pisze...

Tak sobie pomyślałam, a może ten traktor to był tak zesłany specjalnie (wszak go nie zidentyfikowałaś) by Cię wywabić z domu w celu przestawienia samochodu i ocalenia go? :))) Bo w sumie, kto taki pracowity, by robić po nocy...?

Jacek Kobus pisze...

Fajnie, że macie szczęście! A ponieważ szczęście zwykle dopisuje seriami - nic, tylko w Totka grać...

Swoją drogą: czy wczoraj była Noc Oprysków? Nasz pracowity sąsiad zaczął pryskać swoją kukurydzę, do naszego pastwiska przyległą o 22.15. Dobrze, że akurat wyszedłem powiedzieć koniom "dobranoc", to je ściągnąłem w pośpiechu - i tylko się g..o wyspałem, a nikomu nic się nie stało...

jankasgarten pisze...

No, to tylko Bogu dziekowac. Mieliscie naprawde szczescie w nieszczesciu.
Pozdrawiam serdecznie i zycze wszystkiego najlepszego :-)

Fallar pisze...

Prace rolne w nocy to normalna sprawa, żeby robić komuś awanturę z tego powodu uważam za głęboko niestosowne, to jest wieś a CI LUDZIE PRACUJĄ!

Kto jest właścicielem pola? Jeżeli Agencja Rolna, to jest całkiem możliwe, że był to "dziki" rolnik. To znaczy taki, który zasiewa, dba o państwowe pola (inaczej leżały by odłogiem, a urzędnicy nie chcą z nieznanych powodów dzierżawić ani przedłużać umów ostatnio, protesty z tego powodu były) i pobiera z nich dotacje unijne. Uciekał bo to nie jest legalne, ale ja takich ludzi pochwalam i będę wspierać.

Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Fallar, właścicielem pola jest duża firma, która ma w sumie parę tysięcy hektarów. Oni czasem prace rolne wykonują naprawdę o dziwnych porach. Jak przeginają to się wkurzam - i oni o tym wiedzą. Stąd też zapewne odwrót traktorzysty:-)))

ankaskakanka pisze...

Szczęście w nieszczęściu. Mogło dojść do katastrofy ale dobrze, że wielkich szkód nie ma a i drewna Wam przybędzie. Pozdrawiam

Magda Spokostanka pisze...

Matko jedyna, co za wyrywny charakter! No lipę kobita zwaliła, bo się wkurzyła ...
Oprysk musi być, a jak firma z certyfikatem ekologicznym, to w nocy musi być. :)
A tak na poważnie, to może jakąś kapliczkę na tej lipie? Anioła Stróża masz wspaniałego!

Agni pisze...

Ktos z wyzszej strefy maczal w tym palce !!! Prosby zostaly wysluchane, wiecej tu dobrego niz zlego wiec czas na ...podziekowanie!!!
Uwielbiam takie historie i czytalam ja jednym tchem !
Sciskam -Ag

ania z zawad pisze...

no nieźle... mam nadzieje że nasza lipa nie zrobi nam takiego numeru, twu, twu przez lewe ramię!!!

wuszka pisze...

mieliśmy u siebie podobną historię. były u nas dwie lipy czekające na nadanie statusu pomnika przyrody
jedna z nich się doczekała (ta w naszym ogrodzie) - Lipa Danusi
druga, sąsiadka przez płot i drogę, rosnąca naprzeciwko nawy głównej kościoła - Lipa św Jana została powalona przez piorun. i też zrządzeniem losu przewróciła się akurat tak, że idealnie wpasowała między kościół a plebanię, nie uszkadzając nic oprócz kościelnego parkanu. tez zabytek, ale na szczęście tylko fragment ucierpiał. co ciekawskie, poprzedniej nocy wyśniłam zniszczenie drzewa, tylko nie sądziłam że to Lipy Jana :(

kyja pisze...

niesamowite! i uff,że nic złego w sumie się nie stało!
Modły mają moc:)

Anonimowy pisze...

To juz za chwilę nie będzie już "Siedlisko pod Lipami" tylko "Siedlisko pod Lipą"...

Anonimowy pisze...

opryski nocą są po to, aby nie szkodzić owadom, głównie pszczołom, które wtedy siedzą w ulu. I powinno się je robić właśnie po zachodzie słońca, czyli w czerwcu ok 22.
A co do lip to one tak mają, że są bardzo kruche a w środku lubią próchnieć. Dużo szczęścia mieliście, mi urwało lipę przy korzeniach, nie mogłam uwierzyć, że tak wielkie drzewo może się tak "ukręcić" podczas silnego wiatru.

Joanna pisze...

jednym słowem ... marzenia się spełniają ... niekoniecznie w sposób zamierzony

Nasza Polana pisze...

Całe szczęście żeś ocalała. Że Tobie się nic nie stało i że Anioł Stróż nie próżnuje. pozdrawiamy najcieplej

Anonimowy pisze...

Asia dobrze, że Tobie nic sie nie stało , historia stawiajaca włos na plecach .
U nas wczora tez była burza ale wsztystko wokół ocalało :)

Unknown pisze...

Szkoda mi tej lipy ogromnie! Ale co nie ma wyjścia - te sto lat z okładem zrobiło swoje. Jednak nadal będą dwie lipy, bo posadzimy młodą lipkę:-)))

jolanda pisze...

A ostatnio mi mówiono, że pioruny w lipę nie walą.
Asiu mam teraz pietra, bo lipa, ponad stuletnia, (oceniają ją na 140), dosłownie przy domku ogrodnika . . .
Historia nie z tej ziemi.
Pozdrawiam z zalanych zielenią Mazur

Baba ze wsi pisze...

Natura jest... sama nie wiem czy bardziej straszna czy wspaniała :)
Pasuje chyba jedno słowo - niesamowita.

Ivalia pisze...

Najważniejsze że wszystko skończyło się szczęśliwie :))) Pozdrowienia

Tupaja pisze...

Nieźle się u Was podziało...Dobrze, że bez ofiar w ludziach i zwierzynie.
U nas też pogoda deszczowo- burzowa. Przy domu jesiony okazałe, ale też czasem patrzę z lekką obawą, zwłaszcza jak uginają się od podmuchu wiatru.

pozdrawiam serdecznie!

Sarenzir pisze...

To się nazywa mieć szczęście w nieszczęściu :) Nie wiem czy zawsze tak jest ale kiedyś przeżyliśmy burze z piorunami na wakacjach pod namiotami , taka że obok waliły się drzewa- też kompletnie nie było słychać jak te drzewa padały na ziemię. Dobrze że Cie "wymiotło" już Ci nasi AS mają na nas sposoby , nawet traktorzystę w nocy posłał , żeby się Wam nic złego nie stało :)

Sąsiad pisze...

Ale jazda! A mogliście mieć nowego jeppa (o ile dobrze ubezpieczony :) Pozdrowienia

dompodsosnami pisze...

Uff! No to chyba wygląda na to, że cudem uniknęłaś paskudnego losu - razem z jeepem. Pan bóg to jednak miłosierny jest... Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, pozdrawiam najserdeczniej!

multanka pisze...

On zawsze słucha :) Tylko my musimy nauczyć się odpowiednio formułować nasze prośby :D
A na śliweczki przyjedź do mnie - zaraz będą wczesne a latem węgierki.
pa pa!

Leptir pisze...

o matko..... jak z horroru....
całe szczęście że cię "coś tknęło"
a swoja droga szkoda mi takiej dorodnej lipy....
najważniejsze że nikomu nic się nie stało, a szkody - niestety trzeba będzie naprawić....
pozdrawiam

siedziba nawojów pisze...

A nie pisałem, żeby nawiercić pnie i sprawdzić co w środku piszczy? Grunt, że nic się nie stało!
Pozdrawiamy znad Kwisy!

Piotr pisze...

Wracałem wczoraj z Warszawy przez Kaszuby i za Kościerzyną widziałem nagle kawał lasu sosnowego połamanego jak zapałki.
Macie szczęście, bo takie nawałnice są nie do przewidzenia.

Go i Rado Barłowscy pisze...

A jednak się szczęści ! Daj Wam Boże. Co do lipy na opał - od kilku lat szukam odpowiedniego, lipowego pniaczka, żeby zrobić to, co kiedyś obiecałem i trudno mi znaleźć. Moja rada - skoro łatwiej kijek pocienkować, niż go potem pogrubasić, zostawcie sobie z metr najgrubszego konara. Niech sobie okorowany schnie i sezonuje. A nuż kiedy przyjdzie natchnienie, albo i potrzeba, żeby co wystrugać? Będzie jak znalazł! Albo dla rzeźbiarza znajomego na prezent! Na pewno się ucieszy, jak fix.

Pzdr.

Gwenaelle pisze...

To naprawdę niesamowite ale jak taki wielki konar odpada od drzewa to jest tylko takie szuuuu. Przeżyłam coś takiego i wiem że jest tak. Mam nad domem takiego całkowicie wypróchniałego jesiona PP i kiedyś 1/4 jego korony zwaliła się na ziemię.
Jesteście pewni że tą lipę trzeba wyciąć? Każde stare drzewo ma "pusty środek"
Szczęśliwie nic się poważnego nie stało. Dobrze że piorun uderzył w drzewo nie w Wasz dom. Chyba mama czuwa nad Tobą Asiu.
Pozdrawiam!!!

wuszka pisze...

a pamiętasz lipę na dziedzińcu zamkowym w Olsztynie?
tę, pod którą się zawsze spotkania zamkowe - śpiewajmy poezję odbywały

Paulina pisze...

O rany ,dobrze że wam się nic nie stało.Historia krew w żyłach mrożąca.

Sunniva pisze...

Noooo kurcze!!! Przeżycie niesamowite... Straszno!!! Całe szczęście,żeście cało uszli z tego ambarasu! U mnie na podwórzu tez stoi ogromna lipa. Wspaniała, dostojna. W zeszłym roku burza nieźle ją potargała!!! Lecz szczęsliwie ocalała. Może dlatego, ze to "młódka";) ledwie 60 letnia;). pozrawiam wakacyjnie. S.

Ania z Siedliska pisze...

Dopiero teraz czytam tę niesamowitą historię i dreszcze chodzą mi po plecach. Mieliscie wielkie szczęście, że nikomu nic sie nie stało ! Z obawą patrzę czasem na moja lipę. Jest młodsza, ma ok. 60 lat ale też blisko domu. Brrr....
Limit piorunów na m.kwadr. juz macie wyczerpany na kilka lat ;-)))